12 grudnia grupa posłów Koalicji Obywatelskiej złożyła w Sejmie projekt nowelizacji Kodeksu pracy. Posłem reprezentującym wnioskodawców został Witold Zembaczyński. To druga próba przyjęcia projektu. W poprzedniej kadencji (w sierpniu 2018 r.) tę samą nowelizację zaproponowała grupa posłów Nowoczesnej z Zembaczyńskim na czele. W marcu 2019 r. odbyło się nawet pierwsze czytanie, ale później ustawa utknęła w komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach.
Cel – mniej dyskryminacji w pracy
Posłowie opozycji proponują, by pracodawcy musieli od 30 lipca 2020 r. publikować w ogłoszeniach o pracę kwotę proponowanego zasadniczego wynagrodzenia brutto lub widełek wynagrodzenia. Jeśli pracodawca nie dostosowałby się do tego wymogu albo ostateczne wynagrodzenie zatrudnionego byłoby niższe niż w ogłoszeniu, firmie groziła grzywna od 1 tys. do 30 tys. zł.
Posłowie KO argumentują, że wysokość wynagrodzeń – inaczej niż np. w Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich – jest w Polsce tematem tabu. Tłumaczą, że wprowadzenie większej jawności w ogłoszeniach mogłoby pomóc zmniejszyć nierówności płacowe między kobietami a mężczyznami i pomóc młodym ludziom w zawodowej karierze.
Obecnie konkretne kwoty obowiązkowo występują jedynie w ofertach publikowanych przez urzędy pracy. Decydują się na to także firmy, które mają szczególne problemy z pozyskaniem specjalistów, np. z branży IT. Tymczasem z badania przeprowadzonego w 2017 r. przez Kantar Millward Brown na zlecenie Work Service wynika, że 83,9 proc. Polaków chce jawności płac w ogłoszeniach.
Czytaj także: Jak odpowiadać na pytanie o wysokość wynagrodzenia? Idealna podpowiedź doradczyni Trumpa
Plusy i minusy jawnych wynagrodzeń
Zwiększenie jawności wynagrodzeń mogłoby przyspieszyć procedury rekrutacyjne. Pracodawcy mieliby pewność, że kandydaci składający CV w odpowiedzi na ich oferty robią to świadomie i są gotowi przystać na oferowane wynagrodzenie. Kandydaci z kolei nie marnowaliby czasu na rozmowy rekrutacyjne dotyczące posad, których i tak by nie przyjęli po uzyskaniu informacji o oferowanej pensji.
Obowiązek ujawniania wynagrodzeń mógłby też zachęcić pracodawców do prowadzenia bardziej przejrzystej polityki kadrowej (np. wyznaczania jasnej ścieżki awansu zawodowego). W dłuższej perspektywie zmniejszyłby ryzyko pojawienia się nieporozumień, zwiększyłby komfort pracy, a nawet mógłby zwiększyć motywację pracowników.
Czytaj także: Zmiany w ustawie o płacy minimalnej pomogą pracownikom budżetówki
Z drugiej strony większa jawność mogłaby zwiększyć presję płacową w firmach, szczególnie tych najmniejszych, które oferują wynagrodzenia poniżej średniej rynkowej. By skutecznie przyciągnąć kandydatów, pracodawcy musieliby polepszyć swoją ofertę. To z kolei mogłoby się skończyć falą roszczeń ze strony już zatrudnionych pracowników.
Zielone światło od „Solidarności”, wątpliwości pracodawców
Na złożony w poprzedniej kadencji projekt Nowoczesnej przychylnie patrzyło Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. – Jesteśmy pozytywnie nastawieni do projektu. Porusza on ważną kwestię. Wymaga jednak dość intensywnej pracy – mówił w marcu 2019 r. wiceminister Stanisław Szwed. Proponowane zmiany poparła też „Solidarność”.
Czytaj także: Młodego zatrudnię, czyli kogo ucieszy zerowy PIT
Państwowa Inspekcja Pracy uznała jednak projekt nowelizacji Kodeksu pracy za zbyt ogólnikowy i mało precyzyjny np. w kwestii wymierzania kar za niezamieszczanie w ogłoszeniach informacji o wynagrodzeniu.
Poważne wątpliwości miała Konfederacja Lewiatan. Organizacja pracodawców co prawda pochwaliła praktykę publikowania wysokości wynagrodzenia w ofertach, ale negatywnie odniosła się do kwestii wprowadzenia obowiązkowej jawności płac w ogłoszeniach i karania za nieprzestrzeganie tego obowiązku. Lewiatan wytknął posłom opozycji, że proponowane zmiany nie biorą pod uwagę złożoności systemu wynagradzania. Tego np., że wynagrodzenie może się składać „ze zróżnicowanych elementów: stałych, ruchomych, obligatoryjnych i dodatkowych”, a system wynagradzania może być „czasowy (stawka godzinowa, miesięczna), akordowy (zależne od wyników), prowizyjny czy premiowy”.
Czytaj także: Skąd się wezmą nasze emerytury?
PiS może wprowadzić własne rozwiązania
Projekt KO w tej formie ma raczej niewielkie szanse na przyjęcie przez Sejm. Ale rozwiązania zmniejszające dyskryminację na rynku pracy (także te zwiększające jawność wynagrodzeń) może zaproponować rząd PiS. Premier Mateusz Morawiecki w swoim exposé mówił bowiem: – „Równość w miejscu pracy jest wartością, o którą będziemy mocno zabiegać, bo jeśli za taką samą pracę nasze mamy, siostry, żony, córki dostają niższe wynagrodzenie niż mężczyźni, to nie jest to normalne. Będziemy dążyć do sprawiedliwej zasady: taka sama płaca za taką samą pracę”.