Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję środowiskową, na podstawie której przedłużono wydobycie węgla w kopalni Turów do 2044 r. Wyrok jest wprawdzie nieprawomocny, ale jeśli nie zostanie podważony w NSA, funkcjonowanie kopalni może stać się niemożliwe już po 2026.
To kolejny wyrok w wojnie, jaką organizacje ekologiczne – fundacja Frank Bold, Greenpeace i Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia – toczą od 2022 r. Ich przeciwnikiem jest właściciel kopalni węgla brunatnego zaopatrującej w paliwo sąsiednią elektrownię, czyli PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Ekolodzy dążą do zamknięcia odkrywki, która wraz z elektrownią niszczy środowisko, i to w bardzo delikatnym obszarze.
Czytaj też: Turów. Sprawa jest tak zagmatwana, że nawet mądrzy się gubią
Ekologia? Nie będziemy się głupstwami przejmować
Delikatnym z punktu widzenia przyrodniczego, bo tuż obok mamy przecież piękne Sudety Zachodnie, i politycznego, bo kopalnia i elektrownia wypełniają Worek Turoszowski, czyli wąską enklawę wrzynającą się między Czechy a Niemcy. To położenie doprowadziło już do polsko-czeskiej wojny sądowej, która skończyła się dla nas wysokimi karami, ale także konfliktem z organizacjami ekologicznymi.
Czesi podobnie jak polscy ekolodzy występowali na drogę sądową nie tak w ogóle, że im się kopalnia i elektrownia nie podoba (choć się nie podoba), ale z konkretnymi zarzutami natury formalnej. To sądy administracyjne rozpatrywały te sprawy, bo chodziło o procedury wymagane przy przedłużaniu koncesji na wydobycie węgla. Chodziło po prostu o to, że Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydawał decyzje na skróty, nie przestrzegając obowiązujących przepisów. Innymi słowy, państwo nie stosowało się do przepisów, które samo stworzyło.
Ale wiadomo: tu wielka spółka skarbu państwa, politycy się niecierpliwią, potrzebny jest szybko papier, że można dalej kopać węgiel, bo przecież bezpieczeństwo energetyczne jest najważniejsze, a tu ekolodzy coś marudzą, że nie było konsultacji społecznych, brakuje ekspertyz i opinii z krajów sąsiadujących. Nie będziemy się takimi głupstwami przejmować.
Czytaj też: Dyletanci, skandale i gigastraty w polskich elektrowniach
Sąd musi się tłumaczyć
Sądy administracyjne zajmują się tym od dawna. Kiedy latem 2023 r. WSA w Warszawie wydał postanowienie o wstrzymaniu wykonania decyzji środowiskowej dotyczącej koncesji na wydobycie węgla dla kopalni Turów po 2026 r., PiS rozpętał piekło. Sędziego, który wydał to rozstrzygnięcie, chciano niemal zlinczować, bo przecież podniósł rękę na bezpieczeństwo kraju. Planowaną właśnie w Łodzi konwencję wyborczą PiS natychmiast przeniósł do Bogatyni, najbliżej kopalni, by pokazać, jak kocha węgiel i górników. Jarosław Kaczyński przemawiał z trybuny, na której było hasło: „Obronimy Turów”.
Nieszczęsny sędzia musiał się tłumaczyć, że nie mógł wydać innego rozstrzygnięcia, bo sąd administracyjny nie zajmuje się sprawami bezpieczeństwa energetycznego, ale kontroluje respektowanie prawa i procedur administracyjnych, które państwo samo stworzyło.
PGE i wspierające ją organy państwa łącznie z Prokuraturą Krajową złożyły zażalenie i Naczelny Sąd Administracyjny ugiął się, uchylając postanowienie o wstrzymaniu wykonania decyzji środowiskowej. Ekolodzy, w tym fundacja Frank Bold, która specjalizuje się w działaniach prawnych, nie odpuściły i dziś znów WSA uchylił decyzję środowiskową. I znów musi się gęsto tłumaczyć, że sąd administracyjny nie ocenia polityki energetycznej państwa, ale przestrzeganie przepisów przez organy tego państwa. A uchylenie nie oznacza zamknięcia kopalni.
Czytaj też: Bogatynia bez prądu. Akurat w chwili emisji materiału w TVN24
PiS by do tego nie dopuścił!
W sieci rozpętało się piekło. No bo wiadomo: PiS by do tego nie dopuścił, a Tusk najwyraźniej dostał telefon z Berlina, by zamknąć kopalnię, i stąd taka, a nie inna decyzja sądu. Bo kto to słyszał, żeby podnosić rękę na świętość, jaką jest polski węgiel. Tymczasem tego węgla polska energetyka potrzebuje coraz mniej. Jeśli w 2015 r. 87 proc. energii wytworzonej przez polskie elektrownie pochodziło ze spalania węgla, to w 2023 już tylko 64 proc. W ciągu ośmiu lat rządów PiS zużycie węgla w energetyce zjechało o 23 proc., i to przy nieustannej narracji o tym, że tylko węgiel może nam zapewnić bezpieczeństwo energetyczne.
Nie była to jakaś walenrodyczna strategia PiS, by co innego mówić, a co innego robić. Akurat nie w tym przypadku. Oni naprawdę chcieli bronić węgla, ale wiosłowanie pod prąd światowego trendu dekarbonizacyjnego okazało się ponad ich siły. Dziś widać, że węgiel jako paliwo skończy się szybciej, niż nam się to niedawno wydawało. Dlatego walka o przedłużenie działalności kopalni Turów do 2044 r. robiona z naruszeniem prawa wydaje się kompletnie bez sensu. W 2044 już od dawna nikt żadnego węgla nie będzie potrzebował. Natomiast walka pozbawia dziś ten południowo-zachodni skrawek Polski szans na pozyskanie miliarda złotych z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.