Dlaczego Schetyna pożera Nowoczesną
W Sejmie powstał klub Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska
Od wczoraj możemy obserwować bardzo pouczające przedstawienie: jak Platforma Obywatelska Grzegorza Schetyny zmusza do zjednoczenia Nowoczesną. Oficjalnie nazywa się to dużo delikatniej stworzeniem wspólnego klubu Koalicji Obywatelskiej.
Już od wyborów samorządowych wiadomo, że partia Katarzyny Lubnauer nie poradzi sobie sama poza koalicją z PO. Może za to dziwić tempo, z jakim Schetyna postanowił tę sytuację zdyskontować.
Czytaj też: Zakładnicy d'Hondta
Na krótką metę Schetyna wygrał
Kilka kwestii jest w tej historii jasnych. Z wąsko rozumianego punktu widzenia wchłonięcie Nowoczesnej w całości czy w znaczącej części (tego jeszcze nie wiemy) to korzyść: zwiększenie liczby posłów, a także posiadaczy innych mandatów zdobytych przed chwilą w wyborach lokalnych. To także pokaz siły w konserwatywno-liberalnej opozycji – żaden byt w kluczowym dla Platformy segmencie elektoratu, prodemokratycznego i prorynkowego jednocześnie, nie ma szans na samodzielność.
Być może szef PO podjął decyzję o wrogim przejęciu Nowoczesnej po sprawie Wojciecha Kałuży. Ten śląski deputowany wystawiony przez Nowoczesną stał się sławny, gdy zdezerterował z Koalicji Obywatelskiej i poparł PiS, dzięki czemu partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła ósme województwo w kraju. Schetyna może kalkulować, że jeśli będzie miał wpływ na dobór wszystkich kandydatów Koalicji Obywatelskiej w nadchodzących wyborach, nie dopuści do kandydowania potencjalnych dezerterów.
Dla Nowoczesnej obecna awantura zakończy się polityczną śmiercią. Albo ugrupowanie ulegnie ultimatum Schetyny i da się wchłonąć na warunkach Platformy, albo zostanie podzielone na pół. A pół łódki już samo nie popłynie. Zwolennicy zjednoczenia i popierającej je Kamili Gasiuk-Pihowicz de facto otwarcie zbuntowali się przeciwko kierownictwu Lubnauer. Jeśli nie zmuszą partyjnych kolegów do pójścia w swoje ślady, odejdą sami i pozostawią za sobą zgliszcza.
Czytaj też: Czy możliwy jest sojusz „trzecich sił”
Czy przyjdą inni kandydaci na przystawki
Zupełnie inną kwestią jest odpowiedź na pytanie, co ta awantura oznacza dla przyszłości opozycji w Polsce i wyników kluczowych wyborów parlamentarnych w 2019 r. Zwycięstwo PiS w przyszłorocznym głosowaniu na posłów będzie oznaczało konsolidację obozu władzy i stopniową orbanizację kraju. Orbanizację rozumianą jako budowę systemu, w którym opozycja nie ma żadnych szans na przejęcie władzy.
Opozycja może wygrać w 2019 r. tylko wtedy, jeśli pójdzie do wyborów jako jedna szeroka koalicja (wysokie poparcie dla takiego bloku pokazał ostatnio sondaż Pollstera dla „Super Expressu”) lub maksimum dwie listy. Gdybym teraz był liderem jakiejś partii opozycyjnej, to po doświadczeniu ostatnich dni poważnie zastanowiłbym się nad jakimkolwiek aliansem z Platformą.
Oczywiście posłowie Nowoczesnej, którzy wejdą do klubu PO, indywidualnie zachowają szansę na przyszłość w polityce. Ale prawdziwej polityki już robić nie będą, a ich partia przestanie istnieć. Czy inni pójdą na takie ryzyko? Podzielą los Nowoczesnej czy tzw. przystawek, Samoobrony i LPR, pożartych przez PiS w 2007 r.?
Czytaj też: Uskrzydlona koalicja
Dla Schetyny ważna polityczna siła i karne wojsko
Co więcej, Koalicja Obywatelska też poniesie polityczne straty na tej operacji. I nie chodzi tu tylko o profity wynikające z istnienia odrębnego klubu Nowoczesnej w Sejmie (m.in. prawo do stanowisk, w tym wicemarszałka, czas przemówień etc.). Wśród wyborców liberalnych wciąż bowiem istnieje grupa tych, którzy rozczarowali się rządami PO, pamiętają je i nie chcą głosować na Platformę. Ci wyborcy głosowali na kandydatów Nowoczesnej na listach Koalicji Obywatelskiej, dopóki ta partia miała jakąś samodzielność. Teraz odejdą do innych ugrupowań albo się zdemobilizują.
Zmniejszy się także potencjał przyciągania Koalicji Obywatelskiej. Nowoczesna w kilku dziedzinach różniła się od PO, była bardziej liberalna obyczajowo, bardziej stanowczo stawiała na rozdział państwa i Kościoła, mocniej stawiała na przedsiębiorczość. A większa różnorodność programowa oznacza szerszą ofertę dla wyborców. Teraz istnieje spore ryzyko, że wszystko zostanie zglajszachtowane. Zwłaszcza w Platformie, która jest uznawana za pragmatyczną, wypraną z idei partię władzy – bez władzy.
Schetyna zdecydował, że od tego wszystkiego ważniejszy jest pokaz siły i utrzymywanie na zapleczu karnego wojska. Za niecały rok zobaczymy, czy ma rację.
Czytaj też: Lewica czeka na Biedronia