Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wczesne wspomaganie nie działa w Polsce jak powinno

Fachowcy powinni wesprzeć malucha z problemami w obszarach, w których nie rozwija się prawidłowo. Fachowcy powinni wesprzeć malucha z problemami w obszarach, w których nie rozwija się prawidłowo. Alireza Attari / Unsplash
Z nowego raportu NIK wynika, że diagnozowanie niepełnosprawności trwa zbyt długo, a pomoc planowana i realizowana jest niedbale. Dzieci rosną i tracą szansę na większą sprawność.

Naczelna Izba Kontroli odwiedziła 26 instytucji zajmujących się wspomaganiem maluchów, których rozwój nie przebiega książkowo. Inspektorzy odwiedzili zarówno publiczne, jak i niepubliczne poradnie psychologiczno-pedagogiczne, przedszkola oraz specjalne ośrodki szkolno-wychowawcze. Na każdym etapie współpracy z dzieckiem i jego rodziną dopatrzyli się nieprawidłowości, które odsuwają w czasie rehabilitację. Odwlekanie potrzebnej pomocy może mieć dramatyczne skutki.

Dla kogo wczesne wspomaganie?

System wczesnego wspomagania stworzony jest dla małych dzieci, u których wykryto niepełnosprawność. Aż do momentu pójścia do szkoły dziecko z dysfunkcją powinno pozostawać pod opiekę specjalistów, pracujących według indywidualnego planu. Zespół wczesnego wspomagania składa się z psychologów, pedagogów specjalnych, logopedów, rehabilitantów. Fachowcy powinni wesprzeć malucha z problemami w obszarach, w których nie rozwija się prawidłowo. Podczas wczesnego wspomagania specjaliści korygują trudności wynikające z dysharmonii rozwojowej, dysfunkcji słuchu i widzenia, upośledzenia umysłowego, różnych postaci autyzmu, mózgowego porażenia dziecięcego, a także chorób przewlekłych i o podłożu genetycznym.

Im wcześniej zacznie się pracować z dzieckiem, u którego stwierdzono problemy, tym bardziej można mu pomóc. Niestety polskie placówki nie sprzyjają szybkiej reakcji.

Diagnoza pojawia się zbyt późno

Inspektorzy NIK przekonują, że system szwankuje już na starcie. Dzieci dostają diagnozę zbyt późno. Zaledwie 566 maluchów w roku szkolnym 2017/18 otrzymało opinię o niepełnosprawności przed pierwszymi urodzinami. Aż 70 proc. opinii wydawano dzieciom, które skończyły 3 lata, co gorsza, prawie 20 tys. dzieci trafiło do specjalistów dopiero w wieku szkolnym.

Przyczyną tej opieszałości może być brak precyzyjnego katalogu niepełnosprawności małych dzieci, które powinny być rehabilitowane. Dlatego niektórzy specjaliści nie decydują się na udzielenie wsparcia, licząc na to, że dziecko z problemów wyrośnie. Dobrze opisane i skatalogowane są natomiast dysfunkcje wieku szkolnego.

Czytaj także: Ile kosztuje niepełnosprawność

Jest zbyt mało fachowców i poradni. Na wizytę u psychologa mali pacjenci czekają po trzy–cztery miesiące. Od pierwszej wizyty do opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju mija od 4 miesięcy nawet do 4 lat. Rodzice muszą zgromadzić mnóstwo dokumentów, zdobywać kolejne opinie i orzeczenia w innych poradniach. Bardzo wydłuża to czas czekania na pomoc. Same opinie pisane bywają błędnie, co utrudnia planowanie pomocy dla konkretnego dziecka. Zdarza się, że produkowane są szablonowo, co wyklucza indywidualną terapię, a każdy niepełnosprawny dzieciak potrzebuje osobnego traktowania.

Terapeuci skarżą się z kolei na słabą czujność pediatrów i lekarzy rodzinnych. Rzadko wykrywają oni nieprawidłowości w rozwoju maluchów i kierują rodziców do przychodni psychologiczno-pedagogicznych. Powtarzają też, że również rodzice bywają niechętni wobec wizyty u specjalisty.

Z opinią też pod górkę

NIK zbadał, że odpowiednie warunki do wczesnego wspomagania oferowało zaledwie 52 proc. zbadanych ośrodków. Dzieciom rzadko udaje się uzyskać pełnowymiarową pomoc – zgodnie z prawem przysługuje im 4–8 godzin pracy ze specjalistą w miesiącu. Większość dzieci otrzymuje terapię w wymiarze 4 godzin, zdarza się, że mniej. Zajęcia nie są prowadzone podczas ferii i wakacji, tymczasem długie przerwy działają na niekorzyść dzieci.

Wielu pacjentów nie było na bieżąco diagnozowanych, nie sprawdzano, czy stosowana rehabilitacja jest dla nich skuteczna. Nie ma również współpracy pomiędzy różnymi instytucjami zajmującymi się zdrowiem dziecka – poradnie psychologiczno-pedagogiczne nie wymieniają się informacjami z poradniami lekarskimi. Łatwiej nawiązują współpracę z przedszkolami, niestety tu zawodzi brak rozwiązań prawnych. Przedszkola nie są zobowiązane do respektowania zaleceń opinii z poradni.

Brakuje pieniędzy, brakuje kadr

40 proc. poradni nie oferowało dzieciom wszystkich zalecanych zajęć. Zaniedbane są przede wszystkim terapia psychologiczna i integracja sensoryczna. Szefowie poradni tłumaczyli to brakiem odpowiednich kadr oraz finansów.

Tymczasem, jak można wyczytać w raporcie NIK, aż 68 proc. skontrolowanych placówek nie wykorzystało wszystkich przysługujących im środków. Oszczędzały na nich samorządy, przekazując mniej pieniędzy do poradni, do tego dyrektorzy nie mieli pojęcia, ile funduszy powinny dostać placówki.

W ten sposób dzieci nie chodziły na zajęcia, które były im potrzebne, tylko na takie, na które w poradniach wystarczyło pieniędzy. Trudno to nazwać właściwą, celową, dostosowaną do potrzeb małego człowieka terapią.

Czytaj także: Niepełnosprawne dzieci nie umierają, kiedy stają się dorosłe

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama