Ahmed Biłałow. Były wiceprzewodniczący Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Pierwsza ofiara pokazowego gniewu prezydenta Władimira Putina z powodu niebotycznego rachunku za igrzyska. Biłałow miał dopilnować wznoszenia olimpijskich skoczni, jednak prace – przy których wzbogaciła się zresztą również jego firma – niemiłosiernie się ślimaczyły i podczas wizyty Putina rozgrzebana inwestycja kłuła w oczy. Na dodatek okazało się, że koszty budowy wzrosły niemal 8-krotnie, do 270 mln dol.
Biłałowa pozbawiono stanowisk, mankiem w kasie zajęli się federalni śledczy, więc przezornie ulotnił się z ojczyzny. Jakiś czas później poinformował jeszcze, że podczas rutynowych badań w Niemczech odkryto w jego organizmie czterokrotnie przekroczone stężenie rtęci. Obecnie w dobrym zdrowiu rezyduje w Wielkiej Brytanii.
(…)
Cuda. Budowlane, w związku z igrzyskami. Gdy wybrano Soczi na organizatora igrzysk, wszystkie olimpijskie budowle sportowe istniały tylko w skali mini, jako rekwizyty architektów i planistów, a miasto uchodziło za kurort letni. Nad brzegiem morza, na planie koła, oddalone od siebie o rzut kamieniem, powstały wszystkie kryte obiekty z pępkiem projektu, stadionem Fisht (który w 2018 r. ma służyć podczas rosyjskiego mundialu). Pozostałą część sportowej infrastruktury wzniesiono w górach, do tego jeszcze wioskę olimpijską, bazę hotelową dla 100 tys. gości oraz setki kilometrów dróg i linii kolejowych. Wszystko wygląda imponująco, jednak…
Cały artykuł Marcina Piątka w specjalnym noworocznym numerze POLITYKI – dostępnym wyjątkowo już od piątku (27 grudnia) w kioskach, a także w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!