Samotni żeglarze na cyfrowej fali
Samotni żeglarze na cyfrowej fali. Wszyscy powinniśmy się tego uczyć: i dzieci, i seniorzy
Jeszcze niedawno w ogóle nie było smartfonów, serwisów społecznościowych, bankowości elektronicznej, komunikatorów, nie mówiąc o tzw. chmurze. Dziś jednak są to udogodnienia tak powszechne, że styczność z cyfrowym światem staje się praktycznie nieunikniona. Chcąc nie chcąc, wypada przygotowywać się do świadomego korzystania z narzędzi narzucanych przez obecną falę rewolucji przemysłowej. – Odpowiedzialne społeczeństwo nie może machać ręką na luki w kompetencjach cyfrowych – stwierdza dr Justyna Jasiewicz z zespołu Digital Public Sector w firmie doradczej PwC. – Obecnie traktuje się je na równi z umiejętnością pisania, liczenia i przynajmniej podstawowego porozumiewania się w języku obcym. Bez tych umiejętności nie da się sprawnie funkcjonować, skoro coraz więcej aktywności przenosi się online i dotyczy to pracy, rozrywki oraz edukacji.
Przekonaliśmy się o tym w pandemii, odkrywając dobrodziejstwo handlu internetowego i tzw. profili zaufanych, które pozwalały nam skontaktować się zdalnie niemal z każdym urzędem. Pandemia zmieniła styl edukacji, dorosłym z wielu zawodów dała pracę zdalną. Skłoniła też Unię Europejską do przyjęcia programu cyfrowej transformacji. A ten zakłada, że do 2030 r. 80 proc. mieszkańców każdego kraju członkowskiego posiądzie przynajmniej podstawowe kompetencje cyfrowe. Czyli da radę samodzielnie zrobić zakupy online lub poszukać informacji. Postępy – bądź ich brak – da się zmierzyć, Komisji Europejskiej do pomiaru kondycji gospodarki cyfrowej i cyfrowego społeczeństwa służy indeks DESI.
W kategorii „podstawowe kompetencje cyfrowe” Polska jest trzecia od końca, kompetencje te posiadała niespełna jedna trzecia obywateli. W Finlandii i Holandii to prawie 80 proc. I co ciekawe, choć 87 proc. Europejczyków w wieku 16–74 lat regularnie korzysta z internetu, to jedynie 54 proc. owe kompetencje ma. Oznaczałoby to, że jakaś część z pozostałych 33 proc. po omacku mierzy się z nieprzyjazną rzeczywistością. – Niezależnie od wieku jesteśmy w sieci traktowani jak zwierzyna łowna, grozi nam inwazyjne śledzenie, profilowanie i wykorzystywanie naszych psychicznych podatności – mówi Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon, która walczy o prawa ludzi w cyfrowym świecie.
PROMOCJA
ZDANIEM EKSPERTA
Malina Jankowska, dyrektorka PwC Polska, zespół Digital Public Service
Dynamiczny rozwój generatywnej sztucznej inteligencji (GenAI) zmienia reguły gry na rynku pracy, wymuszając na liderach przemyślenie strategii rozwoju kompetencji w sektorach prywatnym i publicznym. Polska edycja 27. badania CEO Survey wskazuje, że bez istotnej zmiany modelu biznesowego 45 proc. prezesów obawia się o przyszłą rentowność swoich firm. Z kolei 56 proc. identyfikuje technologie, szczególnie GenAI, jako główny motor zmian, który może zarówno zmniejszyć poziom zatrudnienia, jak i zwiększyć efektywność pracy. Z kolei 69 proc. liderów przewiduje, że w ciągu trzech lat GenAI zmieni wymagane od pracowników umiejętności, podkreślając brak kompetencji jako hamulec rozwoju. Pracownicy, choć sceptyczni co do krótkoterminowego wzrostu efektywności pracy przez GenAI, widzą w niej potencjał dla swojej kariery. Raport PwC Global Workforce Hopes and Fears Survey 2023 pokazuje, że pracownicy są otwarci na zdobywanie nowych umiejętności, mimo braku jasności co do przyszłości swoich ról. Specjaliści są świadomi potrzeby ciągłego rozwoju, aby nadążyć za zmieniającymi się wymaganiami rynku. Przygotowanie pracowników do przyszłości wymaga od liderów nie tylko rozpoznania i adresowania ich obaw, ale także budowania strategii opartej na współpracy i zaangażowaniu w proces zmian. Kluczowe staje się komunikowanie wizji, wspieranie otwartości na nowe umiejętności i angażowanie zespołów w kształtowanie przyszłości pracy. Zarządzający powinni skupić się na budowaniu zaufania do technologii i projektowaniu ścieżek kariery opartych na umiejętnościach tak, żeby wykorzystać potencjał GenAI jako narzędzia rozwojowego dla organizacji i pracowników.
Materiał w komercyjnej współpracy z PwC Polska
Nie chodzi o to, by z rolnika robić informatyka
Polskie deficyty da się objaśnić trajektorią rozwoju. Na początku inwestowano w infrastrukturę, przeznaczając poważne fundusze na rozwój sieci szerokopasmowej, a znacząco mniej wydawano na rozwój kompetencji obywateli – może z wyjątkiem seniorów, adresatów wielu programów cyfrowej aktywizacji. Infrastruktura powstała, ale nadal są liczne grupy, które pomimo dostępu do sieci korzystają z niej w ograniczony sposób.
– Kluczowe znaczenie ma pozytywne nastawienie do narzędzi, które musi iść w parze z dostępem do sieci i smartfonem w kieszeni – zauważa Justyna Jasiewicz i wskazuje na badania dające wgląd w przyczyny niekorzystania z narzędzi cyfrowych. – Dawniej przywoływano też wysokie ceny sprzętu, ale później znaczenie podobnych twardych barier zaczęło spadać, a rosła rola barier miękkich. Padały odpowiedzi: nie umiem korzystać z internetu, nie ma w nim nic ciekawego, obawiam się treści w internecie, czyha tam na mnie dużo zagrożeń. Dziś to głównie te czynniki mają decydować o pasywnym i ograniczonym wykorzystaniu sieci. To m.in. dlatego drobni przedsiębiorcy nie sięgają np. po aplikacje, które ich klientom pozwoliłyby się zdalnie zapisywać na wizyty, a im samym pomogłyby w promocji usług albo w podglądaniu działań konkurencji.
Kolejną przyczyną jest zgłaszany przez połowę polskich małych i średnich przedsiębiorców brak specjalistów IT, czyli osób znających się na cyberbezpieczeństwie, przetwarzaniu dużych zbiorów danych, przenoszeniu usług i danych do tzw. chmury, sprzedaży online czy marketingu internetowym. Nadal rozchwytywani są programiści. – Na razie sztuczna inteligencja nie jest w stanie ich zastąpić i zapewne nie zrobi tego całkowicie także w przyszłości – przewiduje dr Jasiewicz. Komisja Europejska planuje, że w 2030 r. w Unii powinno pracować 20 mln specjalistów o bardzo wysokich kompetencjach cyfrowych, z zachowaniem tzw. gender balance, a więc także w drodze zaktywizowania w tym zakresie kobiet. Dziś profesjonalistów wysokiej klasy jest ledwie 10 mln i przy zachowaniu obecnych możliwości kształcenia do końca dekady będzie ich góra 12 mln, konieczne jest więc podkręcenie tempa.
Komisja obrazowo sięga po przykład ruchu drogowego. Zwykli użytkownicy to kierowcy, którzy radzą sobie na drogach bez wiedzy o naprawianiu amortyzatorów czy budowaniu mostów. Tym zajmują się specjaliści. Ale przecież szoferów w pewnym zakresie jednak się szkoli i nawet egzaminuje. Co z użytkownikami sieci? – Edukacja cyfrowa powinna obejmować wszystkich, od dzieci w przedszkolach po osoby najstarsze. Przy czym nie po to, by z każdego „rolnika zrobić informatyka” albo by maluchy siedziały godzinami przed monitorami – twierdzi dr Justyna Jasiewicz. Chodzi raczej o to, by rodzice i personel przedszkoli zostali przygotowani do prezentowania treści w ilości i jakości odpowiedniej dla najmłodszych.
Z nieznajomym na czacie
Chodzi też o przeniesienie praktyk codzienności do sieci. Jeśli uczymy dzieci, że obcych się nie wpuszcza do domu i że nie wolno z obcą osobą wsiadać do samochodu, to tak samo trzeba je nauczyć, że z nieznajomym nie wolno rozmawiać na czacie. Skoro nie można wyśmiewać się z kolegi, to nie powinno się też nagrywać obraźliwych filmów i ich sobie przesyłać. – Jeśli naprawdę chcemy wprowadzać w to środowisko najmłodszych, musimy ich dobrze przygotować na zderzenie z zagrożeniami – uważa Katarzyna Szymielewicz. – Podstawą jest wyrabianie krytycznej postawy wobec technologii. Dzieci błyskawicznie uczą się obsługiwać urządzenia, zresztą rozmyślnie projektowane tak, by dawały się sterować intuicyjnie. Sprawnie klikać, a nawet programować dzieci nauczą się w tych warunkach same, potrzebują jednak innych kompetencji. Ze względu na „głębokie zanurzenie” trudno im zachować dystans i niezależność od świata technologii, skutkiem są uzależnienia, problemy psychiczne i popadanie w kryzysy. Katarzyna Szymielewicz postuluje, by odpowiednia edukacja medialna była zadaniem dla całego systemu, z udziałem rodziców, a jeśli trzeba, również psychologów.
Nie wystarczy ani edukacja sprowadzona do podania jedynie instrukcji obsługi urządzenia, ani tym bardziej rozdawanie laptopów czwartoklasistom. Postąpiono tak na początku obecnego roku szkolnego. Wbrew głosom o „gwałcie na badaniach cyfryzacji i monitorowaniu jej postępów”. Eksperci sugerują raczej wsparcie celowane, bo istnieje grupa dzieci z rodzin wielodzietnych z kłopotami ekonomicznymi i zmagających się z wykluczeniami. Wspierać powinno się zwłaszcza uczniów z potrzebami wysublimowanymi, do nich powinien trafić sprzęt dostosowany dla osób niedowidzących, niedosłyszących lub rozwijających się w sposób nieneuronormatywny.
Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia, że do końca roku przygotuje strategię cyfryzowania Polski. Na bieżąco skupia się też na kwestiach cyfrowego bezpieczeństwa i higieny. By obywatele umieli określać proporcje i unikać konsekwencji nadmiernego przywiązania do internetu czy smartfona. Zresztą minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski doradza małe kroki w budowaniu zdrowych nawyków i w znajdowaniu coraz więcej czasu na aktywności poza siecią.