21 i pół mln wyprodukowanych samochodów; do tego dwie dekady produkcji nowych wersji nawiązujących do słynnego poprzednika. VW Garbus to fenomen na skalę światową. Nie przeszkodziły mu ani nazistowskie korzenie, ani zniszczony w czasie wojny niemiecki przemysł. Samochód stał się nieodłącznym elementem mnóstwa zjawisk XX w. – od symbolu ekonomicznej prosperity po ikonę ruchu hipisowskiego. Jego sylwetka pozwalała go rozpoznać wszędzie i o każdej porze; garbus trafił do popkultury, filmu, komiksów i animacji. Nawet gdy koncern produkował już szerszą gamę modeli, przez wiele lat „volkswagen” oznaczał w rozmowach właśnie garbusa. Garbus jest jednym z nielicznych symboli samochodu jako takiego.
Dlatego trudno uwierzyć, by taki twór miał na stałe zniknąć.
Garbus zjeżdża z taśmy
Oczywiście informacja o zaprzestaniu produkcji dotyczy już „nowego” garbusa o nazwie handlowej Beetle. Stary, poczciwy garbus, łatwo rozpoznawalny z daleka po okrągłej karoserii i charakterystycznym terkocie chłodzonego powietrzem silnika, odszedł na zasłużoną emeryturę już w 2003 r. – a i tak przez ostatnie 23 lata był produkowany jedynie w Meksyku. Pod koniec 1997 r. na rynek wszedł nowy garbus. Teraz koncern narzeka, że jego sprzedaż (już drugiej generacji) jest za niska. Ludzie dostali szmergla na punkcie suvów i nie chcą kupować niczego innego. Nie ma rady, garbusa trzeba zwijać. Ostatni garbus, zresztą też produkowany w Meksyku, ma zjechać z taśmy w lipcu przyszłego roku.
Czytaj także: Słynny dostawczy Volkswagen Typ 2 przez 63 lata też odszedł do historii
Nigdy nie mów nigdy
Na razie o wynik handlowy koncernu nie musimy się martwić. Już zapowiedziano przygotowanie dwóch garbatych edycji pożegnalnych, które z pewnością poprawią chwilowy wynik handlowy volkswagena, jak to dzieje się zawsze przy zapowiedzi wycofania z produkcji lubianych, ikonicznych modeli samochodów. A potem? Wszystko zależy od prawdziwych intencji firmy. Jak tajemniczo skomentował potencjalną przyszłość garbusa szef amerykańskiego oddziału VW Hinrich Woebcken: „never say never”. Zresztą podana z tak długim wyprzedzeniem zapowiedź końca produkcji też pozostawia spore pole do manewru. Zawsze będzie można powiedzieć, że klienci i fani VW nadesłali tysiące listów, w których błagają o zmianę fatalnej decyzji. W końcu garbus to symbol Niemiec, ważny nie mniej niż piwo, Wurst i Brama Brandenburska.
Czytaj także: W sierpniu zarejestrowano rekordową liczbę nowych aut w Polsce
Nowy życiorys garbusa
Niewykluczone więc, że zapowiedź końca garbusa jest w rzeczywistości pierwszym punktem jego nowego życiorysu. Historia zna już takie przypadki. Gdy w latach 80. koncern Coca-Cola postanowił wycofać klasyczny napój, by – w zamiarze wzmocnienia swojej pozycji wobec coraz silniejszej Pepsi – zastąpić go słodszą New Coke, w USA o mało nie doszło do rewolucji i stara cola musiała szybko wrócić na półki. Koncern BMW bardzo udanie ożywił legendę Mini, a zachęcony jego sukcesem Fiat przedstawił nowego Fiata 500 urodą nawiązującego do wielkiego (choć maleńkiego) poprzednika. W tym samym szeregu stał dotąd VW Beetle, więc nawet jeżeli jego sprzedaż nie jest w tej chwili zadowalająca, nic nie stoi na przeszkodzie, by temat pociągnąć. Ubrać garbusa w nowe nadwozie, oczywiście wciąż zaopatrzone w facjatę smutnego spaniela, skierować ofertę do nowej grupy docelowej i atakować! Potencjał bez wątpienia jest.
Może garbusa przerobić na małego suva? Skoro Porsche produkuje Cayenne, Lamborghini Urusa, a Rolls-Royce wprowadza na rynek Cullinana – wszystko jest możliwe. To tylko kwestia woli politycznej. Designerzy zrobią swoje, inżynierowie dołożą silnik (elektryczny?), a potem wystarczy tylko porządna kampania reklamowa skierowana we właściwą stronę. Legenda garbusa przez jakiś czas przetrwa nawet bez garbusa. A potem przedłuży mu życie na kolejne pokolenia.
Czytaj także: Czym będziemy jeździć w niedalekiej przyszłości