31 proc. – tyle osób, które zadeklarowało gotowość do wzięcia udziału w wyborach, oddałoby głos na Koalicję Obywatelską (o 4 pkt proc. więcej niż we wrześniowym sondażu Kantaru). Na Prawo i Sprawiedliwość natomiast – 28 proc. (1 pkt proc. mniej).
Zgodnie z najnowszym sondażem do Sejmu weszłyby jeszcze trzy ugrupowania: Polska 2050 z 10-proc. poparciem (2 pkt proc. więcej niż przed miesiącem), Lewica z 7-proc. (tu bez zmian) i Konfederacja z 5 proc. głosów (spadek o 1 pkt proc.).
Pod progiem znalazłoby się kolei Polskie Stronnictwo Ludowe z 4 proc. głosów (o 1 pkt proc. więcej niż przed miesiącem), a także Kukiz ′15 i Agrounia z poparciem na poziomie 1 proc. Poparcie dla Porozumienia Jarosława Gowina spadło poniżej 1 proc.
Chęć udziału w wyborach zadeklarowało 69 proc. badanych, z czego 33 proc. zdecydowanych i 67 proc. tych, którzy „raczej poszliby głosować”. Jedna piąta pytanych nie zamierza głosować, z czego 7 proc. jest zdecydowanych, by nie iść na wybory, a 13 proc. zastrzegło, że „raczej nie zagłosują”. 12 proc. Polaków nie wie, czy odda głos.
Badanie Kantar Public przeprowadzono między 14 a 19 października na reprezentatywnej próbie 982 osób.
Stanley dla „Polityki”: Kampania trwa, ale sondaże stoją w miejscu
Początek tendencji czy jednorazowe wahnięcie
„Co oznacza zmiana na pozycji lidera preferencji wyborczych? To może być początek nowej tendencji, przełamanie zwycięskiej linii PiS spowodowane niezadowoleniem z inflacji i drożyzny, obawami przed zimą i kryzysem energetycznym, polityką wobec Unii Europejskiej i coraz realniejszą perspektywą nieuzyskania funduszy unijnych przez nasz kraj, a może to tylko jednorazowe wahnięcie wyników sondażu” – komentuje wyniki badania Urszula Krassowska z Kantar Public, cytowana przez „Gazetę Wyborczą”.
Przypomnijmy, że Koalicja Obywatelska już raz w tym roku wyprzedziła PiS w sondażu Kantaru. Było to trzy miesiące temu, w lipcu, gdy na KO chciało zagłosować 27 proc. badanych, na PiS zaś 26 proc.
„Nie dziwi tak duże zainteresowanie pozornym przełomem, biorąc pod uwagę potencjalne konsekwencje polityczne. Ale choć zainteresowanie to wynika ze spolaryzowanego z natury krajobrazu politycznego Polski, w którym nawet najmniejsza przewaga nabiera wielkiego znaczenia, jest ono również symptomem uporczywej błędnej interpretacji danych” – komentował wtedy na naszych łamach Ben Stanley, tłumacząc, że opisywanie lipcowego sondażu jako punktu zwrotnego jest w najlepszym wypadku przedwczesne, a w najgorszym wprowadza w błąd.
Czytaj też: Jeździmy za PiS po kraju. Co się mówi na spotkaniach?