Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Być i nie mieć

20-latki odrzucającą konsumpcyjny styl życia rodziców

Pokolenie Z dorastało w świecie kolorowych i błyszczących opakowań, przeciwko któremu teraz się buntują, bo uświadomili sobie, jakim kosztem to się dzieje. Pokolenie Z dorastało w świecie kolorowych i błyszczących opakowań, przeciwko któremu teraz się buntują, bo uświadomili sobie, jakim kosztem to się dzieje. Marta Frej
Rozmowa z dr Joanną Wardzałą, socjolożką i badaczką zachowań konsumpcyjnych, o tym, dlaczego dzisiaj młodzi ludzie nie chcą kupować i gromadzić dóbr.
Dr Joanna WardzałaAN Dr Joanna Wardzała

Artykuł w wersji audio

JOANNA PODGÓRSKA: – Polacy, którzy wchodzą dziś w dorosłe życie, tzw. pokolenie Z, to trzecia generacja tresowana do konsumpcji. Czy właśnie się zbuntowali?
JOANNA WARDZAŁA: – W literaturze naukowej lepiej opisane jest pokolenie Y, czyli ludzi urodzonych mniej więcej w latach 1981–95, które jako pierwsze dorastało w skomputeryzowanym świecie, z mediami społecznościowymi w wymiarze nie tylko zawodowym, ale i towarzyskim. Pokolenie Z faktycznie wchodzi dziś w dorosłość, ale trwają spory, czy zaliczać do niego także dzisiejsze młodsze nastolatki, czy może to już kolejna generacja. Na pokolenie Z media społecznościowe miały jeszcze większy wpływ; i to media mobilne. Internet to ich środowisko naturalne. A co do antykonsumpcyjnego buntu, to po części może on wynikać z naturalnych tendencji przypisanych młodości. „Zetki” to dzieci pokolenia X – ludzi dorastających w PRL, ale robiących kariery już w III RP. Jest ono postrzegane jako ceniące pracę i przekonane, że wysiłek w nią włożony materialnie się opłaca. A młodzi się przeciwko temu buntują.

Napatrzyli się na zaharowanych rodziców i nie chcą żyć tak samo?
Tak. Te dzieci widziały, o której rodzice wracają z pracy, obserwowały, że ich sukces zawodowy okupiony był nie tylko ciężką pracą, ale też zdrowiem, kondycją psychiczną, a przede wszystkim zepchnięciem relacji rodzinnych na drugi plan. Ale nie sprowadzałabym tego jedynie do konfliktu pokoleń. Ten antykonsumpcyjny bunt młodych ma również bardzo świadomy wymiar. Oczywiście nie jest on totalnym porzuceniem konsumpcji, ale sprowadzeniem jej do racjonalnych rozmiarów – wyborów odpowiedzialnych i etycznych, przyjaznych dla natury. A czasem też dematerializację konsumpcji, czyli zakup przeżyć zamiast produktów. Jej hasłem jest „mniej znaczy więcej”. Po części wynika on z niepewności sytuacji ekonomicznej, ale też z postaw ekologicznych. Te tendencje były widoczne już w generacji Y, ale pokolenie Z jest dziś chyba najbardziej świadome ekologicznie. Międzynarodowym symbolem takiej postawy stała się Greta Thunberg, inicjatorka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Ich świadomość wynika też z dostępu do sieci i nieograniczonych możliwości sięgania do źródeł online. Media społecznościowe łączą tych ludzi we wspólnoty. Wiedza w nich przekazywana zachęca do działań. To potęguje te tendencje.

Może życie w świecie nowych mediów ułatwia zastąpienie posiadania wynajmem, współdzieleniem? Oni nie muszą mieć.
To coraz bardziej powszechna praktyka, która także opiera się na ekologicznym trybie życia i nie wiąże się z wysokimi kosztami. Pokolenia X i Y założyły sobie na szyję pętle kredytowe na wiele dziesiątków lat. Młodzi to widzą i skłonni są raczej decydować się na wynajem, mimo powszechnego przekonania, że trzeba mieć coś własnego. Pytanie: po co? Czy nie lepiej na bieżąco korzystać z życia, dzieląc się pewnymi dobrami? Współdzielone przejazdy, mieszkania, ale też wspólny zakup pewnych rzeczy. Na przykład gier komputerowych, młodzi wykupują dostęp i dzielą się nim, logując się na zmianę – jeden śpi, drugi gra, a potem zmiana. Powstają przeróżne kooperatywy żywnościowe, które sprowadzają produkty ekologiczne z pominięciem drogich pośredników i dystrybuują za pomocą mediów społecznościowych.

Czy na stosunek do posiadania może mieć wpływ także specyficzna socjalizacja pokolenia Z? Bardzo wielu z nich dorastało w rozbitych rodzinach. Nie miało jednego własnego miejsca, wypełnionego wyjątkowymi rzeczami, tylko – jeden pokój u mamy, drugi u taty, jeden ulubiony kubek tu, drugi tam.
Oczywiście, że to mogło mieć ogromny wpływ na stosunek do dóbr materialnych. Ale też ten typ dorastania gwarantuje im swoiste poczucie bezpieczeństwa. Mam na myśli opiekę współdzieloną, która polega na tworzeniu planów rodzicielskich, zamiast skupienia opieki na jednym rodzicu. Dziecko ma poczucie, że w razie niepowodzenia nie zostanie bez niczego, bo ma swój kąt i u mamy, i u taty. A na to nakłada się szczególna nadopiekuńczość pokolenia X, czyli rodziców „zetek” – niekoniecznie rozumiana w negatywnym znaczeniu; raczej jako dbałość o edukację i kształcenie kompetencji swoich dzieci. One nie dorastały w przekonaniu, że za chwilę będą zdane same na siebie. Pisał o tym również znany brytyjski socjolog Anthony Giddens, że rutyna działań opiekuńczych wobec dziecka pozwala mu na wykształcenie stabilności, ciągłości, a co za tym idzie, zaufania, że tak będzie dalej. Ufność pokładana w opiekunach jest przez Giddensa porównywana do szczepionki przeciwko niepokojom egzystencjalnym.

Może to też pierwsze po transformacji pokolenie, w którym nie ma głodu posiadania, bo go nie zaznało? Pokolenie X, wychowane w peerelowskim niedostatku, zachłysnęło się karierą za każdą cenę. Pokolenie Y starało się iść tą samą ścieżką, ale potknęło się o kryzys, a oni są bardziej zdystansowani.
Napatrzyli się, jak starsi szamocą się z kredytami, a to w euro, a to we frankach szwajcarskich, bo ktoś im wmówił, że trzeba mieć nieruchomość na własność. Widzieli, ile dramatów życiowych to spowodowało. Nie są więc tak entuzjastycznie nastawieni do myśli o tym, że posiadanie własnego domu czy mieszkania zabezpiecza przyszłość. Szukają innych możliwości, na zasadzie, „mniej znaczy więcej”. Ta zasada odnosi się do całej sfery konsumpcji. Choćby podejścia do jakości dóbr – unikanie rzeczy jednorazowych i masowej produkcji, które za chwilę będą nadawać się do wyrzucenia. No i do ekologicznego wymiaru konsumpcji – po angielsku nazywa się to zasadą 5 x R: Refuse, czyli odmawiaj tego, czego nie potrzebujesz, Reduce, czyli ograniczaj to, co ci jest potrzebne, Reuse, czyli użyj ponownie tego, co już masz, Recycle, czyli oddaj do recyklingu to, czego nie możesz już użyć i Rot – kompostuj to, czego nie możesz zjeść. Młodzi ludzie coraz częściej starają się sami wytwarzać jakieś produkty, np. ekologiczne kosmetyki czy żywność. Powstał wokół tego cały świat blogów i influencerów.

No i lumpeksy awansowały modowo.
Tak. Wokół nich też powstał świat aplikacji i blogów, które uczą, jak przerabiać używaną odzież. Młode, atrakcyjne, uśmiechnięte osoby, pokazują, jak z męskiej koszuli uszyć superkieckę albo ciuszek dla dziecka. Kiedyś takie nicowanie mogło stygmatyzować czy zawstydzać – ktoś przerabia stare rzeczy, bo nie stać go na nowe.

Czy można to odczytywać jako krok w kierunku niwelowania różnic społecznych między bogatymi a biednymi?
Można to interpretować jako coś, co wpływa na spójność społeczną, by nie oceniać kolegów i znajomych poprzez to, co mają, ale to, co sobą reprezentują. Ale to raczej idea, bo różnice społeczne są o wiele bardziej realne. To widać choćby w szkołach podstawowych, wśród młodszych nastolatków, gdzie ciągle bardzo liczą się marki, a posiadanie określonych dóbr ma ogromny wpływ na postrzeganie rówieśników. Potem to się może zmieniać. Wśród licealistów, studentów czy młodych dorosłych brak marki i wykorzystywanie rzeczy używanych świadczy o myśleniu ekologicznym, ale też oryginalności. Odejście od hiperkonsumpcji, od świata sieciówek jest typowe dla młodego pokolenia i pozwala mu się odróżniać. I od młodszych nastolatków, i od pokolenia rodziców.

Jak pisze pani w książce „Młodzi w społeczeństwie konsumpcyjnym”, od starszych odróżnia ich także fakt, że internet jest dla nich o wiele ważniejszy od samochodu.
Bo inaczej rozumieją mobilność. Przemieszczanie się w sieci jest równie ważne jak poruszanie się w przestrzeni. A ponadto samochód stał się symbolem grzechu ekologicznego i reliktem poprzedniej epoki. Mocno promowane są inne sposoby poruszania się, lepsze dla zdrowia i natury. Inna rzecz, że młodych nie byłoby stać na hybrydy, ale raczej tańsze, używane samochody, które najbardziej zanieczyszczają środowisko. Z internetem przy wszechobecnym Wi-Fi można się połączyć wszędzie jedynie za pomocą telefonu, minimalnym kosztem. Mobilność oznacza dziś także dostęp do informacji. Nie musimy się fizycznie przemieszczać, by je uzyskać, wystarczy kontakt ze źródłem informacji. To się przekłada także na sposób nabywania dóbr konsumpcyjnych.

Jak?
Taki konsument jest interaktywny i kreatywny, bo w sposób elastyczny korzysta z różnych źródeł informacji. Ma poczucie, że decyduje świadomie, a nie uczestniczy w jakimś owczym pędzie. Przegląda fora, blogi, porównywarki, które tworzą system oceniania i komentarzy, zanim podejmie decyzję. Sam też aktywnie w tym procesie uczestniczy. Pisał o tym futurolog Alvin Toffler, w ramach swojej koncepcji trzeciej fali, która następuje poprzez powrót do samodzielnego tworzenia produktów, podobnie jak w społeczeństwach przedindustrialnych, które nazwał pierwszą falą (druga fala to oczywiście podział na produkowanie i nabywanie). Trzecia fala to jednak kontakt z producentem, który umożliwia kupującym tworzenie i udoskonalanie kolejnych produktów. To daje konsumentowi poczucie wpływu, że poprzez swoje decyzje zakupowe może podnieść jakość nabywanych dóbr i usług, zmieniać je. Nie bierze tego, co jest, ale świadomie wybiera. Staje się prosumentem, czyli ma wpływ – w każdym razie wydaje mu się, że ma – na proces produkcji. Na to, jakie smaki powinny się znaleźć w produkcie spożywczym, jakie dodatki do ubrań. W tym nurcie mieszczą się także kategorie streamingowe, gdy osoby oglądające film mają wpływ na zakończenie; mogą je wybierać. I te wybory wpływają na to, jak potoczy się akcja. Narzędziem świadomej konsumpcji od pewnego czasu stał się także bojkot towarów, produkowanych w sposób nieetyczny, np. przy wykorzystaniu pracy dzieci albo związany z eksperymentami na zwierzętach. To wśród osób młodych bardzo popularna strategia.

Mam wrażenie, że one też inaczej rozumieją pojęcie wyboru. My z pokolenia X, dorastający w PRL, początkowo stawaliśmy zadziwieni, że może być 25 rodzajów pasty do zębów. O Boże, jaki wybór! Zanim do nas dotarło, że w tej sytuacji racjonalnego wyboru dokonać się nie da. Czym jest wybór dla „zetek”?
Myślę, że tym, o czym mówiłyśmy przed chwilą. Nie wyborem z tego, co dostępne, ale wyborem między kupić, czy nie kupić, oraz poczuciem, że ich decyzja będzie miała wpływ na postępowanie producenta. Dla nich PRL jest prehistorią i nie robią na nich żadnego wrażenia zawalone półki, z których wylewa się pełnia dóbr wszelakich – jak dużo, jak wspaniale. Więcej nie znaczy lepiej. Oni to już wiedzą. Wybierają styl życia idący w stronę przeciwną, polegający na samoograniczeniu, i nie czują się z tego powodu ubożsi, bo nie ma w nich tego deficytu do zasypania. Dorastali w świecie kolorowych i błyszczących opakowań, przeciwko któremu się teraz buntują, bo uświadomili sobie, jakim kosztem to się dzieje. Priorytetem jest ochrona środowiska. We Wrocławiu mamy coraz więcej sklepów, gdzie różne produkty kupuje się na wagę. I nie chodzi tylko o sypkie produkty spożywcze, ale np. mydła czy szampony, po które przychodzi się z własnym opakowaniem. Wybór coraz częściej polega też na odrzuceniu np. mięsa czy w ogóle produktów odzwierzęcych z diety. Wegetarianizm czy weganizm młodzi postrzegają jako świadomą decyzję konsumencką. Podobnie z rezygnacją z napojów w plastikowych butelkach na rzecz kubków z filtrami.

Uczą się na naszych błędach. Z pani książki wynika, że pokolenie X, jeśli chodzi o konsumpcję, popadło w swego rodzaju infantylizm, a oni go dostrzegli i odrzucili.
Pisał o tym Benjamin Barber, amerykański filozof i politolog – rynek zachęca konsumentów, by nigdy nie dorastali, aby zachowywali się jak dzieci. Ale infantylność to nie jest drugie dzieciństwo, ale dziecinność spowodowana ogłupianiem konsumentów. Według Barbera producenci ciągle zachęcają młodych do nabywania produktów, a starszym konsumentom zaszczepiają gusta młodych, by zamrożeni w czasie pozostawali dziećmi, które ciągle mają zachcianki i muszą je natychmiast zrealizować. Przyjemność i radość mają wynikać z samego faktu kupowania. Pokolenie X nie poświęcało się roztrząsaniu, czy jakieś rzeczy są przydatne czy nie, bo kupowane produkty miały być symbolami statusu, przynależności do konkretnej sfery. W czasach szybkich karier nie wypadało nie mieć, bo to oznaczało, że człowiek jest nieudacznikiem. Współcześnie taka postawa wydaje się infantylna i bezrefleksyjna.

Dziś świadomość konsumencka jest całkiem inna; także jeśli chodzi o znajomość swoich praw, wiedzą, co mogą, a czego nie. Są choćby przepisy dotyczące zakupów na odległość. Pokolenie X ma gdzieś z tyłu głowy tabliczkę z napisem: „Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się”. Wiele osób nie wie, że kupując produkt, możemy go zwrócić, nie tylko wtedy, gdy jest uszkodzony, ale po prostu dlatego, że podjęliśmy niewłaściwą decyzję i już go nie chcemy. Młodzi ludzie często w rodzinach zaczynają pełnić funkcję doradców zakupowych, którzy tłumaczą rodzicom czy dziadkom, jak się poruszać w tym świecie. Tym samym mają wpływ na postawy starszych pokoleń wobec świata konsumpcji.

Ich podejście do pracy też wydaje się inne. Nie chcą sprzedać skóry za karierę. Bardziej szukają życiowej równowagi.
Tak jak patrzyli na starszych, którzy szamocą się w kredytowej pętli, tak też obserwowali, jak świat korporacji potrafi człowieka przeżuć i wypluć, a czterdziestolatek może tam być już właściwie traktowany jako emeryt. Młodzi są świadomi tego, że z życia trzeba korzystać na bieżąco. Trzeba zmienić podejście, bo praca jest wartością, ale nie jedyną. Widzieli, że dla pokolenia ich rodziców praca bywała także ucieczką od problemów osobistych, rodzinnych.

Bardzo to wszystko optymistycznie brzmi. Kluczowe pytanie – jaki procent młodego pokolenia Polaków to zbuntowani dekonsumpcjoniści, szukający w życiu równowagi?
Nie ma dziś na nie precyzyjnej odpowiedzi. To wszystko, o czym rozmawiałyśmy, stanowi pewne trendy. Nie odważyłabym się tego opatrywać dużym kwantyfikatorem. Młode pokolenie, jak każde inne, nie jest homogeniczne. Ciągle silny jest w nim nurt bezrefleksyjnej hiperkonsumpcji. Za wcześnie na huraoptymizm. Z drugiej strony ekologiczny bunt przeciwko światu konsumpcji jest coraz bardziej widoczny, a szybkość przepływu informacji sprawia, że on niewątpliwie narasta. W dużych miastach może on wręcz być już większościowy. Jeszcze niedawno opisywano fenomen galerii handlowych, które dla młodych ludzi są nie tylko miejscem zakupów, ale spędzania wolnego czasu, randkowania, spacerowania wzdłuż alejek. W pokoleniu Z to staje się niemodne, niestosowne. Młodzi już nie walą tłumnie do galerii na spacery, bo przestawili się na sieć. A to jest czynnik niwelowania różnic społecznych, bo mieszkańcy mniejszych miejscowości mają utrudniony dostęp do wielkich centrów handlowych, a do sieci coraz częściej taki sam. To się cały czas zmienia i tworzy pole do dalszych badań, ale pewne tendencje są bardzo widoczne. Weźmy drobiazg – ja uczę studentów pierwszego i drugiego roku. Rozmawiam z nimi, obserwuję ich na wykładach i z każdym rocznikiem widzę coraz więcej butelek wielokrotnego użycia z filtrami czy kubków termicznych zamiast jednorazówek z sieciowych kawiarni. A z barów na kampusie szybko znika plastik.

***

XYZ po polsku

Pokolenie X obejmuje ludzi urodzonych w latach 1961–83/5. Wychowani w PRL, ale w dorosłość wchodzili już w świecie wolnego rynku, który otwierał przed nimi perspektywę szybkich karier. Przekonani, że awans zdobywa się ciężką pracą i na wszystko trzeba zapracować samemu. Cenią stabilność zawodową i są lojalni wobec pracodawców.

Pokolenie Y, tzw. milenialsi – urodzeni w latach 1984–95/7. Pierwsza generacja wychowana w świecie nowych mediów, nazywana też „pokoleniem cyfrowym”. Nie przywiązują wagi do stabilności zawodowej, cenią elastyczność i swobodę, która pozwala realizować się w życiu prywatnym.

Pokolenie Z – urodzeni po 2000 r. (według innych teorii po 1995/7 r.). Nie znają świata bez nowych technologii, które są dla nich głównym narzędziem zdobywania wiedzy. Dopiero wchodzą na rynek pracy. Przedsiębiorczy i otwarci na zmiany, ale późno się usamodzielniają.

***

Dr Joanna Wardzała – socjolożka, wykładowczyni w Zakładzie Zachowań Konsumenckich w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej krąg zainteresowań naukowych to socjologia konsumpcji, przedsiębiorczość i innowacje społeczne. Autorka książki „Młodzi w społeczeństwie konsumpcyjnym”.

Polityka 46.2019 (3236) z dnia 12.11.2019; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Być i nie mieć"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną