Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Nielegalna hodowla dzikich zwierząt zarejestrowana jako cyrk. Służby zawiodły

Hodowla zwierząt egzotycznych zarejestrowana jako cyrk, zlikwidowana przez policję po interwencji obrońców zwierząt. Hodowla zwierząt egzotycznych zarejestrowana jako cyrk, zlikwidowana przez policję po interwencji obrońców zwierząt. Marek Lapis / Forum
Tygrysów i lampartów nie da się ukryć. Przez pięć lat nikogo z powołanych do kontroli służb to nie obeszło?

Oglądam relacje z Pyszącej pod Śremem w Wielkopolsce. Policja „odkryła” tam nielegalną hodowlę dzikich i rzadkich zwierząt, 280 udręczonych istot, ponad 80 gatunków, w tym wielkie dzikie koty, tygrysy, lamparty, rysie. Ale też małpy, ptactwo wodne. Żyły w dramatycznych warunkach, w ciasnych klatkach pełnych odchodów, w błocie. Ranne, chore, głodne.

Hodowla zarejestrowana była jako cyrk, jej właściciel, zresztą lekarz weterynarii, wykorzystał lukę w prawie, zezwalającą na posiadanie dzikich zwierząt cyrkom właśnie (oprócz ogrodów zoologicznych i placówek badawczych). Działała od 2012 r., czyli od pięciu lat… Lokalna policja i lekarze weterynarii wiedzieli o istnieniu nielegalnej hodowli, rozmnażalni, o działaniu tego biznesu. Przez lata nie zrobili nic, nie interweniowali, pozwalali na łamanie prawa, znęcanie się nad zwierzętami. Nawet wówczas, gdy dzikie zwierzęta uciekały z hodowli, co potwierdzają miejscowi mieszkańcy, nikt nie reagował.

Gdzie były powiatowe i wojewódzkie służby inspekcji weterynaryjnej? Są przecież powołane do kontroli takich placówek. Wierzyć się nie chce, że urzędnicy tej służby nie wiedzieli o hodowli, skoro wszyscy o niej wiedzieli. Tygrysów i lampartów nie da się ukryć. Przez pięć lat nikogo z powołanych do kontroli służb to nie obeszło?

Dlaczego nikt nie zareagował na tę sytuację?

A gdzie były służby celne, bo większość z tych zwierząt została zapewne przywieziona do Polski nielegalnie, bez szczepień, bez paszportów, pewnie też pochodziły z nielegalnego źródła? Były wywożone z Polski, bo właściciel hodowli przyznaje, że rozmnażał dzikie zwierzęta i sprzedawał je za granicę. Dzielni celnicy tego nie widzieli, na przejściach granicznych, na lotniskach? A może nie chcieli widzieć? Nikt jakoś nie obawiał się zagrożenia wścieklizną ani innymi groźnymi chorobami. Zresztą podobno takimi „cyrkami” Polska stoi. Ustawodawca luki w prawie również nie zauważył?

Kiedyś mój maleńki kot podpadł celniczce, bo posiadał jedynie książeczkę zdrowia, a nie paszport, jako że nie miał ukończonych trzech miesięcy. Spisano chyba dziesięć stron protokołu, a inspekcja weterynaryjna prześladowała mnie przez wiele tygodni, odwiedzając nawet w domu. Mój kilkutygodniowy kot stwarzał zagrożenie. Nielegalnie wwożone do kraju dzikie zwierzęta jakoś zagrożeniem nie były. A dręczenie ich nie budziło reakcji weterynaryjnych inspektorów. Podobnie jak rozmnażanie dla zarobku, bezmyślne mieszanie ras, do czego dochodziło w „hodowli”. To sprawia, że dzikich kotów z tej „hodowli” nie chce i nie może przyjąć żaden ogród zoologiczny.

Rozmnażanie małp, tak blisko spokrewnionych z człowiekiem, w warunkach uniemożliwiających odchowanie młodych, przetrzymywanie ich w smrodzie, brudzie bez opieki – to wszystko jest głęboko oburzające.

Co się stanie ze zwierzętami

Likwidacją tego dzikiego „cyrku” zajęli się już specjaliści, miłośnicy zwierząt i wolontariusze. Ewakuacja potrwa wiele dni, tygrysa nie weźmie się pod pachę, lamparta nie zapakuje się do worka. Dramatyzmu sytuacji dodaje fakt, że zwierząt nie było nawet czym nakarmić, nie było w czym podać im jedzenia. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy, żeby zaspokoić podstawowe potrzeby, jedzenie i picie.

Dziś nie wiadomo, co stanie się ze zwierzętami. W Polsce nikt ich nie chce, czy znajdą gdzieś w Europie miejsce do życia, azyl? Wycierpiały od ludzi, niezasłużenie, dostatecznie wiele, należy im się lepszy los. Mam nadzieję, że wspólnym staraniem obrońców zwierząt i dzięki solidarności wszystkich, którzy zwierzęta darzą szacunkiem, którym nie jest obojętne ich cierpienie, znajdą miejsce do życia. Że nie trzeba będzie ich tego życia pozbawić.

I strasznie dołujące jest, że tak brutalnie i okrutnie jak ów pseudoweterynarz spod Śremu potrafią się wobec zwierząt zachować jedynie ludzie, lubiący powtarzać, że „człowiek – brzmi dumnie”, pełni buty, przekonani, że mają prawo upokarzać i zadawać cierpienie innym mieszkańcom Ziemi. Że mają prawo znęcać się nad nimi właśnie dlatego, że są ludźmi. Takie prawo dał im rzekomo stwórca. Że mogą czynić sobie Ziemię podległą. Czy tak zachowałoby się jakiekolwiek zwierzę?

Dlatego oburzam się, gdy często słyszę uwagę o zezwierzęceniu osoby, zachowującej się nieodpowiednio. Może trzeba by powiedzieć raczej o zczłowieczeniu?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną