Przygotowywaną w Łodzi konwencję PiS w ostatniej chwili przeniesiono do leżącej 2 km obok Turowa Bogatyni, by zademonstrować niezłomność partii władzy w obronie suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego kraju. Jesteśmy bowiem atakowani przez Czechów, Niemców, Komisję Europejską, sędziów ETS, a także przez polskich, czeskich i niemieckich ekologów, którym nie podoba się nasza kopalnia węgla brunatnego i elektrownia w Turowie. Do tych wrogów dopisany też został Jarosław Łuczaj, sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który wydał pod koniec maja postanowienie o wstrzymaniu wykonania decyzji środowiskowej dotyczącej koncesji na wydobycie węgla dla kopalni Turów po 2026 r.
Sąd nie nakazał natychmiastowego zamknięcia kopalni
PGE, do którego należy kopalnia i elektrownia w Turowie, nie kryła oburzenia, zarzucając sądowi rażące naruszenie prawa. Ogłosiła, że sąd żąda natychmiastowego zamknięcia kopalni, a to przecież niemożliwe, bo „wyłączenie Kopalni, a co za tym idzie, również Elektrowni Turów spowoduje również katastrofę gospodarczą i społeczną regionu. Gwałtowna likwidacja działalności Kompleksu z pominięciem rozłożonego na lata programu transformacji oznaczałaby załamanie lokalnego rynku pracy i upadłość setek firm”.
Rzeczniczka sądu wyjaśniła, że to nieporozumienie, bo postanowienie sądu nie wstrzymuje pracy kopalni ani elektrowni. Sąd uznał tylko, że procedury prawne mające doprowadzić do przedłużenia koncesji na wydobycie węgla brunatnego po 2026 r. zostały złamane. W związku z tym nie mogą być podejmowane kolejne działania związane z przedłużeniem wydobycia, bo sprawę zawaliła w 2020 Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, działając na skróty i nie przeprowadzając wymaganych transgranicznych konsultacji.
Sąd nie zastanawiał się nad tym, co elektrownia ma sypać do kotła, jak ma działać kopalnia ani co z bezpieczeństwem energetycznym, bo to nie jest jego zadanie. Sąd administracyjny sprawdza jedynie przestrzeganie procedur i prawa. Innymi słowy, czy państwo stosuje się do przepisów, które samo stworzyło. Majowe postanowienie, któremu nadano rygor natychmiastowej wykonalności, nie ma charakteru ostatecznego. PGE natychmiast odwołała się NSA, złożyła też do WSA zażalenie, domagając się wstrzymania wykonania zaskarżonego postanowienia. WSA podtrzymał jednak swoje stanowisko.
Jeśli ktoś, zwłaszcza jeśli nie jest prawnikiem, w trakcie czytania gdzieś się pogubił, to niech zachowa spokój i nie robi sobie wyrzutów. Mądrzejsi się już gubili. Sprawa Turowa jest tak zagmatwana, że jeszcze długo prawnicy będą sobie łamać głowy, jak ten węzeł rozsupłać. A niejedna kancelaria prawnicza zbije na tym majątek.
Czytaj także: Odkrywka wyborcza. Sąd wydał wyrok, Morawiecki i Sasin przyjechali natychmiast
Morawiecki nie „składa broni”. Nie rozumie prawa administracyjnego
Tymczasem PiS uznał, że zbuduje wokół Turowa prostą narrację o wrogach, którzy dybią na nasze bezpieczeństwo energetyczne, i niezłomnym premierze Morawieckim, ministrze Sasinie i minister Moskwie, którzy turowskiej reduty bronią. „WSA w sprawie Turowa po raz kolejny pokazał, że pojęcie interesu społecznego jest mu obce. Od popełniania błędów gorsze jest tkwienie w błędzie. Nie składamy broni” – napisał na Twitterze Mateusz Morawiecki, jakby nie zdając sobie sprawy, jak działa prawo administracyjne.
Nie wspomniał też o tym, jak działa Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która łamie własne przepisy. Łamie, bo jest takie polityczne zamówienie. Bo prawo i sprawiedliwość ma służyć tylko rządzącym, a nie ekologom z Greenpeace, Fundacji Frank Bold, „Eko-Unii”, miastu Żytawa i Regionowi Liberec, którzy wystąpili do WSA ze skargą.
Czytaj także: Niewolnicy granic. Sprawy Turowa czy Odry pokazały, jak nam źle z unijnymi sąsiadami
Sprawa Turowa znów skończy się miliardowymi karami
PiS chce w Turowie i Bogatyni zdobyć poparcie społeczne, przynajmniej wśród górników i energetyków. Liczy, że na tym paliwie dojedzie do wyborów, choć w rzeczywistości odwraca kota ogonem. Ale co potem? Nawet jeśli dzisiejsza kampania pod hasłem „sąd sądem, a my wyroku nie wykonamy, bo mamy rację” da polityczny zysk, to na horyzoncie widać już potężne straty. I to finansowe. Bo sprawa Turowa znów trafi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. I znów skończy się na miliardowych karach, takich, jakie spadły na nas po zakończonym niedawno konflikcie polsko-czeskim. Tamten spór dotyczył tego samego Turowa i tych samych problemów, czyli nieprzestrzegania procedur koncesyjnych związanych z pracą kopalni.
Czytaj także: Energetyczne oksymorony Sasina. PiS pogrzebie nas pod węglem