Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Samotność transseksualisty

Leszek Zych / Polityka
Ryszard grał rolę mężczyzny przez lata małżeństwa ze Śnieżynką, córka też się niczego nie domyślała. Ale on wiedział wszystko, bo pytał samego Lwa - Starowicza.

UWERTURA (PROLOG, WSTĘP ORKIESTRALNY)

Przemuś. W przedszkolu w mieście M. dzieci malowały; piękny dzień, jesień, pogoda akwarelowa. Ręce i fartuszki miały umazane farbkami. W sali tumult, podniecenie, bieganie, duma z namalowanych domów i kotów. Wśród tego wszystkiego Przemuś stał urzeczony, bo wymyślił dla siebie przyjemność. Krzyczał do dzieci: mnie całego pomalujcie, będę schowany pod farbą!

Rysio. Za szkołą w centrum Warszawy najlepsi klasowi piłkarze dobierali drużyny, bo mecz. Dużo pluli, ubrania im śmierdziały szatnią. Laluś Rysio czekał na zmiłowanie, ale wiedział, że raczej go do gry nie wezmą i pójdzie do domu; mamusia ugotowała obiad. A jeśli wezmą, wiedział, że będzie wdzięczny tylko przez chwilę. Zawsze przy piłce buchało z chłopaków barbarzyństwo, Rysiowi to nie odpowiadało.

Jasio. Ospały dzień w domu we wsi Z., dziewczynki się nudziły. Miały pomysł, żeby pobawić się młodszym bratem, Jasio będzie ich dzieckiem, lalką. Siostry przebrały Jasia w sukienkę; nie grymasił, patrzył w lustro zdziwiony. Dziewczynki podziwiały kreację; oto narodziła się ich trzecia, bardzo piękna siostra. Pierwszym świadomym wspomnieniem Jasia stał się dziewczęcy zachwyt.

 

Libretto (ZARYS, AKCJA DRAMATYCZNA)

Przemek. Nie został aktorem, a chciał. Jako najstarszy syn w wielodzietnej rodzinie, w fabrycznym miasteczku M. na południu Polski, musiał iść do pracy. Podobnie było z pianinem: nachodziła go w młodości żądza wyrażenia siebie za pomocą pianina, bębnienia z ogniem, fortissimo. Ale nie umiał grać. Siedział więc nad elektroniką, nad mechaniką, budował tranzystory, palce miał do tego dobre, wirtuozerskie. Całym jego światem był dom, z kolegami nie chodził, wódką się brzydził, a kiedy przyszedł czas, zabrało go wojsko i został fotografem jednostki w Kazuniu.

W mundurze przyjechał do M. wziąć ślub. Żonę poznał dużo wcześniej, w technikum przyzakładowym, na praktyce obróbki skrawaniem; niby szczupła brunetka, kruszyna przy maszynie, wzruszająca i bezbronna, a w jego oczach jakaś potężna przez swoją kruchość – tylko kobiety tak potrafią. Urodziła mu pięcioro dzieci. Przemek otworzył w M. zakład mechaniczny, został pracoholikiem, utrzymywał rodzinę. Artystycznie stało się jasne, że świata nie zadziwi. Miał gitarę pudłową z wojska, leżała na szafie. Jeszcze próbował po pracy na kursie akordeonistów, w panice przed uciekającym czasem; akordeon też na szafie.

Żonę teatralizował i uwznioślał w ciszy mieszkania w bloku, w mieście M., ciuchy jej dobierał, makijaż doradzał krzykliwy jak u matrioszki. Mawiał: kobieta zmienną jest, idealną istotą, zmienia się co do wizerunku. Prosił, żeby zmieniała się według pór dnia, ale z wiekiem robiła się zmęczona, praca wydobyła z niej rysy, których Przemek nigdy nie dostrzegał u Marilyn; podziwiał Marilyn Monroe, o której oczywiście wiedział, że dawno umarła.

Przemek popadał w nerwicę, po pięćdziesiątce obudził się na nerwowym oddziale.

Rysiek. Prosił rodziców o łyżwy figurowe, kupili mu hokejówki i radzili: z chłopakami byś poszedł się wyszumieć. Już coś im widocznie kołatało o Ryśku. Ale koledzy też przeczuwali, każdy dostrzegał na Ryśku kokon. Więc rano, w strachu przed szkołą, Rysiek przykładał termometr do żarówki; matka zostawiała go w łóżku jako chorego, musiała iść do pracy; on się wykluwał w tej samotności.

Ojciec zbudował kiedyś w pokoju szafę z podwójnym dnem, w szafie żyła Ania. Tak było na imię lalce Ryśka, ale skrytka powoli wypełniała się starymi sukienkami mamy, które syn wyratował ze śmieci; Anią zostawał sam Rysiek. Chował na dnie szafy dwa pamiętniki, Ryśka chłopięcy, Ani dziewczyński, kwietny; w lusterku matki przeglądała się pomalowana twarz Ani. Przyjemność spotykała się z miłym przerażeniem, że ktoś wejdzie i zobaczy; wreszcie Rysiek się dowie, kim jest. Ania odkryła u rodziców na półce książkę o dewiacjach, przeraziła się; zakochani w trupach, zjadacze odchodów, radzieckie terapie dla homoseksualistów: kobieta jako miły zapach i błoga muzyka, a każde odstępstwo od normy to robale i wymioty. Jeśli przetrzyma się słabość, można się nie przepoczwarzyć, kwestia woli. Ojciec zabierał więc Ryśka na męskie łażenie po górach, kumpelsko poklepywał po plecach; syn był denerwująco powściągliwy; walczył o utrzymanie w sobie kobiecości.

Rodzice posłali Ryśka do technikum na drugim końcu Warszawy, na Wolę, godzinę tramwajem. Tam się nagle odnalazł: gitara, kabaret, papierosy, rock, pisanie wierszy, pątniczy sweter i broda; w technikum nie było piłkarskiego kultu siły, liczyły się słowa. Rysiek był gwiazdą, Ryśka kochali, był równym chłopem, artystą; dziewczyny lgną do takich. W Śnieżynce Rysiek zakochał się bez pamięci, nie rozstawali się. I tylko kiedy Śnieżynka siedziała z dziewczynami w kawiarni i szeptały pochylone nad stolikiem, Ryśka brała zazdrość, że nie jest ich koleżanką.

Wieczorami wychodziła jednak na miasto rozdygotana, ogolona i samotna Ania.

Janek. Zawsze cenił w sobie wrażliwość, ciepło, magiczność i inne kobiece cechy. A umysł miał ścisły, syntetyczny; z transpłciowością jest jak z wektorem wypadkowym rzuconym na płaszczyznę – uzyskuje się zbiory cech męskich i żeńskich, a następnie sumuje i cieszy z bogatej osobowości. Janek miał umeblowane w głowie, meblował metodycznie i na zimno, zaczął od odcięcia korzeni wsi Z. Zawsze uważał, że koleiny życiowe to łatwizna, szkielety bezkrytycznie przejmowane wraz z wychowaniem, role jak buty – wkładasz i idziesz męskim krokiem; a rozpacz z powodu niebycia kobietą promieniuje z ciebie; zgniła aura. Wypierania i wyrzekania Janek by nie zniósł; przemawiała zwłaszcza natrętna myśl o nagrobku – napiszą mu kiedyś „tu leży Jan”, a to będzie półprawda.

W Warszawie znalazł pracę specjalisty w firmie telekomunikacyjnej; dział badawczy, środowisko naukowe. W mieście ludzie ledwo zauważają facetów z pomalowanymi paznokciami, ze świecidełkami w uchu, z henną na brwiach. W wielkich miastach różowe tiszerty bywają męskie. Wieś Z., rodzice i siostry zostały z niedowierzaniem, z bigoteryjnym wstydem, z transpłciowością Janka zamiecioną pod dywan, ze strachem, że kiedyś powiedzą, co myślą – Janek się obrazi i już nigdy nie przyjedzie, bo jest dumny; ale to ich problem. Godzinę zabierało Jankowi przeistoczenie w zmysłową i dystyngowaną Anię; wychodził kolekcjonować uśmiechy i spojrzenia. Mózg wychwytywał nastroje otoczenia na sposób estrogenowy i testosteronowowy jednocześnie; transi podróżujący między płciami zawsze więcej wiedzą o ludzkiej naturze.

Ciała mężczyzn nigdy się Jankowi nie podobały. Ale własne ciało lubił do zachwytu, bo nie stawiało mu oporu. Dlatego jednogłośnie doszli z Gretą, Janka dziewczyną, do wniosku, że nieodwracalne przepoczwarzenie nie jest mu potrzebne; podniecające są tylko te odwracalne.

 

Opera semiseria (DRAMAT Z ELEMENTAMI KOMIZMU)

Przemysław. Mówi: Telimena się we mnie zawsze dobijała, czekała na swoją scenę jak kostium operowy, na oddziale nerwowym wreszcie wyszła w reflektory. Braw nie było, widownia pusta; nikt nie lubi przeżywać swojej niezwykłości samotnie. Telimena występowała w domu, po robocie, najpierw niewprawna pudernica, w ciuchach żony i w peruce biegała szczęśliwa między lustrami w przedpokoju i łazience. Wieczorami Przemysław chował Telimenę w sobie i szli do gabinetu kosmetycznego, miejsca czarodziejskiego, jedwabnego. Telimena prosiła kosmetyczki: dziś zróbcie mi Barbie, Marilyn, Madonnę. Starały się; Telimena paradowała ulicami miasta M. przeglądając się w wystawach sklepów, w drogeriach, głosem Przemysława pytała o szminki i tusze, rozmowy cichły, a ta trzpiotka chichotała w dłoń. Przemysław był abstynentem, Telimena lubiła słodkie wina.

Któregoś dnia w mieszkaniu Telimena źle wyliczyła czas spektaklu; syn Przemysława wrócił ze szkoły, dzwonił do drzwi, przez wizjer widział spłoszoną długowłosą kobietę i słyszał stukanie obcasów; otworzył mu zbudzony z potliwego snu tata. Tego dnia do opery weszła publika i wygwizdała Telimenę; żona bardzo płakała.

Przemysław się przestraszył. Z warsztatu dzwonił do wszystkich telefonów zaufania. Przemysław zabierał Telimenę na działkę. Żona przemówiła na temat rozwodu. Telimena odkryła transpłciowe party w Warszawie, jeździła starym Fiatem, czasem przeobrażała się na stacjach benzynowych. Kartę płatniczą Przemka podawała kasjerowi dłonią z czerwonym pazurem. Telimena mówiła: Lubię być w tę i z powrotem, kocham kobiety, ale nie chcę być już zawsze kobietą. Żona mówiła: Wy się tam pieprzycie. Telimena pojechała opowiedzieć o sobie w telewizji, kiedy wróciła do domu, rodzina chciała ją zjeść. Aż kiedyś przed świtem, w najgorszej porze dla samotnych, Przemysław zostawił na stole w kuchni dokumenty, kluczyki i pieniądze, pierwszym pociągiem pojechał do Warszawy. Na Dworcu Centralnym położył się na ławce i czekał, aż ktoś przyjdzie go brutalnie zabić; być może wtedy żona poświęci mu trochę uwagi. Był to pomysł Telimeny.

 

 

Ryszard. Mówi, że zdecydował się na bycie mężczyzną, pokornie grał tę rolę przez lata małżeństwa ze Śnieżynką; ich córka też się niczego nie domyślała. Ale Ryszard wiedział wszystko, bo pytał samego Lwa Starowicza; dostał zaświadczenie o swoim transseksualizmie, o toczącej się wojnie między płcią jego ciała a płcią mózgu. Raz tylko wyjął ten świstek z portfela – na komisji wojskowej; jednak zasiadający w niej trep powiedział, że to nic nie szkodzi, Ryszard dostał kategorię A i poszedł do wojska redukować kobiecą wrażliwość. Śnieżynka czekała, bardzo im było siebie żal. Potem Ryszard zdał na psychologię, by wiedzieć, co robić, gdy ze starej szafy wychodzi Ania z kwietnym sekretnikiem.

Mówi: Samotność była synonimem mojego problemu, wśród ludzi byłem agentem z innego świata. Uciekał w pracę, pracował w mediach. Cały czas musiał mieć zajęty, pokrywał się kurzem przy biurku, koledzy pytali: Czemu jesteś taki smutny? A powinni pytać: Czemu się za siebie nie weźmiesz, Anka?

Ryszard i Śnieżynka byli razem przez 23 lata; nie mógł jej dłużej oszukiwać. Została popękana i rozżalona, a Ania jeszcze głębiej osunęła się w samotność.

Jan. We wsi Z. 2 lata temu zrobił coming out, rodzinie pokazał na zdjęciach piękną Anię; nic nie pojęli, próbował tłumaczyć, ale woleli raczej rozmawiać o pogodzie i co na obiad. Jan zostawił ich w stanie rozbitym, z otwartymi ustami, wrócił do Warszawy – do obojętności i wymarzonej przez transów atomizacji; w godzinę później windą zjechała zjawiskowa Ania i poszła skupiać uwagę przechodniów.

Jan mówi, że w latach dwutysięcznych w środowisku transów zaczęło się dziać. W siedzibie Kampanii Przeciw Homofobii transi mieli spotkania, doszło do zjednoczenia pod tęczowym sztandarem LGBT; lesbijki, geje, biseksualiści, a literę T przewidziano dla transów. Przychodzili ludzie rozhisteryzowani, samotni, z żyletką na myśli; ale także twardziele, uparci, wypełniający wymagania, które polskie prawo przewidziało dla zmieniających płeć.

Przyszedł Janek jako Ania, Greta nie mogła oderwać od niej oczu. Greta, lesbijka w związku z kobietą od 10 lat, współorganizatorka feministycznych manif, zakochała się w Ani tak nagle i mocno, że potem nie miało już znaczenia, że Ania to facet. Obie rodziny odetchnęły; Greta miała faceta, Janek miał kobietę. Albo odwrotnie; piękna pogoda, co dziś na obiad?

 

Intermezzo (MINIATURA, SAMODZIELNA KOMPOZYCJA)

Ryszard, Janek z Gretą i Przemysław poznali się przez Internet; Ryszard jest pewien, że Internet uratował życie wielu transom. Czytali transowe historie o samotności, które dzieją się wokół, w wiejskich domach i w zaprojektowanych z myślą o rodzinie osiedlach bloków.

Półtora roku temu Anna Grodzka, wcześniej Ryszard, została prezeską wymyślonej przez siebie fundacji Trans-fuzja. Fundacja zajmuje się sprawami polskich transów, od terapii po meandry zmiany płci. Anna Grodzka musiała stanąć przed kamerami, pokazać się publicznie jako duża, zadbana pani, żeby rzecz uwiarygodnić. Mówi: To jest moja prywatna zemsta na losie, który mnie tak potraktował. Ania z Gretą były przy narodzinach fundacji, Telimena sympatyzuje; teraz Trans-fuzja szuka słów, aby móc zrozumiale mówić publicznie, o co jej chodzi. Bo ludzie najczęściej myślą, że o dziwne odmiany seksu. Fundacja mówi o: transfobii (strach przed transpłciowością), edukacji społecznej (chcą móc wejść do szkół i opowiedzieć o sobie), wylęganiu się, o refundacji leków dla zmieniających płeć (hormony są bardzo drogie), wyleczeniu fizycznym i społecznym (jako o ziemi obiecanej dla transów).

Wiosną 2009 r. Anna Grodzka i Lalka Podobińska, prezeski Trans-fuzji, stanęły przed kamerami, żeby upomnieć się o podwójne dowody tożsamości dla transów. Ludzie zależni od płci mózgów, często nie wiedzą, jako kto się obudzą. Niektórzy muszą migotanie płciowe wyciszać ubiorem; to silna potrzeba – dopasować wygląd do stanu umysłu. I jeśli Janek decyduje się być Anią, a idzie akurat na pocztę, gdzie wymagają dowodu osobistego – podawałby dowód transowy.

O transach zrobiło się głośno, dowodami zainteresował się pozytywnie rzecznik praw obywatelskich, lecz już minister zawiadamia fundację, że obowiązuje dychotomia płciowa; dowody transowe byłyby działaniem na rzecz zbyt małej grupy ludzi. Ale przynajmniej głośno o transach.

 

Recytatywy (POMIĘDZY DEKLAMACJĄ A PIEŚNIĄ)

Telimena. Żona robi jej makijaż w ubikacji warszawskiego lokalu; idą razem na transparty. Telimena elegancka, rozszczebiotana, najwdzięczniejsza kobieta na świecie. Są w trakcie terapii, żona ma zobaczyć transparty, koleżanki – inni poprzebierani faceci – zazdroszczą Telimenie wyrozumiałej żony, wielu ma sprawy rozwodowe w toku. Nocą Telimena z żoną wraca starym Fiatem do miasta M. i postanawia, że lakier z paznokci zmyje na ostatniej stacji benzynowej przez domem.

Anna Grodzka. Wraca od biegłego seksuologa; powiedział, że nie będzie jej robił problemów. Anna jest szczęśliwa, dopełniła wszelkich prawnych formalności: pozywa się rodziców o ustalenie płci, przechodzi się badania psychologiczne, rozmawia się z biegłym; zgodę na zmianę płci daje sąd. Anna szykuje się do operacji chirurgicznej, po której będzie już całkiem kobietą.

Ania. Janek pojawia się w domu rzadko, Greta używa tylko imienia Ania. Podjechali pod dom motorem, ścigaczem, kłaniają się portierowi jako dychotomiczni. Potem, po godzinie, z łazienki wychodzi piękna Ania, w oczach Grety błyszczy duma i miłość. Dziewczyny wychodzą z bloku objęte; wprawiają portiera w jedno z tych mocnych tąpnięć umysłu, które prześladują człowieka do końca życia.

 

Polityka 10.2010 (2746) z dnia 06.03.2010; Na własne oczy; s. 116
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną