Nauka

Wirus z Chin do nas dotrze. Jak się zabezpieczać?

Kontrola podróżnych w pobliżu prowincji Hubei, w której panuje koronawirus 2019-nCoV. W Polsce wystarczającym zabezpieczeniem przed infekcją jest zachowanie podstawowych zasad higieny. Kontrola podróżnych w pobliżu prowincji Hubei, w której panuje koronawirus 2019-nCoV. W Polsce wystarczającym zabezpieczeniem przed infekcją jest zachowanie podstawowych zasad higieny. Thomas Peter/Reuters / Forum
Koronawirus, zwany wirusem Wuhan lub 2019-nCoV, wcześniej czy później do Polski dotrze. Najlepszym zabezpieczeniem przed nim, jak przed innymi wirusami, jest wdrożenie prostych środków higieny. O czym pamiętać?

Od 1 do 22 stycznia zarejestrowano w Polsce 128 tys. zachorowań (lub podejrzeń zachorowania) na grypę. Z jej powodu odnotowano w tym roku już dwa zgony na Śląsku. W sąsiedniej Małopolsce chorych jest prawie 17 tys. A jednak słyszę i czytam o „śmiertelnym zagrożeniu” z powodu koronawirusa z Chin, jakby inne przeziębienia lub grypa miały nas tej łagodnej zimy w ogóle nie dotyczyć.

Jedni pytają o maski, inni boją się odbierać zamówione przez AliExpress chińskie produkty. Pierwsze znamiona paniki? Oby nie! Po raz kolejny jednak widać, jak niska jest świadomość tego, na co powinniśmy codziennie uważać, by dbać o własne zdrowie i odpowiedzialnie szanować zdrowie innych.

Czytaj także: Epidemia z Wuhanu groźnie się rozszerza. Co trzeba wiedzieć?

Wirus nieznany układowi odporności

Koronawirus, zwany umownie wirusem Wuhan (lub 2019-nCoV), wcześniej czy później do Polski dotrze. Co do tego raczej nie mam wątpliwości. Dziś rano pojawiły się doniesienia, że pierwsze podejrzenie dotyczy kobiety z Łodzi. Od dwóch dni zarazek jest już w Niemczech u kilku osób (pierwszego potwierdzonego pacjenta znaleziono w Bawarii), a sytuacja na świecie zmienia się właściwie z godziny na godzinę i trudno brać za pewnik, że jest tylko tyle osób zakażonych, o ilu piszą media. Nie z powodu utajniania danych, lecz aż dwutygodniowego okresu wylęgania infekcji (początkowo mówiono o pięciu–sześciu dniach, ale okazało się, że ten czas może być dłuższy).

Więc skoro nowy szczep koronawirusa dotarł już do Europy, Polski pewnie nie ominie. Końca świata nie będzie, bo jego śmiertelność – przynajmniej na razie, dopóki nie przeobraził się w groźniejszego mutanta (co może nigdy nie nastąpić) – nie jest zbyt wysoka w porównaniu z SARS, MERS czy ebolą. Będzie to pewnie kolejny szczep, który wirusolodzy wpiszą na listę zarazków aktywnych zimą i wiosną, czyli w sezonie nasilonych przeziębień.

To, co na pewno stanowi największy problem dla epidemiologów w porównaniu z grypą lub innymi przeziębieniami wywoływanymi przez starsze szczepy koronawirusów, to że dla naturalnego układu odporności jest to w tym roku zarazek nowy, nieznany. A zatem jeśli ktoś zostanie nim zainfekowany, prawdopodobnie nie ominie go zakażenie – będzie to gorączka, suchy kaszel, objawy infekcji górnych dróg oddechowych, być może włącznie z zapaleniem płuc. Przebieg tej infekcji w dużej mierze zależy od sprawności układu immunologicznego, więc osoby silne i zdrowe powinny przejść zakażenie lżej niż ludzie starsi, przewlekle chorzy lub z osłabioną odpornością. O tym donoszą zresztą codzienne raporty z Chin – liczba ofiar stale, choć powoli, się zwiększa, ale codziennie ze szpitali do domów wraca też wielu wyleczonych pacjentów.

Wirus z Wuhanu – nowe obciążenie dla służb medycznych

Skoro bagatelizuję zagrożenie, dlaczego Chiny i inne państwa w Azji podjęły tak radykalne kroki, by zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa z prowincji Hubei? To niezbędne, aby ograniczyć do minimum ryzyko migracji zarazka, a widać, że i tak jest on w stanie zajmować kolejne przyczółki.

Co by się jednak stało, gdyby w ciągu kilku dni – tak jak dzieje się to teraz w niektórych miastach Chin – do szpitali w Polsce zgłaszało się po kilkaset osób z objawami infekcji górnych dróg oddechowych, wymagających hospitalizacji z powodu narastających dolegliwości? Nasze największe aglomeracje nie są tak liczne jak przeciętne miasta w Chinach – stąd skala zagrożenia jest u nas zupełnie inna niż tam, nieporównywalne są też skutki, jakie masowe zachorowania wywołałyby w dezorganizacji pracy placówek medycznych.

Z grypy i przeziębień przeważnie kurujemy się w domu, ale przy powikłaniach trzeba podjąć bardziej radykalne leczenie, choćby nawet nie dotyczyło ono likwidacji źródła zakażenia, lecz było jedynie objawowe (czyli polegało na zbijaniu gorączki, ograniczaniu stanu zapalnego i kaszlu). Dlatego komunikat Ministerstwa Zdrowia jest słuszny: jeśli w ostatnich dwóch tygodniach ktoś był w Chinach (lub kontaktował się z kimś stamtąd), a teraz odczuwa gorączkę powyżej 38 st. C, ma duszność lub kaszel – powinien zgłosić się do najbliższego szpitala zakaźnego, by ustalić przyczynę infekcji. Wszyscy inni, z typowymi objawami grypowymi, nadal mogą konsultować się ze swoimi lekarzami rodzinnymi.

Czytaj także: Jak nie przypłacić świąt zdrowiem

Najskuteczniejsza ochrona przed koronawirusem to higiena

Czy jest sens nosić maski na twarzy, bez których – jak widać na zdjęciach z Azji – nie wychodzi tam z domu już żaden obywatel? Prof. Włodziemierz Gut, wirusolog z Narodowego Instytutu Zdrowia PZH, twierdzi, że taka chirurgiczna maska może zdać egzamin, jeśli zasłania nią swoje usta i nos osoba już chora. Kichając, kaszląc i prychając wprost do takiej maski, można nieco obniżyć ryzyko roznoszenia zarazków wokół siebie (o czym zapominają nieodpowiedzialni, zakatarzeni pasażerowie korzystający z transportu publicznego, którzy zamiast zostać w domu lub na czas podróży włożyć taką maseczkę, nie myślą o sąsiadach).

Co do ludzi zdrowych, którzy chcieliby się w ten sposób chronić się przed koronawirusami, mam duże wątpliwości – uważa profesor. – Na masce zbiera się wszystko, czego nie chcielibyśmy przenosić z powietrza do domu. Zdejmując ją z twarzy, nie wolno dotykać rękami powierzchni filtrującej, a to wcale nie jest takie łatwe. Maska ma więc sens tylko teoretycznie, w praktyce – niewielki.

Inni eksperci mają podobne zdanie: taka ochrona nie jest zbyt skuteczna na co dzień, utrzymanie maski przez dłuższy czas w dobrym stanie jest sporym wyzwaniem (wilgotnieje, przez co jej skuteczność dodatkowo słabnie), nie powinna być zbyt luźno założona na nos. Jedyna korzyść, jakiej można się dopatrzyć, to ograniczenie transmisji zarazków z ust na ręce, ponieważ – jak wykazano w jednym z badań – ludzie dotykają swojej twarzy ok. 23 razy w ciągu godziny, a z każdym dotknięciem przenosimy zarazki na palce lub śluzówki oczu, nosa, ust. Człowiek z maską na buzi dotyka dużo rzadziej policzków (a nosa i ust wcale), więc ryzyko kontaktu z bakteriami lub wirusami drastycznie maleje.

Czytaj także: Świat nie potrafi uwolnić się od grypy

Wdrożenie prostych środków higieny jest dużo efektywniejsze niż zakup masek ochronnych (i sprawdza się wobec wirusów grypy i przeziębień). Pamiętajmy więc o:

  • regularnym myciu rąk ciepłą wodą z mydłem
  • unikaniu dotykania brudnymi rękami oczu i nosa
  • kichaniu i kasłaniu w jednorazową chusteczkę higieniczną (którą należy zaraz wyrzucić) lub w zgięty łokieć (a nie w otwartą dłoń).

Pozostaje zachować czujność, bo panika jest niewskazana, a strach przed każdym wykrytym przypadkiem zachorowania na 2019-nCoV przeszkadza, by się z nim oswoić.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną