Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Lex Kaczyński, czyli pies z głową kota. Po co PiS brnął w ten bezsens?

Prezes PiS Jarosław Kaczyński poniósł w Sejmie klęskę. Projekt ustawy antycovidowej, którą forsował, przepadł. 1 lutego 2022 r. Prezes PiS Jarosław Kaczyński poniósł w Sejmie klęskę. Projekt ustawy antycovidowej, którą forsował, przepadł. 1 lutego 2022 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Zwróciłam się do prof. Ewy Łętowskiej o komentarz na temat projektu. Odmówiła. „Odnosząc się do sprawy, musiałabym potraktować te bzdury jako coś poważnego” – powiedziała.

Sejm we wtorek wieczorem odrzucił lex Kaczyński. Wcześniej odrzucenie go w pierwszym czytaniu przegłosowała sejmowa komisja zdrowia. I słusznie, bo był absurdalny.

Tak się PiS zbroi na piątą falę? „Ustawa antycovidowa” to wydmuszka

Kaczyński i Witek zakpili z samych siebie

Zdecydowanie większym absurdem jest fakt, że Sejm go w ogóle procedował. Nie chodzi o to, że projekt był zły, niedopracowany, kontrowersyjny. Chodzi o to, że był bez sensu. Że ośmieszył proces legislacyjny. Był do tego stopnia sensu pozbawiony, że można go uznać za naruszenie konstytucyjnej zasady zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa.

Zwróciłam się do prof. Ewy Łętowskiej o komentarz na temat projektu. Odmówiła. – Komentując, musiałabym potraktować te bzdury jako coś poważnego – powiedziała.

Kpić z siebie pozwolił Jarosław Kaczyński, który projekt firmował. I marszałkini Sejmu Elżbieta Witek, która zwolniła go z zaopiniowania przez Biuro Legislacyjne i natychmiast skierowała do pierwszego czytania, przymuszając niejako posłów do procedowania.

Bo jakie było clou projektu? Prawo do odszkodowania od współpracownika, który nie podda się testowi na covid-19 lub zatai jego pozytywny wynik. To było nie do wyegzekwowania, bo nie da się wyrokiem przypieczętować stwierdzenia, że brak testu równa się winie za zakażenie współpracownika. Ustawa zaangażowałaby wojewodów i sądy w tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy spraw, które trwałyby latami. I z których nic by nie wynikło.

Skąd ten legislacyjny absurd się wziął? Było w Sejmie wiele spekulacji. W uzasadnieniu projektu napisano, że nie da się oszacować, ile to wszystko będzie kosztowało, co jest niezgodne z zasadami obowiązującymi przy składaniu projektów generujących koszty dla Skarbu Państwa. Janusz Korwin-Mikke (Konfederacja) pytał podczas obrad komisji zdrowia, kto będzie dostarczycielem milionów finansowanych z budżetu testów. Była już przecież afera maseczkowa i respiratorowa. Odpowiedzi nie uzyskał.

Dr Grzesiowski: Jak przejść przez piątą falę pandemii

Państwo PiS stchórzyło

Z projektu wynikało przede wszystkim, że rząd chciał wprowadzić restrykcje, wykorzystując chorych na covid pracowników, dzięki czemu uniknąłby ataków antyszczepionkowców, że wprowadza represje dla „wolnościowców”. A także opozycji – że nic nie robi. Dowodem na to jest największy absurd prawny tej niedoszłej ustawy: wyroki sądu administracyjnego miał egzekwować sąd cywilny według kodeksu cywilnego, a nie funkcjonariusz według ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji. To tak jakby psu przeszczepić głowę kota. Upiorna hybryda.

Dlaczego akurat taka konstrukcja? Ano dlatego, że jeśli wyrok sądu administracyjnego lub decyzja wojewody byłyby egzekwowane na drodze administracyjnej, to musiałaby być to kara administracyjna, czyli coś, co nakłada na obywatela państwo. A państwo stchórzyło, więc usiłuje zwalić czarną robotę na Kowalskiego: żeby robił to na drodze cywilnej, w trybie „odszkodowania”. Tylko żeby orzec „odszkodowanie”, sąd musiałby przeprowadzić proces i zbadać, czy ono się należy. Czy istnieje wystarczająco przekonujące i bezpośrednie powiązanie tego, co zrobił jeden człowiek, ze szkodą, która dotknęła drugiego. Takiego postępowania przed sądem cywilnym nie przewidziano. Być może kalkulacja była taka, że wojewodowie będą nakładać obowiązek zapłaty odszkodowania, tworząc pozór, że ustawa działa. A potem „złe sądy” będą to w trwających latami procesach odrzucać. I znowu rząd umyje ręce.

Temu właśnie mogła służyć cała awantura w Sejmie, procedowanie absurdów w majestacie parlamentu, angażowanie i tak przeciążonych, przewlekle działających sądów w dodatkowe tysiące spraw.

Czytaj też: Czarnek wysyła szkoły na zdalne. Później się nie dało

Lex Kaczyński. Absurd w czystej postaci

Kiedy uchwalano prawo, którego celem było zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego czy niezależności sądownictwa powszechnego, można się było oburzać, piętnować, odwoływać do konstytucji i oskarżać władze o zapędy totalitarne. Lex Kaczyński nie jest totalitarne. Ani nawet nieudolne. To absurd w czystej postaci. Prawny dadaizm odbierający sens procesowi legislacyjnemu. Tak rząd walczy z pandemią. To kolejna metafora rządów PiS.

Czytaj też: Jak leczy prawica. Brednie na temat specyfików na covid

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną