Jeśli tak się stanie, to Rosjanka nie dostanie też złotej nagrody za zwycięstwo w drużynie, o którym przesądziła swoimi skokami z czterema obrotami. Na razie ceremonia jest odłożona do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy, która jest z jednej strony prosta, a z wielu innych mocno skomplikowana.
Czytaj też: Kontrowersyjne igrzyska w Pekinie
Co jest proste, a co skomplikowane
Proste jest to, że doping został stwierdzony przez laboratorium w Sztokholmie. Próbkę pobrano 25 grudnia w Sankt Petersburgu, ale wynik dotarł do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego dopiero 8 lutego, czyli w dniu planowanej ceremonii medalowej w konkurencji drużyn mieszanych. Reszta nie jest już tak jednoznaczna. Choćby to, że sportowcy poniżej 16. roku życia są traktowani, ogólnie rzecz ujmując, łagodniej. Ale tego przepisu teoretycznie nie stosuje się wobec zawodników międzynarodowej klasy.
W sprawę zaangażowane są wszystkie organizacje sportowe mające związek z przestrzeganiem antydopingowych zasad. Walijewa najpierw została zawieszona, a następnie to postanowienie uchyliła RUSADA (Rosyjska Federacja Antydopingowa). Tę decyzję zaskarżyły z kolei MKOl, Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) i Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU). Do ich stanowiska niespodziewanie nie przychylił się Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS).
Kamiła Walijewa może więc szykować się do startu w konkurencji solistek, który zakończy się zdaniem fachowców jej triumfem. Stronnicy reprezentantki Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego nie mogą odetchnąć z ulgą, bo Trybunał pozwolił na start, ale nie zajmował się przestępstwem dopingowym. Dostrzegł „błędy logistyczne”, w wyniku których obóz łyżwiarki z Moskwy nie miał możliwości pełnego odniesienia się do zarzucanych jej czynów. Wygląda to raczej na odłożenie w czasie drastycznej decyzji.
Czytaj też: Gdzie się bierze, a gdzie nie
Reżim treningowy aplikowany dzieciom
Sprawa jest w najwyższym stopniu bulwersująca. Walijewa reprezentuje ROC, czyli Rosyjski Komitet Olimpijski, bo Rosja nie ma prawa występować pod swoją flagą właśnie z powodu uporczywego, wielowątkowego sprzeniewierzania się przepisom antydopingowym. Tymczasem to znowu Rosjanka jest bohaterką skandalu, o którym mówi się więcej niż o sportowej stronie łyżwiarskich konkurencji.
Doping udowodniono 15-latce. Wiadomo, że to nie ona podjęła decyzję o paskudnym sposobie wspomagania. Nawet w Rosji, w której tradycyjnie przewagę mają oburzeni „napaściami na ich Kamiłę”, odzywają się liczne głosy, że trzeba się dokładnie przyjrzeć metodom pracy trenerki Eteri Tutberidze. Sukcesy ma olbrzymie, ale krótkotrwałe. Z bezwzględnością stosuje wiedzę, według której dziewczynki (nawet nie dziewczyny) znacznie łatwiej uczą się najtrudniejszych elementów technicznych, w tym owych poczwórnych skoków. W wieku 17–18 lat zawodniczki przestają się liczyć z powodu zmieniającej się budowy ciała oraz kontuzji przeciążeniowych. Poza tym wielce dyskusyjny jest reżim treningowy aplikowany dzieciom. To jednak nie dotyczy tylko podopiecznych Tutberidze.
Najbardziej szkoda samej Walijewy
Być może dopingowy przypadek Walijewy będzie jedyny w trakcie całych igrzysk, ale i tak daje powód do oskarżania Rosji o dopingową recydywę. Pojawiają się nawet głosy, żeby na kilka lat całkowicie wykluczyć reprezentantów tego kraju z międzynarodowych rozgrywek.
Bez względu na to, jak zakończy się ta konkretna sprawa, mnie najbardziej żal jeszcze dziecka przecież, a jednocześnie najlepszej, według powszechnej opinii, łyżwiarki figurowej świata. Prawie na pewno również bez wspomagania byłaby nie do pokonania. Tymczasem z powodu machinacji dorosłych może nie doczekać się nagrody na miarę jej talentu i olbrzymiej pracy, którą wykonywała od najmłodszych lat. Jak to wpłynie na jej dalsze losy?