Frakcyjne derby. Morawiecki wewnątrz PiS rozgrywa z własną partią mecz o wszystko
Tak się robi parówki. W ostatnich godzinach zobaczyliśmy walkę frakcji w PiS wyciągniętą na światło dzienne i wykraczającą poza opinie wypowiadane pod rygorem anonimowości w tekstach dziennikarzy. Grupa skupiona wokół Mateusza Morawieckiego nie pozwoliła na zawieszenie w partii ministra Waldemara Budy, broniąc swojego frakcyjnego towarzysza w sposób publiczny i skoordynowany. Według przeciwników Morawieckiego w partii Buda miał dopuścić się czynu strasznego – postawił stopę za linią demarkacyjną antytuskowej barykady. Podobnie zresztą jak jego patron.
Chleba i igrzysk
Chronologicznie. 24 października rozpoczęły się Igrzyska Wolności, organizowane w Łodzi przez Fundację Liberté!. Zainteresowanych szczegółami imprezy odsyłamy do naszej relacji i podkastu „Polskie demo”, w którym dr Anna Materska-Sosnowska i Krzysztof Izdebski opowiadają o wydarzeniu.
W panelu poświęconym migracji („Migracje: Wyzwanie między bezpieczeństwem a rozwojem”) wziął udział europoseł i b. minister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda. Wszystko byłoby dobrze, nikt by nie ucierpiał, gdyby nie wstrętne smerfy, a w tym wypadku łódzka posłanka PiS i media. Dziennikarze Radia Łódź przekazali bowiem, że wskazana przez Jarosława Kaczyńskiego na terenową pełnomocniczkę partii Agnieszka Wojciechowska van Heukelom miała złożyć do władz PiS wniosek o zawieszenie Budy. „Według pewnych i potwierdzonych informacji pan Waldemar Buda nie konsultował swojego udziału w Igrzyskach Wolności z prezesem Jarosławem Kaczyńskim” – argumentowała posłanka. Później zarzut się zmienił, a Buda został oskarżony o niepłacenie partyjnych składek.
Jednak kulisy złożenia wniosku o zawieszenie – czy donos wystosowała posłanka, czy chodziło o Igrzyska Wolności, czy o walkę o wpływy – są mniej istotne. Najważniejsza okazała się salwa, którą odpowiedział premier Morawiecki w obronie członka własnej frakcji.
Były-przyszły premier
Mateusz Morawiecki od kilku miesięcy konsekwentnie walczy o odbudowanie pozycji i wizerunku. Politykowi marzy się powrót na stanowisko szefa rządu, ale niekoniecznie jest to marzenie kolegów byłego premiera. Morawiecki odwiedza media i bierze udział w debatach. W sierpniu stanął w szranki ze Sławomirem Mentzenem, później spotkał się z Adrianem Zandbergiem (dyskutowali o gospodarce) i Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz (podczas forum w Krynicy). Otwartość na rozmowę z różnymi środowiskami jest w opinii Morawieckiego dowodem, że ma do zaoferowania więcej niż antytuskizm, a walkę o powrót na fotel szefa rządu opiera na wizji przyszłości. Aktem wyjścia z okopu była też rozmowa z Grzegorzem Sroczyńskim z portalu Gazeta.pl – Morawiecki nie tylko musiał odwiedzić budynek Agory (siedziba m.in. „Gazety Wyborczej”), ale także tłumaczyć się z błędów własnych i kolegów. Oprócz deklaracji, że Zbigniew Ziobro nie wróci do Ministerstwa Sprawiedliwości, a Jacek Kurski do TVP, polityk miał szansę pochwalić się wykresami i osiągnięciami swojego rządu.
Ta aktywność jest elementem trwającego w PiS konfliktu między skrzydłem „umiarkowanym” (Morawiecki) a radykałami, którzy przejęli pałeczkę wrogości do Morawieckiego od nieobecnego w kraju Zbigniewa Ziobry. Obecnie głównymi adwersarzami bloku umiarkowanego są tzw. maślarze. To ironiczne określenie grupy Patryka Jakiego (ziobrysta), Przemysława Czarnka, Jacka Sasina i Tobiasza Bocheńskiego. Narodziło się za sprawą tego ostatniego – europoseł PiS oskarżył niedawno LOT o serwowanie na pokładzie samolotu niemieckiego masła. Do grupy należy doliczyć ważne polityczki: Beatę Szydło i Elżbietę Witek. Wszyscy razem próbują wycinać byłego premiera, skąd tylko się da, ostatnio np. z prac nad nowym programem partii.
