Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ciemno w łóżku

Raport z polskich sypialni

Annie Spratt / Unsplash
Rozmowa z Joanną Keszką, edukatorką seksualną, o bólu w polskich sypialniach i o tym, że zmiany społeczne zaczynają się w łóżku.
Joanna KeszkaPiotr Bławicki/DDTVN/EAST NEWS Joanna Keszka
„Seksualność dziewcząt budzi się pod wpływem hormonów dokładnie tak samo, jak seksualność młodych chłopaków. Jednak kupujemy tę bajkę: że pojawia się książę i jego magiczny penis budzi księżniczkę”.Łukasz Szeląg/Reporter/EAST NEWS „Seksualność dziewcząt budzi się pod wpływem hormonów dokładnie tak samo, jak seksualność młodych chłopaków. Jednak kupujemy tę bajkę: że pojawia się książę i jego magiczny penis budzi księżniczkę”.

MARTYNA BUNDA: – Młode kobiety w Polsce, manifestując, publikując posty na Facebookach, drukując napisy na koszulkach, coraz częściej używają waginalnej symboliki. Dlaczego?
JOANNA KESZKA: – Może dlatego, że świeżym okiem lepiej widzą, jak działa społeczeństwo, w którym żyją, i nie zgadzają się na to? Jesteśmy 60 lat po rewolucji seksualnej, 50 lat po Wisłockiej. Mit mówi, że w XXI w. kobietom już w seksie wolno wszystko, ale praktyka jest całkiem inna. Biust albo pupa kobieca świetnie sprzedają blachodachówkę i beton na billboardach, za to rzeczywistość łóżkowa kobiet jest druzgocąco patriarchalna.

Co to znaczy?
Przeprowadziłam w całej Polsce tysiące rozmów z kobietami. Dowiedziałam się, że dla mężczyzn dobry seks jest wtedy, kiedy jest orgazm, dla kobiet w Polsce – wtedy, gdy nie czują bólu. „Jakoś wytrzymuję”, „Jakoś daję radę”, mówią na warsztatach, i to jest codzienność wielu polskich sypialni. Głowę można oszukać, ale ciała się nie da – jeśli w związku źle się dzieje, wagina odmawia współpracy. Seks na tym organie można jednak wymusić. Ale stosunek seksualny przy suchej pochwie to ogromny ból. Czuję się wręcz zdruzgotana tym, jak wiele tego bólu jest w polskich sypialniach. W dodatku w polskich miasteczkach przemoc seksualna wciąż jest bagatelizowana. Widziałam wyroki sądów, w których orzekano, że gwałt w małżeństwie, nawet bardzo brutalny, to nie gwałt…

…bo „gdyby ona wywiązywała się z obowiązków małżeńskich, on by nie musiał”.
Pamiętam też na przykład historię z Podlasia, zasłyszaną zupełnie niedawno, która mną głęboko poruszyła, a dobrze ilustruje, gdzie jesteśmy. Słyszę od mieszkańca, że u nich jest bezpiecznie, nie ma przemocy, nie ma przestępstw, nawet domów nie trzeba zamykać. Sielanka. A potem przechodzimy do pojedynczych historii. O, a ten pan, który właśnie przeszedł, to bił żonę, ale tak konkretnie. Gołą ciągał po ściernisku. „Jakoś wytrzymywała”, ale gdy zaczął gwałcić dorastające córki, poszła na policję i zamknęli go do więzienia. Wyszedł, akurat gdy starsza miała brać ślub. Rozniosło się po okolicy, że wychodzi ojciec, który ją gwałcił, i narzeczony zerwał zaręczyny. Dziewczyna się powiesiła. O tym wszystkim opowiada mi człowiek z kamienną twarzą, przekonany, że u nich wszystko jest jak należy: „nikt nie kradnie i nikt się nie puszcza”.

Kobiety przychodzą na pani warsztaty, bo szukają ratunku przed bólem?
Czasem przychodzą już nie dla siebie, a dla swoich córek. Nie chcą, żeby w tak krzywdzący sposób doświadczały swojej seksualności, jak to stało się udziałem ich samych. Ale też kobiety często zaczynają rozumieć, że seksualność równa się podmiotowość. Że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż „wytrzymanie w sypialni dla dobra rodziny”. I chcą się dowiedzieć, jak mieć przyjemność w seksie dla siebie, nie tylko dla partnera. Na warsztatach widzą, że nie są same ze swoimi wątpliwościami na temat seksu, że inne kobiety czują to samo. I zaczynamy nazywać te mechanizmy.

Zadowolone nie przychodzą?
Oczywiście, że przychodzą. Widuję 70-latki, które wciąż mają aktywne życie seksualne. Na emeryturze zaczęły się wysypiać i mają siłę na seks, której wcześniej nie miały – matki Polki na kilku etatach. Zawsze pada wtedy kwestia skierowana do młodszych: „dziewczyny, nie dajcie sobie wmówić, że seks nie jest ważny”. Spotykam też kobiety samotne i „dobrze prowadzące się”, które odkryły Tindera. To jest jakaś tam rewolucyjka, bo można dyskretnie, bez wiedzy własnego środowiska, umówić się na seks, ten seks może być satysfakcjonujący, co więcej, kobiety odkrywają, że żeby mieć seks, nie muszą być w związku – i jest to dla nich zaskakujące, pozytywne odkrycie. Ale to żadna rewolucja, skoro tyle wysiłku idzie w utrzymanie tajemnicy, że kobieta z kimś się spotyka.

Na kobiecą seksualność, nieobarczoną poczuciem winy, w polskim społeczeństwie wciąż brak miejsca?
Co więcej, wciąż brakuje nawet pozytywnych kontekstów. Wyrugowaliśmy bezceremonialną kobiecą seksualność nawet z polskiej wersji greckich mitów. W oryginalnej historii o Demeter i Korze pojawia się Baubo. Bogini sprośności, która mówi pochwą. Grecy przypisywali jej ogromną rolę: zdolność odradzania się. Demeter po utracie córki cierpi, błąka się po świecie, a w efekcie ludzie cierpią głód. Aż spotyka Baubo. Tańcząca, gadająca cipka tak rozbawia Demeter, że kobieta znajduje siłę, aby się podnieść. Jan Parandowski, na którego książkach wychowały się pokolenia, nie przetłumaczył mitu o Baubo, wyciął też ten wątek z historii o Demeter.

To co mamy w zamian?
Czasem trudno mi wręcz uwierzyć, jak wciąż głęboko żywy jest w polskim społeczeństwie pogląd, że kobieta może być albo Madonną, dla której seks jest sferą pełnego tabu, albo ladacznicą – czyli taką, która „nie nadaje się na żonę i matkę dzieci”. „Przecież nie zrobię tego z żoną. Mogę na mieście” – mówi mężczyzna do mężczyzny. Mówi to publicznie i spotyka się z pełnym zrozumieniem. „On się z nią nie ożeni, bo taka nie nadaje się na żonę” – słyszy kobieta o swojej przyjaciółce spotykającej się z mężczyzną, po raz kolejny upewniając się, co jej wolno, a czego nie.

Jest taki mit w kulturze, powielany nawet przez mądrych mężczyzn terapeutów, że kobieca seksualność budzi się przez mężczyznę. Że pozostaje uśpiona do czasu, aż kobieta spotka partnera. Że to pod jego wpływem kobieta powoli zaczyna odczuwać podniecenie, odkrywać, że ma seksualność. To bzdura. Seksualność dziewcząt budzi się pod wpływem hormonów dokładnie tak samo, jak seksualność młodych chłopaków. Jednak kupujemy tę bajkę: że pojawia się książę i jego magiczny penis budzi księżniczkę.

Książę na białym koniu.
Mężczyzna, który ma na mapie kobiecego ciała miejsce, które należy do niego. Kobieta tam nie zagląda. Jeszcze na poziomie flirtu kobieta ma prawo powiedzieć tak lub nie, ale gdy zostaje przekroczona granica intymna, to mężczyzna decyduje o tym, co się wydarzy w sypialni. Bierze to, co należy do niego.

Śpiącą królewnę wraz z królestwem.
Co oczywiście nie oznacza, że dziewczęta przestają eksperymentować. Oznacza za to, że już jako nastolatki wchodzą w uwikłanie. Rozdarcie pomiędzy społecznymi oczekiwaniami, normą a własnymi potrzebami, instynktami.

W efekcie mówi się popularnie, że „mężczyźni lubią seks”, a „kobiety wolą bliskość od seksu”, a one się temu podporządkowują?
A wiele kobiet opowiada mi wręcz o strachu, że partnerzy je odepchną, jeśli poczują, że ona oczekuje od nich czegoś podczas seksualnej wymiany. Że jest nią zainteresowana. Jakby wyjście z mitu księcia na białym koniu i zdziwionej, budzonej królewny równało się wejściu w mit o ladacznicy. Coraz częściej obserwuję też dziwny wariant syndromu Madonny i ladacznicy, i „wiedzy popularyzatorskiej” z magazynów. Poznałam wiele kobiet, które znają się świetnie na różnych pozycjach, seksie oralnym, nawet analnym, nie wiedzą tylko jednego – jak mieć przyjemność z seksu dla siebie i w tej kwestii zaciągają w łóżkach hamulec. Obniżają swoje oczekiwania niemalże do zimnego zera, oszukują same siebie, mówiąc, że to nic takiego, że nie mają orgazmów. Te kłamstwa pogłębiają ich uwikłanie w odgrywane role, przynoszą cierpienie, ale i tak wydają się bezpieczniejsze niż prawda. Strach przed byciem posądzoną o niemoralność jest w Polsce tak duży, że wyklucza szczerość z partnerem, uniemożliwiając obu stronom rozwijanie się w związku. A strach przed utratą reputacji, przed odrzuceniem, przed tym, że nikt nie będzie nas szanował, a więc nie będzie się z nami liczył, że nikt nie stanie po naszej stronie, jeśli pozwolimy sobie na wyrażanie swojej seksualności, jest tak powszechny, że blokuje przemiany w społeczeństwie. Choć przecież społeczeństwo, które wspiera ograniczanie, zastraszanie i wykorzystywanie kobiet w przestrzeni seksualnej, to nie jest wolne społeczeństwo.

Kobiety są też zwykle pierwszymi strażniczkami tego systemu.
Patriarchat lubi szczuć kobiety na siebie i stawiać nas we wrogich sobie obozach. Gorąco zachęcam kobiety, żeby nie iść tą drogą: obwiniania za wszystkie złe rzeczy, które nas spotykają, innych kobiet. Łatwo jest źle mówić o kobietach, szczególnie w kontekście naszego ciała, wyglądu i wyrażania swojej seksualności.

Z badań wynika, że w Polsce coraz więcej nastoletnich dziewcząt wskazuje jako plan na życie dobre wyjście za mąż i szybko dziecko. Kobiety nie próbują wyjść z tego schematu?
Oczywiście, że się buntują. Zwykle jednak obrywają po głowach. Są przez społeczeństwo bezceremonialnie przywoływane do porządku. Ale będą się buntować dalej, bo dla kobiety złamanie tabu, odzyskanie dostępu do własnej seksualności, wyciągnięcie na światło dzienne tej symbolicznej waginy wiąże się z ogromnym poczuciem energii. Widuję to na własne oczy. Gdy na warsztatach pytam: kiedy ostatnio ją widziałaś, nierzadko słyszę, że nigdy. Już wypowiedzenie zdania: mam waginę, okazuje się niezwykle trudne, jest obciążone tabu, z którego nie zdajemy sobie sprawy. Mężczyzn to nie dotyczy. Nie wyobrażam sobie, aby mężczyźnie nie mogło przejść przez gardło proste zdanie: mam penisa. Takie deklaracje bez wstydu wypowiada się także publicznie – weźmy „faceta z jajami”, i zawsze jest w tym cień dumy. W przypadku kobiet zaciśnięcie się gardła, gdy ma ona wypowiedzieć przed lustrem tę oczywistą kwestię: mam waginę, to norma. Jednak obserwuję też na warsztatach, że gdy kobieta już odważy się odrzucić tabu, wiąże się to z ogromnie mocnym doświadczeniem przypływu energii. Odmowa wstydzenia się, przełamanie tabu to silnie uwalniające doświadczenie.

Teraz mamy wysyp wagin na transparentach i koszulkach. Czyli jednak coś się zmienia w publicznej narracji?
Ja bym powiedziała, że zmierzamy w przeciwnym kierunku, a transparenty, o których mówimy, są tylko rozpaczliwą próbą zawrócenia nas z tej drogi. Oddaliśmy edukację seksualną Kościołowi, który jak żadna inna instytucja jest zainteresowany utrzymaniem status quo w seksualności ludzkiej, bo hierarchiczność, na której jest zbudowany, zakłada, że kler jest ponad mężczyznami, mężczyźni ponad kobietami, a te ponad dziećmi. W efekcie mówimy kolejnym pokoleniom w ramach jedynej im dostępnej edukacji seksualnej, że tylko abstynencja, a potem utrzymanie przy sobie mężczyzny przez „udzielanie mu jego miejsca w swoim ciele”, jest bezpieczna i dobra dla kobiety. Uczymy kolejne pokolenie kobiet, tym razem w szkołach, z poparciem całego ich autorytetu, że seks zagraża. „Wykorzystanie? Przemoc? Ból? My cię ostrzegaliśmy, że nie ma się do czego spieszyć”. I tak w miejsce negocjacji, budowania podmiotowości, uczciwości, szczerości uczymy manipulacji. Mówimy temu pokoleniu dzieciaków wprost, że „żona może męża owinąć wokół palca”, udzielając seksu, grając uczuciami, łzami, i w ten sposób „wyjść na swoje” – to autentyczny przekaz podręczników, w tym podręczników dla przedszkoli. A słowa biskupa, że gwałty pojawiły się wraz z antykoncepcją, bo w erze sprzed antykoncepcji mężczyźni szanowali kobiety, powodują już tylko opadnięcie rąk.

Ten proces się pogłębia?
W większości krajów Europy oczywiste jest, że seksualność człowieka nie równa się seksowi, że tę buduje się na stosunku do własnego ciała, co z kolei ma decydujący wpływ na to, jak ludzie wchodzą w związki. Pośrednio także na całe życie społeczne, na przyzwolenie na przemoc bądź jej brak, wrażliwość, empatię. W Polsce zaś po ulicach jeżdżą samochody straszące „seksualizacją dzieci”, czyli „nauką masturbacji”. Wytyczne WHO, przeciw którym zbiera się podpisy na ulicach Warszawy, mówią właśnie o tym, jak budować u dzieci pozytywny stosunek do własnego ciała. Kłamstwa i manipulacje tym przekazem to nawet nie jest nadużycie. Nawet nie gra polityczna. To jest właśnie głęboka, perfidna, autentyczna przemoc. Także symboliczna.

Dlaczego tak się stało?
Po części właśnie dlatego, że oddaliśmy edukację seksualną, nie doceniając jej roli. Jeśli młoda kobieta nie wypiera się swojej seksualności, nie stoi sparaliżowana lękiem, bo wie, że seksualność jest integralną częścią jej osoby, będzie też potrafiła powiedzieć: „Jasiek, jeśli nie założysz gumki na penisa, nie będę mieć z tobą seksu”. „Na to się nie zgadzam”. Proste. Zmiana społeczna naprawdę może zacząć się w łóżku, a z pominięciem łóżka nie może się udać, bo tam się zaczyna negocjowanie relacji. Bo ludzie, którzy to umieją, swoją otwartość przenoszą do społeczeństwa. Albo wnoszą tam usztywnienie w rolach, czyli egzekwowanie „swojego” poprzez przemoc, manipulację, znieczulenie na tę przemoc.

Przemoc, której nie stawia się granic, ma to do siebie, że narasta. Zawsze wychodzi poza sypialnię, jeśli tam się zaczyna.
Zresztą także w łóżkach też jej coraz więcej. Ostatnie badania pokazują, że w młodym pokoleniu, w zmarginalizowanych albo trudnych środowiskach, osiągnęła już skalę, której dziesięciolecia wstecz nawet nie próbowalibyśmy sobie wyobrazić. Tam seks równa się dziś gwałt. W łóżku nie ma jednego tak, jednego nie – są zgody na każdym etapie. W trudniejszych środowiskach wymuszanie przez mężczyzn na kobietach kolejnych zachowań, których one nie chciały, kolejnych przekroczeń ich granic, uważa się za seks.

Też pokłosie oddanej edukacji?
Pokłosie stanu społeczeństwa. Uwsteczniania, na które się zgodziliśmy. Bo na razie poddajemy bitwę po bitwie, godzimy się na kolejne ustępstwa, które cofają kobiety w głębokie średniowiecze w imię dobrych relacji z patriarchatem – politykami, Kościołem. Zyskujemy pozorny i chwilowy spokój, a przegrywamy kolejne pokolenie.

ROZMAWIAŁA MARTYNA BUNDA

***

Joanna Keszka jest autorką poradników i książek o kobiecej seksualności, edukatorką seksualną. Prowadzi cykl warsztatów i szkoleń w całej Polsce i stronę edukacyjną www.barbarella.pl.

Polityka 26.2019 (3216) z dnia 25.06.2019; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Ciemno w łóżku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną