Iga Świątek uległa Elinie Switolinie w ćwierćfinale tenisowego Wimbledonu 1:2 (5:7, 7:6 i 2:6). To wielki triumf Ukrainki, która wróciła do rywalizacji zaledwie trzy miesiące temu, po przerwie po urodzeniu dziecka. Z kolei liderka światowego rankingu znalazła się w najlepszej ósemce tego turnieju po raz pierwszy. I z tego należy się cieszyć, bo wcześniej jako seniorka najwyżej dotarła do czwartej rundy.
Iga Świątek i dziwny ćwierćfinał
Do oglądania pojedynku Świątek ze Switoliną przystępowaliśmy, mając świeżo w pamięci wielkie emocje podczas poprzedniej gry Polki ze Szwajcarką Belindą Bencić. Życzyliśmy sobie, żeby we wtorek było znacznie spokojniej. I na początku wszystko na to wskazywało, już w pierwszym gemie Polka przełamała przeciwniczkę. Później były obustronne breaki. Przy stanie 5:3 Idze brakowało dwóch piłek do sukcesu w secie. I wtedy nastąpiła trudna do wytłumaczenia zapaść raszynianki, która trwała do pierwszego gema następnego seta. Nic nie działało. Brakowało serwisu, returnu. Za to były nerwy. Może dlatego w długiej przerwie między setami, spowodowanej koniecznością zasunięcia dachu, główną konsultantką światowej liderki była psycholożka Daria Abramowicz.
Po wznowieniu pojedynku wydawało się w pewnym momencie, że rady poskutkowały, ale okazało się, że na krótko. Poziom falował, było sporo błędów. Najwięcej do życzenia pozostawiało drugie podanie obu zawodniczek. Przypominało, jak mówi trener Dawid Celt, rzucanie granatami. Ten set został rozstrzygnięty w tie-breaku, w którym finalnie lepsza była Iga Świątek.
Powiało optymizmem, który brutalnie przekreśliła Switolina. Od stanu 0:1 w decydującej partii zwyciężyła w pięciu kolejnych gemach. Rezultat: wyraźna porażka Polki 2:6.