Scheda
Testament: jak zostawić po sobie porządek. Nic prostszego? Lepiej tego nie odkładaj
Artykuł w wersji audio
Istota ludzka, a przynajmniej większość z nas, zaopatrzona jest w poręczny mechanizm psychologiczny: autooptymizm. Z reguły tym żwawiej on działa, im człowiek jest młodszy. Oparty jest na niespecjalnie logicznych i racjonalnych przekonaniach: „Oczywiście, że każdy kiedyś umrze, ale ja na pewno jeszcze długo, długo nie. Naturalnie, że na świecie zdarzają się katastrofy, wypadki, w każdej chwili każdemu może spaść jakaś cegła na głowę, ale ja raczej mam szczęście. Rzecz jasna, ludzie zapadają nagle na śmiertelnie niebezpieczne choroby, ale moje geny są super, dziadek przecież żył 98 lat”.
Bez tej odrobiny magicznego myślenia prawdopodobnie nasz gatunek – ze swoją inteligencją i wiedzą – dawno by wyginął, dotknięty masowo kliniczną depresją.
Co więcej, często nawet ci, którzy uważają się za osoby racjonalne i praktyczne, gdzieś w głębi skrywają lęk, że nieopatrznie skuszą, przywołają śmierć. Niesiemy bowiem w sobie dziedzictwo kulturowe pełne przesądów i pieczętujących je obyczajów, co Marcin Kołodziejczyk opisał w artykule z tego cyklu „Podzwonne płoszy duszę”. I żaden to wstyd.
Zostawić po sobie porządek
W tradycyjnej obyczajowości jest również nakaz, by po sobie „zostawić porządek”. Sprawiedliwie obdzielić potomnych schedą, jasno wyrazić swoją wolę. Ale spory o spadek są wciąż przekleństwem dla relacji rodzinnych w naszym kraju. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości liczba spraw o stwierdzenie nabycia spadku – gdy wśród dziedziców nie ma różnic zdań – przekracza już 150 tys. rocznie. To wynik starzenia się społeczeństwa, więc liczba tych stosunkowo prostych procedur będzie tylko rosła (w ciągu ostatnich pięciu lat odnotowano wzrost o 15 proc.). Można je przeprowadzać sądownie (i wtedy nazywa się to „stwierdzeniem nabycia spadku”) lub notarialnie („akt poświadczenia dziedziczenia”).
Prawdopodobnie będzie też rosła liczba znacznie bardziej skomplikowanych spraw o tzw. dział spadku. Bo często na koniecznym stemplu, że ktoś rzeczywiście ma prawo do schedy, dopiero zaczyna się sądowa mitręga. Zwłaszcza wtedy, gdy spadkobierców jest wielu, majątek znaczny i zróżnicowany, a „dziedzice” skonfliktowani. I ktoś z nich wnosi o ów dział. Tego rodzaju spory mogą być rozstrzygane nie przez rok, dwa, lecz nawet – zdarza się – pięć lat. I niekoniecznie z powodu legendarnej opieszałości polskich sądów, ale z racji skomplikowania materii. Można tego jednak uniknąć, przeprowadzając operację „co komu” pokojowo – u notariusza.
Wydawać by się zatem mogło: nic prostszego, niż zrobić to, co się odkłada z roku na rok – napisać wreszcie ten testament. Ale, po pierwsze, gdy wśród spadkobierców nie ma zgody, mogą oni w nieskończoność podważać autentyczność „ostatniej woli” czy też dowodzić, że została ona spisana, gdy spadkodawca nie władał już należycie swoim umysłem. Po drugie, rzeczywistość tak w naszych czasach się skomplikowała – i komplikuje nadal – że nawet ludzie skromnie żyjący i niezbyt aktywni mają do przekazania bliskim dziesiątki niezbędnych kodów, oświadczeń woli, upoważnień, dyspozycji… Spadkobiercy powinni je poznać, zanim dojdzie do otwarcia i uprawomocnienia testamentu.
Jednakowoż testament w świetle prawa pozostaje wciąż aktem woli w tej sytuacji najważniejszym. Co więcej, jest to bodaj jedyny dokument, który – jeśli nie korzysta się z pomocy notariusza – by być prawnie ważny, musi być w całości napisany pismem ręcznym. Z lekką przesadą można jednak powiedzieć, że ma on dziś zastosowanie wtedy, gdy jego autor ma od zawsze jednego małżonka oraz jedno dziecko i napisze praktycznie jedno zdanie: że czyni ich jedynymi spadkobiercami, a np. męża – wykonawcą testamentu. Nie znaczy to, że człowiek – w wypadku testamentu odręcznego – nie ma prawa zadysponować swoim majątkiem dowolnie.
Gdy jednak chce go zdywersyfikować między liczniejsze grono, np. mieszkanie zapisać córce, domek letni – jednemu synowi, a drugiego wydziedziczyć, i jeszcze dodatkowo przekazać określoną sumę wybranej fundacji, przyjaciołom, oddanej opiekunce, to zdecydowanie lepiej pójść z tym do notariusza. Notarialna forma testamentu (odręczny będzie tu tylko oryginał podpisu) pozwoli to wszystko uporządkować i nadać zapisom poprawną formę, w precyzyjnym języku prawniczym. Co zapobiegnie późniejszym – wspomnianym już – mitręgom sądowym. Szczególnej staranności wymaga zapis o ewentualnym wydziedziczeniu – uzasadnienie tego postanowienia musi być mocne, zawierać przekonującą prawnie argumentację.
Oba rodzaje testamentu można zgłosić do – istniejącego od nie tak dawna w Polsce – Centralnego Rejestru Testamentów, gdzie ewentualny spadkobierca znajdzie dane notariusza, u którego dokument jest zdeponowany. Oczywiście można prosić o tzw. wypis z niego, czyli swoistą kopię, i trzymać ją zarówno w domu, jak i przekazać spadkobiercom, ufając, że nie zrobią z tego niewłaściwego użytku, np. wymuszając zmianę woli.
Testament zawsze mamy prawo zmienić – liczy się data jego podpisania. Teoretycznie w tym dokumencie może znaleźć się wszystko: od rozporządzeń majątkowych po szczegóły dotyczące stroju, w jakim przyszły zmarły życzyłby sobie wyruszyć w ostatnią drogę.
Czego (nie) życzył sobie zmarły
Wiadomo jednak, że od śmierci i pogrzebu do otwarcia, ba, czasem odszukania testamentu, mogą minąć tygodnie albo i miesiące. Toteż trzeba zadbać o dyspozycje, które bliskim pozwolą rozwiązać liczne dylematy. Np. te związane z pochówkiem, ceremoniałami, jakich życzyłby sobie (lub nie życzył) zmarły. Z tym ubiorem to nie jest wcale żart, podobnie jak ze sprawą wciąż dla wielu osób zasadniczą: trumna czy kremacja i urna. Dobrze, jeśli istnieje grób rodzinny i zawczasu szeroko rozumiana rodzina uzgodni – by użyć potocznego zwrotu – kto z kim będzie leżał. Wcale nie jest niestosowne rezerwowanie sobie miejsca w kolumbarium albo kwatery cmentarnej (choć niekiedy może razić kosztowność wystawionego sobie za życia pomnika; z tym chyba jednak wypada się wstrzymać).
Coraz częściej zdarza się, że człowiek podpisuje z jedną z akademii medycznych umowę na przekazanie swoich zwłok na cele badawcze i edukacyjne. I zostawia taki dokument w ręku wybranego wykonawcy woli. Co jednak, jeśli zwłok nie da się przekazać badaczom w ciągu pięciu dni od śmierci, a taki termin przewiduje umowa? Bo człowiek umarł w samotności, ścisły termin zgonu jest nie do ustalenia, w grę wchodzi postępowanie policyjne i prokuratorskie. Przydałby się zapis alternatywny, bo potrzebny będzie jednak jakiś pochówek. Polskie prawo stanowi, że urna z prochami powinna w ciągu pół roku znaleźć miejsce na cmentarzu. (Wiele zakładów pogrzebowych pozwala umieścić minimalną ilość prochów w tzw. relikwiarzu do przechowywania np. w domu).
O ewentualnych dyspozycjach co do daremnego podtrzymywania życia, gdy rychły zgon jest dla medyków oczywisty, pisał Paweł Walewski w poprzednim numerze. Obowiązujące pod tym względem prawo nie przewiduje ani udziału pacjenta, ani też jego bliskich w decyzji o zaniechaniu uporczywej terapii. Ale w praktyce sformułowana zawczasu na papierze wola danej osoby będzie wielce pomocna przede wszystkim członkom rodziny. Może ich zwolnić z etycznej rozterki, jaką przeżywają. Ostudzić emocje, gdy jeden krewny jest za szybkim zakończeniem cierpienia, inny nie traci nadziei do końca.
Podobnie rzecz się ma ze zgodą na pobranie narządów do przeszczepu. W tej chwili stan prawny jest taki, że kto nie sformułował wyraźnej niezgody, pozostaje do dyspozycji transplantologii. Znów: wyraźna pisemna zgoda na donację narządów, choć niewymagana prawnie, może znacznie ułatwić decyzję najbliższym, zneutralizować ich potężne w takich sytuacjach dylematy.
PIN, PESEL i NIP
I tak dochodzimy do dyspozycji wydawałoby się najbardziej prozaicznych, ale ogromnie ważnych. Rzeczywistość uwikłała współcześnie żyjących w dziesiątki PIN-ów i kodów, PESEL-i i NIP-ów. W kredyty i lokaty. W akcje i obligacje. W rozliczne konta, gdzie dajemy automatycznie powtarzalne zlecenia swoim bankom: czynsz, gaz, elektryczność, woda, śmieci… To wszystko jest albo zapisane w naszych urządzeniach, albo zgromadzone w niezliczonych teczkach i kopertach trzymanych w stosach w jakiejś domowej szafce czy etażerce, rzadziej w sejfie. Współczuć każdemu, kto „na piechotę” musi po takich śladach dojść, co zostawił po sobie zmarły. Nie tylko zresztą chodzi o lokaty, ale być może także długi i zobowiązania. Ich wartość może przekroczyć wartość odziedziczonych dóbr, a na decyzję o ewentualnym zrzeczeniu się kłopotliwego spadku prawo daje tylko pół roku.
Najprostszą radą byłoby wszystkie te konstelacje cyfr oraz literek zapisać i umieścić w bezpiecznym miejscu. Najmniej bezpieczny wbrew pozorom jest dom. Złodziej miałby w ten sposób wszystkie twoje zasoby – a i tożsamość – podane na tacy. Ewentualność pożaru, zalania, katastrofy budowlanej – z każdego serwisu informacyjnego dowiadujesz się dzisiaj o osobach, które wyszły z domu, jak stały. Papiery giną pierwsze. Zasoby cyfrowe – drugie. Jedni więc radzą, by te wrażliwe dane szyfrować, nagrać na pendrive i podać komuś zaufanemu tylko kod do nośnika. Inni – by kupić metalową, żaro- i wodoodporną skrzynkę. Jeszcze inni – by wynająć skrytkę w banku. Stuprocentowej gwarancji, że dane pozostaną bezpieczne i czytelne dla spadkobierców, chyba nie ma.
Ta rzeczywistość wymaga pilnych uregulowań. Również w sferze „spadku”, który pozostaje po odchodzących w przestrzeni cyfrowej. Uniwersalnych rozwiązań tu nie ma; prace w poszczególnych platformach podobno trwają. W niektórych po zgłoszeniu śmierci użytkownika można albo usunąć ślady jego cyfrowego istnienia, albo zostawić pewne treści pod hasłem „Pro memoriam”.
Z czasem, gdy będą odchodzić dziś jeszcze młode pokolenia, kto wie, czy tego rodzaju scheda nie stanie się głównym śladem po większości ludzi. Ale i dziś coraz więcej osób sędziwych żywo istnieje w internetowej przestrzeni.
Piecza nad testamentem
„Pozostawienie po sobie porządku” nie jest wyłącznie powinnością ludzi starszych, świadomych nieuchronności swego kresu. Są przecież sytuacje, gdy to właśnie ci w pełni sił życiowych bezpowrotnie odchodzą. Również rodzice małych jeszcze dzieci. Iluż dramatów dałoby się uniknąć, gdyby życzenia co do przyszłości potomstwa były jasno wyrażone w testamencie. I dyspozycje, kto miałby przejąć nad nim pieczę.
Coraz częściej młodzi, ale i starsi ludzie wiążą się ze sobą bez ślubu, bez zakładania sformalizowanej rodziny. I pewnie zza grobu jest im żal, że postawili tych naprawdę najbliższych bez żadnego zabezpieczenia na przyszłość, bez choćby prawa do zachowku. A mogli to zrobić w testamencie, na który zabrakło czasu, a potem i sił.
Młodzi ludzie są dziś narażeni na gwałtowne odejścia może nawet bardziej niż ci sędziwi, kuśtykający ku kresowi pod lepszą czy gorszą opieką systemu ochrony zdrowia. Sporty ekstremalne, ryzykowne podróże, czołowe zderzenia z autostradowymi szaleńcami naszpikowanymi narkotykami i alkoholem – sposobów kuszenia śmierci, bynajmniej nie magicznych, nasza cywilizacja wymyśliła bez liku.
Bardzo ona nasze życie zmieniła, uczyniła dłuższym i bezpieczniejszym niż kiedykolwiek w dziejach. Jedno wszak jest wieczne: konieczność, a przy tym nieprzewidywalność rozstania z życiem. Warto wyjść temu naprzeciw.
***
Dziękuję pani Magdalenie Arendt, wiceprezes Krajowej Rady Notarialnej, za pomoc w przygotowaniu tej publikacji.
Klucze do spadku: pakiet podstawowy
Nie pomieścimy tu spisu wszystkich dokumentów, które warto zawrzeć w pakiecie przygotowanym na wypadek naszego odejścia. Wszystko zależy tu od sytuacji danej osoby, np. tego, czy prowadzi działalność gospodarczą – wtedy lista dokumentów ogromnie się wydłuża. Oto nasz wybór, skrócony i w miarę uniwersalny.
1. Testament, najlepiej notarialny, zarejestrowany w Centralnym Rejestrze Testamentów
2. Akty woli, osobno spisane:
– w sprawie pobrania twoich tkanek i narządów do transplantacji
– w sprawie zaprzestania uporczywej terapii
3. Życzenia wokółpogrzebowe
– wola spopielenia lub pogrzebania w trumnie
– wskazanie miejsca pochówku, najlepiej ustalonego wcześniej z bliskimi
– wskazówki co do ceremonii (świecka czy religijna) i ewentualnej konsolacji
– lista osób, które chciałbyś zawiadomić o swoim odejściu
– list pożegnalny – skierowany tylko do bliskich albo też gości na ceremonii pogrzebowej
4. Dostępy cyfrowe
– lista adresów e-mail, portali społecznościowych, na których jesteś aktywny, dokumentów w chmurze
– zaszyfrowane kody do twojej komórki i komputera, kart kredytowych, alarmów domowych itp.
5. Lista adresatów twoich systematycznych rachunków
– dostawcy gazu, prądu, wody, internetu, operator sieci komórkowej itd.
6. Ważne kontakty telefoniczne i mailowe, by powiadomić o twojej śmierci
– do administracji domu, jeśli mieszkasz w bloku
– do twojego urzędu skarbowego
– do urzędu miasta lub gminy
7. Twoje pieniądze
– lista kont bankowych (nazwa banku, nr rachunku); kontakt do osobistego doradcy
– lokaty w funduszach TFI, OFE, IKE, IKZE
– akcje i obligacje w domach maklerskich
– kredyty i prywatne zobowiązania (dane wierzycieli)
– dokumenty leasingu
Uwaga: liczne banki oferują wypłatę części spadku dla upoważnionego spadkobiercy jeszcze przez otwarciem i uprawomocnieniem się testamentu. Trzeba w tym celu udać się do banku wraz z osobą, którą chcemy do takiej „przedpłaty” upoważnić, i podpisać stosowną umowę. Wypłacona awansem kwota, która potem będzie odliczona od spadku, może sięgać nawet 20 minimalnych krajowych – to zależy od banku.
8. Akty zasadniczego znaczenia
– akty notarialne, zasady zarządzania daną nieruchomością
– umowy kupna, najmu, dzierżawy
– dokumenty dotyczące prowadzonej działalności gospodarczej (NIP, REGON), kontakty do twoich księgowych i prawników oraz firm współpracujących lub dane pracodawcy, podpisane umowy
– świadectwa pracy, korespondencja z ZUS
9. Informacje medyczne
– wyniki ważnych badań, epikryzy (może się to okazać w przyszłości ważne dla genetycznego diagnozowania twoich potomnych)
10. Auto
– świadectwo ubezpieczenia, dokumenty wozu, zapasowe kluczyki
Więcej informacji o tym, jak przygotować „Czerwoną teczkę”, znajdą Państwo na stronie partnera naszej akcji Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio: hospitium.org/czerwona-teczka
Wszystkie teksty i wywiady, które do tej pory ukazały się w cyklu „Odchodzić po ludzku”, znajdą Państwo w specjalnej zakładce na naszej stronie: www.polityka.pl/odchodzicpoludzku
Zachęcamy też do dzielenia się z nami swoimi doświadczeniami: akcja@polityka.pl