Trendy demograficzne każą pesymistycznie patrzeć na rekrutację do wojska, nawet przy jego obecnej wielkości. A co dopiero w obliczu wizji Jarosława Kaczyńskiego i Mariusza Błaszczaka. W dodatku na rynku pracy wojsko pozostaje mało konkurencyjne wobec ofert innych sektorów. Dlatego od kilku lat, w sytuacji rosnącego zagrożenia i na tle zapowiedzi rozbudowy sił zbrojnych, każdy niemal sygnał dający się połączyć z „powrotem zetki”, jak często określa się zasadniczą służbę wojskową, bywa interpretowany jako nieuchronność przywrócenia poboru. Najnowszym sygnałem jest nowe rozporządzenie MON w wykazie rządowych prac legislacyjnych – o stawkach dodatków dla żołnierzy odbywających obowiązkową zasadniczą służbę wojskową.
Czytaj też: Szał Błaszczaka. Kupujemy najwięcej broni na świecie. Ale czy z sensem?
Kim wypełnić wizję 300–400-tysięcznej armii
Samo użycie tego sformułowania w tytule zaalarmowało internetowych komentatorów, a niektórym dało kolejny „niezbity dowód” na to, że MON pracuje nad przywróceniem obowiązkowej służby. Podejście takie miałoby idealnie pasować do ogłaszanych w ostatnich dniach planów rozbudowy jednostek, tworzenia nowych brygad w dwóch dywizjach, a tym bardziej do politycznej wizji armii liczącej 300 czy nawet 400 tys. żołnierzy. Argumentem za przymusowym poborem ma być też rosnąca sympatia społeczna dla takiego radykalnego ruchu.
W badaniu CBOS przeprowadzonym w czerwcu, którego wyniki publikowała prasa przed świętem Wojska Polskiego, 52 proc. ankietowanych zdecydowanie wspierało lub dopuszczało przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. To istotna zmiana w porównaniu z podobnymi badaniami z 2008 i 2014 r., ale nie świadczy jeszcze o przełomie. Zaledwie 7 proc. ankietowanych jest zdecydowanymi zwolennikami armii opartej wyłącznie na poborze, 45 proc. woli wojsko zawodowe z utrzymaniem powszechnej służby, a 39 proc. chce wyłącznie zawodowych, dobrowolnych sił zbrojnych. Nie powinno też dziwić, że większość badanych (56 proc.) z grupy wiekowej 18–24 lata, czyli tych najbardziej „narażonych” na konsekwencje przymusowego poboru, jest zdania, że siły zbrojne powinny przede wszystkim być zawodowe.
Za każdym razem, kiedy publicznie pada pytanie o obowiązkową służbę, rządzący zapewniają, że nie mają takich zamiarów. W obecnej fali dyskusji o poborze Mariusz Błaszczak zajęty był piknikami z wojskiem i występami dla publiczności, ale w końcu po raz kolejny zaprzeczył – w wywiadzie dla lokalnego medium w Olsztynie. Odpowiedź raczej nie mogła być inna. Nawet jeśli najmłodszy elektorat nie jest tym, na który najbardziej liczy rządzące ugrupowanie w grze o utrzymanie władzy, politycy wiedzą, że niechęć młodzieży przelałaby się na starszych wyborców i poważnie zatrzęsła politycznymi sympatiami. Poza tym odwieszanie teraz przymusowego poboru oznaczałoby zakwestionowanie szeroko reklamowanych wysiłków szefa MON, który na wszelkie sposoby zachęca do dobrowolnego wstępowania w szeregi armii. Właśnie trwa trzecia fala otwierania wojska na kandydatów – pierwszą był zaciąg do batalionów WOT, drugą akcja „Zostań żołnierzem Rzeczpospolitej” jeszcze za poprzedniej ustawy obronnej (zmienionej po wprowadzeniu rocznej, płatnej służby zasadniczej dla nowych ochotników).
W czasie trzydniowego długiego weekendu na polecenie Błaszczaka wojsko zorganizowało kilkadziesiąt pikników i innych imprez, którym towarzyszyło rekrutacyjne przesłanie poparte finansową zachętą: ponad 4,5 tys zł. Wyników jeszcze nie podano, minister tak docenia jednak każde zgłoszenie, że potrafi osobiście odwiedzać składających przysięgę, nawet jeśli chodzi o kilkudziesięciu nowych żołnierzy. Należy przypuszczać, że przynajmniej do wyborów nie będzie chciał psuć wizerunku budowniczego wojska zachętą, a nie przymusem. W czasie licznych wystąpień w ciągu ostatnich trzech dni nie dał żadnego sygnału, że zamierza przywracać przymus służby wojskowej.
Czytaj też: „Ponury żart, poddaję się”. Rezygnacja w cieniu zakupów Błaszczaka?
Nie denerwować elektoratu PiS przed wyborami
Furtka do takich rozwiązań oczywiście istnieje. Powszechny pobór nie został w Polsce zniesiony, a tylko zawieszony. Uchwalona w marcu ustawa o obronie ojczyzny poświęca cały rozdział obowiązkowej zasadniczej służbie wojskowej i w miarę dokładnie opisuje jej warunki. To rozwiązanie nadzwyczajne, wyjątek od reguły dobrowolności służby w wojsku, wprowadzany przez prezydenta na wniosek rządu i „z uwzględnieniem potrzeb sił zbrojnych”.
Co to oznacza dla powołanego? Przede wszystkim dziewięć miesięcy w wojsku jako podstawowy wymiar czasu pełnienia takiej służby, choć z zastrzeżeniem możliwości jej skrócenia „stosownie do potrzeb sił zbrojnych” – albo wydłużenia w drodze rozporządzenia rady ministrów nawet o sześć miesięcy. Ustawa przewiduje, że do wojska musieliby iść zdolni do służby obywatele w wieku od 18 do 35 lat, mający przynajmniej podstawowe wykształcenie. Tak jak w przypadku służby zasadniczej znanej z PRL i lat późniejszych od obowiązku istnieje szereg wyłączeń. Ze służby zwalnia m.in. zamieszkiwanie przez dwa lata za granicą, pełnienie służby w innych formacjach mundurowych, można też służbę odroczyć ze względu na naukę, konieczność opieki nad niesamodzielnym dzieckiem, osobą starszą, wybór na posła lub senatora i trudną sytuację osobistą lub rodzinną.
Co ciekawe, wydane w kwietniu rozporządzenie MON o kierowaniu do odbycia obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, w którym opisano m.in. wymagany wzrost i wagę osób kierowanych do określonych rodzajów wojsk, nie wywołało fali spekulacji o jej przywróceniu. Najwyraźniej wszyscy zainteresowani tematyką obronną patrzyli wtedy jeszcze wyłącznie na Ukrainę. Rozporządzenie o dodatkach do uposażenia jest przy tym mniej istotne. Doprecyzowuje pojęcia i rozszerza definicje zajęć, za które nawet powołanemu do przymusowej służby przysługują dodatkowe pieniądze (zasadnicze uposażenie jest skromne, to połowa pensji szeregowego zawodowego, czyli w obecnych realiach nieco ponad 2 tys. zł). Wysokość stawek nie zmieniła się pomimo inflacji: 15 zł za skok ze spadochronem, 30 zł za godzinę pracy nurka głębinowego, 25 zł za każdy dzień w morzu na okręcie podwodnym.
Dlaczego więc MON wydaje nowe rozporządzenia o służbie zasadniczej? Kluczowe jest słowo „obowiązkowa”. Uchwalona 11 marca ustawa o obronie ojczyzny wprowadza bowiem jako nowość służbę zasadniczą dobrowolną, której warunki pełnienia, kwalifikacji i wynagradzania są odmienne. To właśnie dobrowolnej służbie najwięcej uwagi poświęca teraz Błaszczak i zapewne przez co najmniej rok będzie się starał wykazać, że jego pomysł na rozbudowę wojska jest słuszny, nie trzeba więc denerwować elektoratu. W uzasadnieniu do projektu MON stwierdza wyraźnie, że nie będzie on skutkował wydatkami, gdyż obowiązek odbywania zasadniczej służby wojskowej jest obecnie zawieszony.
Po wyborach, jeśli PiS utrzymałby się u władzy lub jeśli nowy rząd podtrzyma obecne plany obronne, sytuacja potencjalnych poborowych może się zmienić. Gigantyczna rozbudowa sił zbrojnych bez wątpienia wymagać będzie sięgnięcia głębiej i szerzej po tzw. zasoby osobowe, a nikt dziś nie potrafi przewidzieć, czy wystarczy tylko zachęcać ochotników. Armia kusi nie tylko pieniędzmi czy przywilejami. Na pewno zachętą jest wizja obsługi najnowocześniejszego uzbrojenia. Jednak liczba technicznych fascynatów jest ograniczona, a zabiega o nich również przemysł obronny czy cywilny sektor technologiczny. Do zapełnienia żołnierzami sześciu dywizji niezbędne może się okazać sięgnięcie zarówno po młodych ludzi, jak i bardziej doświadczonych rezerwistów. Jednak perspektywa stworzenia wielkiej armii nie ma precyzyjnego harmonogramu i nikt nikogo nie rozlicza z postępów.
Trudno przewidywać, by nawet pod presją kadrowych niedoborów MON zdecydował się na szokowe przywracanie powszechnego poboru. Tak mogłoby się stać w przypadku dalszego pogarszania się sytuacji bezpieczeństwa. Wyobrażalne jest stopniowe przywracanie obowiązkowej służby w wojsku i cywilnych formacjach mundurowych, wzorem kilku państw europejskich, dla kilku–kilkunastu tysięcy osób rocznie, z hojną ofertą dodatkowych zachęt za pozostanie w służbie na dłużej. To jednak dyskusja na najbliższe lata i decyzja nie na jedno czy drugie rozporządzenie.
Czytaj też: Kręgi nad Polską. Czy Putin da Łukaszence broń jądrową?