W przedpremierowych wywiadach Okił Khamidow – działający na rodzimym rynku telewizyjnym od lat 90. producent, reżyser i scenarzysta rodem z Tadżykistanu – opowiadał, że prawa do stworzenia polskiej wersji ukraińskiego hitu „Sługa narodu” kupił dawno temu, jako część większego pakietu produkcji firmy prowadzonej przez Wołodymyra Zełenskiego, w tamtych czasach popularnego za naszą wschodnią granicą komika i aktora.
Serialu z Zełenskim w głównej roli nauczyciela historii, który zostaje prezydentem i robi porządek ze skorumpowaną klasą polityczną, przenosić w polskie realia długo nie zamierzał. Nawet wybór Zełenskiego, wzorem odgrywanego przez niego w „Słudze narodu” Wasyla Petrowicza Gołoborodki, na prezydenta Ukrainy nie podniósł walorów serii. Zrobiła to Historia, czyli rozpętana przez Rosjan wojna, i sam Zełenski, który doskonale odnalazł się w roli męża stanu.
Czytaj też: Jak chłopak z Krzywego Rogu został przywódcą na czas wojny
„Sługa narodu” w roku wyborczym
Ale może też być tak, że polsatowskiej wersji „Sługi narodu” nie byłoby, gdyby nie zbliżające się wybory parlamentarne i PiS, który w ostatnich latach robi wszystko, by zmienić Polskę na wschodnią modłę. Z karmioną publicznymi pieniędzmi rodzimą wersją oligarchów, korupcją przeżerającą kraj, urzędami, radami i instytutami obsadzonymi rodziną i „swoimi”, fikcyjnymi przedsięwzięciami za całkiem realne pieniądze itd. Czyli wszystkim tym, z czym zmaga się serialowy prezydent w „Słudze narodu”. Tym samym za PiS rzeczywista Polska dorosła do serialowej wersji Ukrainy, co ułatwiło pracę adaptatorom formatu – nasza wersja niemal nie różni się od oryginalnej. Bo czy kogoś dziś dziwi, że na czele serialowego ministerstwa do walki z nepotyzmem stoi żona szefa innego resortu?
Ale to ogólne podobieństwo, ten, nazwijmy to, uniwersalizm korupcyjny ma swoją słabą stronę: jest bezpieczny, aluzyjny i nikogo nie dotknie. Polsatowski serial, oceniany po obejrzeniu całego, 24-ocinkowego pierwszego sezonu, jest bajkową telenowelą z przaśnym humorem. Rozpoczyna go scena, w której trzech starszych mężczyzn, wszechmocnych oligarchów, popijając szampana i patrząc na Pałac Kultury, uznaje, że ma już dość sterowania wyborami prezydenckimi w Polsce, bo opłacani przez nich od dekad kandydaci zawsze w końcu okazują się niewdzięcznikami. W zbliżających się wyborach zostawią więc wybór obywatelom. „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”, cytują „Zemstę” Aleksandra Fredry, wybranego głosami polskiego Sejmu na jednego z patronów tego roku.
Hycnar nie ma charyzmy Zełenskiego
Demokracja niesterowana wskazuje na Ignacego Koniecznego, którego droga do prezydentury jest równie bajkowa, co jego antykorupcyjne działania. Jest historykiem w liceum, który pewnego dnia nie wytrzymuje kolejnego upokorzenia i wybucha spiczem zaczynającym się od narzekania na brak szacunku dla humanistów, a kończącym diagnozą stanu kraju („ch...j, dupa i kamieni kupa”, „ch...je muje”), z rządzącymi elitami kradnącymi i gardzącymi zwykłymi ludźmi oraz wiecznym wyborem między złym i gorszym. Nagrany przez Nowaka z 2b i wrzucony do sieci, robi furorę, i tak zaczyna się kariera sługi narodu.
Grający niezłomnego prezydenta Marcin Hycnar nie ma charyzmy Wołodymyra Zełenskiego. Z prezydentury w jego przypadku raczej więc nici, choć aktor ma na koncie spięcie z obozem rządzącym i mógłby chcieć się odegrać. Mianowicie jako dyrektor Teatru im. Jaracza w Łodzi nie dogadywał się z organem, któremu teatr podlegał, czyli łódzkim urzędem marszałkowskim, i z dyrekcji zrezygnował przed końcem kadencji. Zaś na dyrektorskim fotelu szybko zastąpił go mąż pisowskiej posłanki Dominki Figurskiej-Chorosińskiej.
Czytaj też: Zełenski zabrał się do walki z korupcją. Okres ochronny minął
Co zobaczy widz Polsatu
Serialowa walka z korupcją nie dotyka innych wartości. Kobiety się tu upomina, że to uroda jest ich prawdziwym atutem, żony grożą rozwodem, bo mąż za mało zarabia, miłość bohaterowie odnajdują w ramionach swoich podwładnych, więzy rodzinne są najważniejsze. A prezydent mowę inauguracyjną, w której zapowiada „ludzką władzę”, adresuje tylko do „rodaków” i „obywateli”. Feminatywy to jednak za dużo jak dla polsatowskiego widza?
Serialowe rymy z pisowskimi standardami sprawowania władzy zresztą można interpretować obrotowo. Prezydent Konieczny walczy ze skorumpowanym premierem Kujawą (Krzysztof Dracz) i obsadzonymi przez niego i jego koalicję rządową ministrami i urzędnikami... powołując na ministrów i urzędników najbliższych przyjaciół z liceum, ludzi niezłomnych i ideowych. Co przypomina obsadzanie urzędów przez naszych rządzących kolegami i koleżankami z harcerstwa czy Ordo Iuris. Przy odrobinie dobrej woli odnajdą się więc w tym obrazku i w całym serialu zarówno zwolennicy odłączenia PiS od kroplówki z publicznych pieniędzy, jak i zwolennicy rządzącej koalicji.
Wybory w tym roku, a wynik niepewny.
Sługa narodu, reż. Maciej Bieliński i Okił Khamidow, 24 odc., Polsat i polsatboxgo.pl
Czytaj też: Tryb goblina włączył się politykom. Niechlujni, rozczochrani, pognieceni