Trzy argumenty na korzyść Morawieckiego
Pogłoski o politycznej śmierci Mateusza Morawieckiego są jednak daleko przesadzone. Za siłą byłego premiera przemawiają co najmniej trzy argumenty.
Po pierwsze, obrona Waldemara Budy została przeprowadzona wzorowo, a stronnictwo Morawieckiego pokazało swoją siłę w mediach społecznościowych. Na socialmediowe barykady ruszyli m.in. Paweł Jabłoński, Michał Dworczyk, Piotr Müller, Krzysztof Szczucki czy Marcin Horała. Premier nawet nie musiał zabierać głosu w sprawie, bo jego współpracownicy w skoordynowany (wpisy pojawiły się w przeciągu 40 min) i zaplanowany (podobna treść) sposób zrobili to w serwisie X.
„Jeżeli jest prawdą, że ktoś chce zawiesić Waldemara Budę za to, że walczy o głosy dla PiS na polu nieprzyjaciela, to byłaby groteska” (Müller); „Trzeba dużo odwagi, aby na skrajnie nieprzychylnym terenie bronić prawicowych wartości i przekonywać do nich dyskutantów” (Dworczyk); „Nie jest sztuką mówić cały czas to samo do ludzi, którzy się z nami zgadzają – trzeba walczyć o tych, którzy myślą inaczej. Każdego dnia, jedna bitwa po drugiej” (Jabłoński); „Aby myśleć kiedyś o powrocie PiS do władzy, musimy bronić naszych poglądów również w miejscach nam nieprzychylnych” (Horała); „Czy naprawdę mamy mówić wyłącznie do własnych sympatyków, zamiast walczyć o nowych wyborców i promować nasze idee?” (Szczucki).
Pięć tweetów, ale opowieść jedna. Poza przekazem stronnictwo Morawieckiego sprytnie wyciągnęło frakcyjny spór spod dywanu partyjnego na forum publiczne i powiedziało „sprawdzam”. Efekt: rzecznik partii Rafał Bochenek odpowiedział wpisem, że „decyzja o zawieszeniu p. Waldemara Budy nie zapadła i nie jest rozważana”.
Drugi argument kryje się w opowieści współpracowników byłego premiera. Morawiecki, debatując ze Sroczyńskim, Zandbergiem i Pełczyńską-Nałęcz, jest ważnym głosem partii. Nawet jeśli publicznie nietolerowanym, to z pewnością w głębi serca prezesa docenianym. Morawiecki tłumaczy, broni rządu PiS – przyznaje się do niedociągnięć, ale broni osiągnięć – niuansuje i tym samym próbuje przekształcić pamięć społeczną o ośmiu latach władzy Prawa i Sprawiedliwości. Nie przyznaje się publicznie do winy, ale wśród wyborców rozczarowanych lub umiarkowanych buduje poczucie, że ukarana wynikiem wyborów z 2023 r. władza wyciągnęła wnioski.
Po trzecie, Mateusz Morawiecki zdaje się odpowiadać na szersze oczekiwania wobec partii prawicowej i potencjalnego prawicowego rządu. Nie bez powodu były premier zajmuje piąte miejsce w rankingu zaufania (IBRiS dla Onetu), wyprzedzając liderów Konfederacji i notując wzrost poparcia. Tym samym sensowna wydaje się hipoteza, że zagrzebana w resentymentach i przeszłości partia potrzebuje Morawieckiego, który jako jedyny jej lider mówi o przyszłości rozumianej jako projekt nowoczesnej Polski, a nie jako czas odpłaty i zemsty na „niemieckim agencie” Tusku za doznane upokorzenia.
Morawiecki uwiarygadnia się również w miękkim elektoracie krytyką Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego oraz odpowiada na diagnozę Res Futury z raportu „Lajki i sondaże”. Analitycy zwrócili uwagę, że PiS-owi zarzuca się brak spójności i autentyczności (konieczność rozliczenia się ze swoimi rządami), ignorowanie centrum (pomijanie tematów gospodarczych, usług publicznych, klimatu, prawa, jakości życia, edukacji, przyszłości 20–40 latków) i desperackie naśladowanie Grzegorza Brauna przeplatane odgrzewaną retoryką z poprzedniej dekady.
Prezes Jarosław Kaczyński regularnie stosuje zabieg obrony w bezpiecznym otoczeniu murów betonowego elektoratu. Ta strategia ma zapewnić jedność obozu. Ale jeśli nie zapewnia, to może wygra plan byłego premiera i prezes postawi na ucieczkę do przodu? Gorszą wiadomością dla Morawieckiego jest fakt, że śmiałkowie, którzy próbowali przed nim podobnej strategii w partii, kończyli wysłani przez Kaczyńskiego na polityczne cmentarzysko.