Kultura

Czym zachwyca „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego

Kadr z filmu „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego Kadr z filmu „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego mat. pr.
„Zimna wojna” to wspaniały film, który może się podobać każdemu, co nie znaczy, że jest prosty i łatwy w oglądaniu.

„Zimna wojna” nie miała do tej pory konkurencji. To wspaniały film, który może się podobać każdemu, co nie znaczy, że jest prosty i łatwy w oglądaniu.

Pawlikowski składa hołd

„Zimna wojna” wyrasta z tradycji szkoły polskiej. Jednak zagranicznym dziennikarzom, którzy pytali Pawła Pawlikowskiego na konferencji prasowej, jak wiele zawdzięcza Andrzejowi Wajdzie, kojarzyła się bardziej z twórczością Davida Leana.

Reżyser kurtuazyjnie chwalił naszego mistrza, ale za dzieło, które najmocniej utkwiło w jego pamięci i sercu, uznał „Pożegnania” Wojciecha Hasa, skromny, czarno-biały, poetycki zapis melancholii. Hołd złożony odchodzeniu starego świata i katastrofie, którą po wojnie zgotowali Polsce komuniści.

Czytaj także: To już inny festiwal filmowy w Cannes

„Zimna wojna”, film jak wiersz

W podobnym duchu utrzymana jest „Zimna wojna”. Film jak wiersz albo elegia nucona w chwili, gdy umiera ktoś bliski. Pierwowzorami ekranowych kochanków, którzy wyznają sobie miłość po wsze czasy, a one czynią z nich męczenników romantycznego uczucia, są rodzice Pawlikowskiego. Szalona para niepotrafiąca sobie ułożyć życia razem, kochająca się do bólu w epoce komunistycznej paranoi.

Ale nie tylko historia torująca sobie szlak propagandowo-ideologicznym mieczem obarczona jest winą za fiasko tego związku. Na równi ponoszą za to odpowiedzialność sami bohaterowie – ich temperamenty, charaktery, niedopasowanie.

Stylistyczne powtórzenie „Idy”

Pawlikowski opowiada ich tragiczny romans z prawie niezauważalną ironią. Właściwie każda scena dyskretnie nasączona jest jakimś dowcipnym szczegółem czyniącym z banalnej sytuacji uniwersalną, rozgrywającą się na pograniczu realizmu i mitu opowieść. Stylistycznie to powtórzenie „Idy”. Podobnie uduchowione, czarno-białe kadry, zamknięte w kwadratowych ramach ciasnego ekranu.

Ale więcej tu dynamizmu, przestrzeni. Zaskakujących nawiązań do ekspresjonizmu, starych niemych filmów, obrazów Tarkowskiego, atmosfery francuskich egzystencjalistów. Ciszę z tamtego filmu zastępuje fenomenalna ścieżka dźwiękowa – miks repertuaru dawnego Mazowsza, legendarnego zespołu ludowego, kojarzącego się młodszemu pokoleniu z peerelowską cepeliadą, oraz jazzu spod znaku Komedy i wczesnego Namysłowskiego – aż po włoski kicz w stylu nieśmiertelnego „Baja-Bongo”.

Czytaj także: „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego z szansami na Złotą Palmę

„Zimna wojna” to nie musical

Chociaż wszystko, co istotne, zostaje w tym filmie wyrażone muzyką, nie sposób nazwać „Zimnej wojny” musicalem. To piękny, minimalistyczny melodramat opowiadający o wiecznym, niemożliwym do spełnienia uczuciu niszczonym przez okoliczności. Pawlikowski uwielbia przyglądać się paradoksom życia, nie interesują go natomiast puste deklaracje o przeznaczeniu i filozoficznych podtekstach, które narzucają się same. Jego film zbiera różne doświadczenia: najbliższych mu ludzi, biografii samego reżysera, Polaków złamanych przez system, wypływających na wierzch w każdych czasach oportunistów oraz nieszczęśliwych emigrantów, nieodnajdujących się na obczyźnie, niepotrafiących żyć bez korzeni.

Dwie części filmu, rozgrywające się w kraju i na obczyźnie, to jakby dwie połówki tego samego zjawiska: walki o zachowanie godności. W stalinizmie, żeby pozostać sobą, należało uciekać z Polski. W czasach odwilży myślało się o powrocie.

Czytaj także: Jak się zmieniało polskie kino przez ostatnie 25 lat

Polskie piekło

Walcząc o tożsamość i miłość, bohaterowie Pawlikowskiego poznają na własnej skórze konsekwencje złych wyborów. On – intelektualista fantastycznie grany przez Tomasza Kota, współzałożyciel zespołu ludowego pieśni i tańca Mazurek, decydując się na wyjazd, skazuje się na wieczne udawanie kogoś innego. Ona – pochodząca z małego miasteczka wiejska piosenkarka, w którą genialnie wcieliła się Joanna Kulig, pragnąc powrotu, dokonuje artystycznego samobójstwa.

Ich postawy się wykluczają. Dopiero razem tworzą pełny obraz (nie tylko) polskiego piekła niemożności życia po którejkolwiek ze stron wrogiej, nieludzkiej, skonfliktowanej rzeczywistości.

Czytaj także: Nowe polskie kino narodowe

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama