Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Protest rolników w Warszawie. „Rząd Tuska zapomniał o wsi”, twierdzi ekspert

Protest rolników przed kancelarią premiera, 3 listopada 2025 r. Protest rolników przed kancelarią premiera, 3 listopada 2025 r. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
Plantatorzy tytoniu protestują przeciwko polityce rządu i Unii Europejskiej. Chcą zwrócić uwagę władz na problemy branży tytoniowej, ale też na szerszy kryzys polskiej wsi.

Dziś rano, zapytany w radiu, czy w związku z konwencją Koalicji Obywatelskiej, zjednoczeniem z Inicjatywą Polską i Nowoczesną, nową aferą wokół CPK i aktem oskarżenia dla Zbigniewa Ziobry wreszcie nastał dobry czas dla rządu i premiera Tuska, odpowiedziałem, że pozornie. Faktycznie, rząd ma dobrą passę i wygląda na to, że w starciu na konwencje wymierzył PiS kilka celnych ciosów. Ale do wyborów pozostało około stu tygodni. W czasach, gdy politycy zużywają się szybciej niż kiedykolwiek w historii, to wieczność. Tym bardziej że wokół roi się od problemów, które w każdym momencie mogą wybuchnąć.

Czego się boją plantatorzy tytoniu

Jednym z nich jest problem z wsią. Od wyborów w 2023 r. rząd miał kłopot z rolnikami. Tym razem okazują solidarność plantatorom tytoniu. A ci obawiają się, że nowe przepisy forsowane przez WHO i Komisję Europejską doprowadzą do całkowitej likwidacji upraw tytoniu w Polsce. Wskazują też na projekt dyrektywy TED, który zakłada traktowanie surowego liścia tytoniu jako gotowego wyrobu akcyzowego.

Według organizacji branżowych takie rozwiązanie uderzyłoby zarówno w rolników, jak i przetwórców. Zakłady przetwarzające tytoń musiałyby składać zabezpieczenia akcyzowe sięgające nawet 300 mln zł rocznie na jeden podmiot. Plantatorzy ostrzegają, że doprowadziłoby to do natychmiastowego bankructwa wielu firm i utraty tysięcy miejsc pracy.

Tu mały przypis – nie chodzi o walkę o zdrowie; gdyby tak było, rząd albo zakazałby sprzedaży papierosów w ogóle, albo podniósł akcyzę (co i tak ostatnio robił, i to drakońsko). Władza nie chce jednak zarzynać kury znoszącej złote jajka, w związku z tym podejmuje politykę w rodzaju „panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”. Bo prawda jest taka, że likwidacja polskiej hodowli tytoniu (80 proc. idzie na eksport) nie rozwiąże problemu papierosów, które przybywają do nas z innych państw.

Czytaj też: Na wsi zaskakująca cisza: każdy kombinuje i orze, jak może

Rząd zapomniał o rolnikach?

Żalu wobec rządzących nie kryje Artur Balazs, były minister rolnictwa, który mówił kilka miesięcy temu, że choć proponował sztabowcom Rafała Trzaskowskiego strategię wyborczą skierowaną do wsi, to został odprawiony z kwitkiem.

W kampanii w 2023 r. Donald Tusk współpracował z Michałem Kołodziejczakiem, czego efektem był wynik wyborczy. Rolnicy mieli wrażenie, że ta współpraca będzie kontynuowana, ale po wyborach KO nie poszła za tym sygnałem. Wygląda to tak, jakby liderzy KO uznali, że nie muszą zabiegać o poparcie na wsi, bo Rafał Trzaskowski wygra i bez tego – mówi Balazs w rozmowie z „Polityką”.

Balazs jest przerażony kondycją wsi. Jak twierdzi, koszty produkcji poszły do góry, a ceny stoją w miejscu: – Tak źle na wsi nie było od dziesięcioleci. Dziś cena podstawowych produktów rolnych, takich jak zboże, rzepak czy warzywa, jest bliska cenom sprzed 25 lat. Natomiast niewspółmiernie wzrosły koszty produkcji. Dotyczy to paliwa, nawozów, środków ochrony roślin itd. Rolnik w zasadzie nie jest w stanie lokować na rynku żadnego z tych produktów po cenie, która gwarantowałaby mu zwrot kosztów produkcji, nie mówiąc o minimalnej opłacalności – słyszymy.

Do tej listy można dopisać jeszcze dwa czynniki, o których mówi się ciszej, a coraz mocniej uderzają w kondycję polskiego rolnictwa – koszty pracy i wyludnienie wsi. Przez ostatnie lata wieś traciła mieszkańców szybciej niż jakikolwiek inny obszar kraju. Młodzi przenoszą się do miast albo za granicę, a gospodarstwa zostają z lukami kadrowymi, których nie sposób zapełnić rodziną czy sąsiadami, jak dawniej. Dziś to rynek pracownika – jeśli ktoś chce pracować w rolnictwie, może dyktować warunki. Coraz częściej więc rolnicy sięgają po pomoc z zagranicy, głównie z Ukrainy i Azji, ale to także oznacza wyższe płace, zakwaterowanie, formalności.

W efekcie nawet jeśli gospodarstwo utrzymuje produkcję, to zysk netto bywa symboliczny. Rolnik musi płacić więcej za wszystko – od paliwa po roboczogodzinę. I nie ma gdzie przerzucić tych kosztów, bo ceny skupu mimo inflacji i kosztów od lat stoją w miejscu. Wyludniona, zubożała wieś zaczyna przypominać przedsiębiorstwo, które działa z rozpędu, choć ekonomicznie dawno nie ma racji bytu.

Na ten kryzys składa się wiele czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Zewnętrzne to potencjał rolny Ukrainy, ceny dumpingowe, po jakich Rosja sprzedaje swoje zboże na świecie, wypychając nas z rynków zewnętrznych. Trzeba też wspomnieć o umowie UE z krajami Mercosur. Komentując tę umowę, Donald Tusk dał wyraz braku zrozumienia warunków produkcji na polskiej wsi. Porównajmy np. wołowinę południowoamerykańską i polską. Tam bydło może się przez cały rok wypasać na pastwiskach i jeść trawę. U nas jest inaczej. Liczą się kryteria dobrostanu zwierząt, a krowy muszą jeść specjalnie przygotowywaną paszę – dodaje Balazs.

To zresztą nie tylko polski problem. Włochy, Francja czy Hiszpania mierzą się z dramatycznym spadkiem liczby gospodarstw rodzinnych, a w niektórych regionach średni wiek rolnika przekroczył już 60 lat. Wszędzie mechanizm wygląda tak samo – ceny narzuca globalny rynek, a lokalne regulacje podnoszą koszty. Gospodarstwa, które nie mogą produkować taniej niż w Brazylii czy Ukrainie, znikają z mapy.

Czytaj też: Czy Mercosur nas zje? Rząd PiS nie miał uwag. To małżeństwo ze strachu, wesela w UE nie będzie

Wojna i wieś

Ale zupełnie polskim problemem jest bezpieczeństwo i zagrożenie wojną ze strony Federacji Rosyjskiej.

Rządzący powinni spojrzeć na wieś nie tylko jak na dostawcę żywności, ale też gwarant bezpieczeństwa. Zwracam uwagę, że za oba te problemy w rządzie odpowiedzialny jest PSL, który ma ministerstwa rolnictwa i obrony narodowej. W tej chwili rolnicy mocno liczą na odpowiedzialny i kompleksowy program rolny. Jeśli zastąpimy naszą żywność eksportem, to w czasach zagrożenia ze strony Rosji mogą zostać przerwane łańcuchy dostaw, a nam w oczy zajrzy głód – twierdzi nasz rozmówca i trudno nie przyznać mu racji.

Dziś klęski głodu wydają się problemem odległych państw, ale krucha równowaga w naszej części Europy nie musi trwać wiecznie. Wystarczy konflikt, blokada szlaków handlowych czy dłuższy kryzys energetyczny, by dostęp do żywności stał się realnym problemem. Nawet przy założeniu pomocy ze strony innych krajów Unii Polska znalazłaby się na całkowitej łasce zewnętrznych dostawców.

Problem z rolnictwem nie zniknie, będzie wracał i narastał. I to nie tylko w wymiarze ekonomicznym, ale także politycznym. Kto wie, być może gdyby Rafał Trzaskowski miał lepiej przygotowaną strategię wobec wsi, wystarczyłoby, żeby zdobyć te brakujące 300 czy 400 tys. głosów i wygrać. Bo przecież nie trzeba być rolnikiem, żeby rozumieć problemy ludzi pracy i przedsiębiorców i się z nimi solidaryzować.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Dudowie uczą się codzienności. Intratna propozycja nie przyszła, pomysłu na siebie brak

Andrzej Duda jest już zainteresowany tylko kasą i dlatego stał się lobbystą – mówią jego znajomi. Państwo nie ma pomysłu na byłych prezydentów, a ich własne pomysły bywają zadziwiające.

Anna Dąbrowska
04.11.2025
Reklama