W Polsce od kilkunastu lat partie żyją głównie dzięki podatnikom. Taki model funkcjonuje w większości krajów Europy i w ogóle państw demokratycznych. U nas partie zasilane są dotacją i subwencją. Pierwsza to jednorazowy, częściowy zwrot nakładów kampanijnych. Subwencja idzie zaś na działalność statutową – mogą na nią liczyć także ci, którzy co prawda nie dostali się do parlamentu, ale uzyskali co najmniej 3 proc. głosów, albo koalicje z 6-proc. wynikiem.
Dla kogo dotacja, dla kogo subwencja
Po ostatnich wyborach dotacje i coroczne subwencje wpłyną na konta PiS, SLD, PSL, Konfederacji Wolność i Niepodległość oraz niektórych partii z Koalicji Obywatelskiej. Ich wysokość będzie znana dopiero po zbadaniu przez PKW sprawozdań finansowych, czyli najwcześniej wiosną 2020 r. Kwotę wylicza się, sumując wydatki wszystkich komitetów, które uczestniczyły w podziale miejsc w parlamencie. Pula jest później dzielona proporcjonalnie do zdobytych mandatów poselskich i senatorskich.
Dotacja nie może być wyższa niż wydatki komitetu wyborczego. Sumy będą zapewne wysokie, bo partie nie oszczędzały, mimo że musiały zmieścić się w limitach narzuconych przez PKW (PiS nie więcej niż 31 mln zł, KO – 30 mln, PSL – 27 mln, SLD i Konfederacja – 26 mln).
Czytaj też: Kto dziś świętuje, a kogo zabraknie w Sejmie i Senacie?
Jak się podzieli Koalicja Obywatelska
Jak dowiaduje się „Polityka”, zgodnie z umową koalicyjną Koalicja Obywatelska podzieli się pieniędzmi z subwencji w następujący sposób: PO dostanie 98 proc., Zieloni – 1,5 proc., Inicjatywa Polska – 0,5 proc. Nowoczesna nie dostanie ani złotówki najpewniej dlatego, że nie dołożyła się do kampanii. Przypomnijmy, że kilka lat temu, pozbawiona subwencji na skutek błędu w rozliczeniu, ma na koncie jeszcze sporo długów. Jeśli zaś chodzi o dotację, to cała suma przypadnie PO.
Czytaj także: Skąd partie mają pieniądze
Ile pieniędzy dostaną pozostałe ugrupowania
Poza Koalicją Obywatelską wszystkie komitety ogólnopolskie szły pod szyldem jednej partii. Dotacje i subwencje trafią więc na konta tych, którzy dali swoje loga – PSL (a więc nie do Kukiza), Konfederacji i SLD (ale już nie do Razem czy Wiosny). Tymi pieniędzmi nie będą mogły się podzielić, bo zgodnie z prawem jedna partia nie może finansować drugiej. Tak samo jak jedna nie może na rzecz innej wykonywać odpłatnie jakichkolwiek prac. W mediach pojawiały się informacje, że startujący z list ludowców Paweł Kukiz będzie miał udział w podziale subwencji, którą dostanie PSL. Podobno tak zakłada „umowa dżentelmeńska”, którą zawarł z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Tyle że to wbrew prawu.
Jak policzyła „Rzeczpospolita”, PiS będzie otrzymywał 23,3 mln zł subwencji (w poprzedniej kadencji – 18,5 mln). Więcej pieniędzy niż przez ostatnie cztery lata otrzyma też PO – 19,9 mln zł (wcześniej 15,5 mln). SLD dostawał 4,3 mln zł, a teraz kwota wzrośnie do 11,4 mln. Z kolei subwencja PSL z 4,5 zwiększy się do 8,3 mln zł. Konfederacja będzie zaś dostawać 6,8 mln.
Rekordowe kwoty z budżetu
W sumie z naszych kieszeni do partii popłynie 69,7 mln zł rocznie. To rekordowo dużo, odkąd w 2010 r. Sejm obniżył subwencje o połowę. Po wyborach 2015 wszystkie partie, które miały prawo do subwencji, otrzymywały łącznie 58,2 mln zł.
Rekordowa suma to efekt rekordowej frekwencji. Subwencję wylicza się bowiem na podstawie liczby głosów oddanych ogólnie i na poszczególne partie. Przypomnijmy: w wyborach 13 października wzięło udział 18 678 457 osób, czyli 61,74 proc. uprawnionych do głosowania.
Czytaj także: Jak finansujemy partie polityczne
Skąd partie mają pieniądze
Ustawa o partiach politycznych wśród źródeł finansowania na pierwszym miejscu wymienia składki członkowskie. Przed 2001 r. miały one rzeczywiście poważne znaczenie w samofinansowaniu partii. Jak pisze w „Przeglądzie Sejmowym” dr Tomasz Gąsior z PKW, np. w 2000 r. dla Unii Pracy stanowiły one 86 proc. jej dochodów, dla SLD 80 proc., a dla Unii Wolności – 36 proc. Znaczenie składek drastycznie spadło, kiedy partie dostały środki z budżetu państwa. „Z analizy sprawozdań za lata 2008–11 wynika, że składki członkowskie w partiach uprawnionych do korzystania z pieniędzy publicznych stanowiły niecałe 3 proc. ich dochodów” – pisze dr Gąsior. Dziś członkowie partii płacą symboliczne składki, a główny ciężar utrzymania spoczywa na obywatelach.
Mimo wielu luk w przepisach, których nikt nie chce łatać, to system mieszany (część ze składek, część od sympatyków, najwięcej z budżetu) wydaje się dobrym sposobem finansowania polityki. Chroni przed korupcją i daje większą kontrolę nad partyjnymi finansami. Widząc jednak, jak wiele środków partie przeznaczają na eventy, oprawy, konfetti, gadżety i spoty, warto rozważyć zmniejszenie subwencji, ale i dotacji – i bardziej rygorystycznie rozliczać wydatki. Czyli finansować skromniej, wydawać mądrzej i skrupulatniej kontrolować.