Rynek

Prawie jak taksówka

Kierowcy Ubera nie powiozą już bez licencji taksówkarskiej

Kierowcy Ubera będą musieli najprawdopodobniej wystąpić o taksówkarskie licencje, jeśli nadal chcą świadczyć usługi. Kierowcy Ubera będą musieli najprawdopodobniej wystąpić o taksówkarskie licencje, jeśli nadal chcą świadczyć usługi. Łukasz Głowała / Polityka
Polska planuje wreszcie uregulować działalność Ubera, a jego kierowców traktować jak taksówkarzy. Uber zaś nie zamierza protestować. Co się stało z najbardziej niegrzeczną firmą świata?

Przez lata zasady działalności Ubera były proste. Wchodził na kolejne rynki w atmosferze awantury, oskarżany o łamanie przepisów i nieuczciwą konkurencję. Oferował usługi analogiczne do taksówek, ale ostro protestował, gdy go z taksówkami porównywano. Uber zawsze podkreślał, że nie jest firmą transportową, tylko nowoczesną platformą technologiczną łączącą kierowców i pasażerów. Z tego powodu do żadnych lokalnych przepisów dotyczących taksówek stosować się nie musi. Reakcje poszczególnych państw były bardzo różne. Jedne – jak Francja czy Hiszpania – z Uberem ostro walczyły, inne – jak Polska – jego działalność tolerowały i zastanawiały się, co dalej robić.

Uber gotowy do ustępstw

Jednak przynoszący wciąż gigantyczne straty Uber postanowił powoli zmienić strategię z ciągłej walki na próbę porozumienia z lokalnymi władzami. Symbolem nowego otwarcia była ubiegłoroczna wymiana prezesa. Bardzo kontrowersyjnego Travisa Kalanicka zastąpił Dara Khosrowshahi, który chce zdjąć z Ubera odium firmy bezwzględnej, nieliczącej się z prawem i niedbającej o swoich kierowców. Elementem tej wizerunkowej ofensywy jest też dużo większa gotowość Ubera do ustępstw. Przykładem może być nasz kraj, gdzie Uber zbudował silną pozycję w największych miastach.

Czytaj więcej: Nowy szef Ubera ma zapobiec katastrofie. Ale nie tak prędko

Kierowcy Ubera tylko z licencją taksówkarską

Od dawna w rządzie trwa walka między zwolennikami i przeciwnikami regulowania Ubera. Wszystko wskazuje na to, że kierowcy Ubera będą musieli wystąpić o taksówkarskie licencje, jeśli nadal chcą świadczyć usługi. To krok we właściwym kierunku, bo Uber – chociaż sam zapewnia inaczej – tak naprawdę jest firmą transportową. Tak sądzi chociażby Europejski Trybunał Sprawiedliwości, który pozwolił niedawno państwom członkowskim egzekwować wobec Ubera lokalne przepisy, nie czekając na zgodę Komisji Europejskiej.

Uber coraz bardziej jak taksówki

„Stary” Uber pewnie by walczył i protestował, ale „nowy” Uber twierdzi, że dostosuje się do planowanych w Polsce regulacji. Proces upodobniania się Ubera do zwykłych taksówek trwa już od pewnego czasu. Przykładem może być akceptacja płatności gotówką w Warszawie, chociaż przecież Uber długo szczycił się swoją technologiczną wyjątkowością i zachwalał zalety płacenia kartą – zarówno dla pasażera, jak i dla kierowcy. Na razie Uber nie ma jeszcze telefonicznej centrali przyjmowania zleceń, ale nie można wykluczyć, że i taką uruchomi w przyszłości. A jeśli nowa ustawa każe oznaczać samochody Ubera znakiem „taxi”, to różnic praktycznie nie będzie. Tym bardziej że i wielu zwykłych taksówkarzy korzysta już z mobilnych aplikacji i w ten sposób zbiera zlecenia.

Czytaj także: Uber na celowniku użytkowników portali społecznościowych

Uber chce wreszcie zarabiać

Czy zatem warto było przez lata wydawać miliardy na walkę z całym światem, skoro teraz Uber po cichu rezygnuje ze swojej wyjątkowości? Inwestorzy, którzy wciąż nie zobaczyli zysków, mogą mieć wątpliwości, ale z drugiej strony to właśnie te konflikty i marketingowe odcinanie się od tradycyjnych taksówek zapewniły Uberowi ogromną rozpoznawalność, a nawet sympatię – zwłaszcza wśród młodych ludzi. Być może była to zaplanowana strategia budowania marki i przywiązywania do siebie klientów. Teraz zaś, gdy Uber jest świetnie znany, można przejść do kolejnej, spokojniejszej fazy rozwoju. Zwłaszcza jeśli w ten sposób korporacji uda się osiągnąć podstawowy cel, czyli wreszcie zacząć zarabiać pieniądze.

Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną