Społeczeństwo

Uchodźcy z Ukrainy i społeczne listy kolejkowe. Wszystko dla numeru PESEL

Kolejka do przyznania numeru PESEL w Katowicach Kolejka do przyznania numeru PESEL w Katowicach Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Ukraińcy chcący uzyskać numer PESEL w dużych miastach stoją w całonocnych kolejkach. Alternatywą jest emigracja – urzędowa.

Ponad tydzień po rozpoczęciu akcji wydawania numerów PESEL uchodźcom z Ukrainy pod urzędami dużych miast wciąż widać ogromne kolejki. Do obsłużenia są blisko 2 mln Ukraińców, którzy zamierzają zostać w Polsce na dłużej. Numery PESEL zapewnią im świadczenia społeczne, pełną opiekę zdrowotną i łatwiejsze zatrudnienie. Nic dziwnego, że są tak pożądane.

Przed urzędem dzielnicy Ursynów w Warszawie codziennie ustawiają się setki ludzi, mimo że numerów do kolejki na dany dzień starczy zaledwie dla mniej więcej stu osób. Co z pozostałymi? – Ludzie, którzy stoją od godz. 16, czyli po zamknięciu urzędu, czekają po numerki na następny dzień – mówi nam Robert Kempa, burmistrz dzielnicy. – Tworzy się coś w rodzaju społecznej listy kolejkowej, jak za PRL. Przez całą noc pod urzędem stoi masa ludzi, luźniej robi się nad ranem, gdy wpuszczamy do środka. Po kilku minutach numery się kończą i do popołudnia nie ma kolejki. Później przychodzi 16 i cykl się powtarza – relacjonuje.

Czytaj też: Uchodźcy w polskiej szkole. Nic tu nie jest „na chwilkę”

Jeden czytnik na dwa stanowiska

Rząd wciąż nie dostarczył czytników linii papilarnych do większości urzędów, przez co nie mogą one otworzyć kolejnych stanowisk ani zewnętrznych punktów do obsługi Ukraińców. Dzień przed rozpoczęciem operacji „PESEL” rządowi politycy zapowiadali, że czytniki mają trafić do największych miast „do końca tygodnia”. – Szkoda, że nie doprecyzowali, do końca którego tygodnia, bo my nadal czekamy – ironizuje burmistrz jednej z dzielnic Warszawy. Brakuje też kart kryptograficznych potrzebnych do obsługi systemu. Samorządowcy usłyszeli, że są w produkcji. Jeśli dobrze pójdzie, będą gotowe w ciągu tygodnia. A jeśli nie – za dziesięć dni.

Warszawski Ursynów, który spośród wszystkich dzielnic stolicy szczyci się największą liczbą wydanych numerów PESEL, niedobór czytników kompensuje pomysłowością. Jeden czytnik jest tam dzielony przez dwa stanowiska – urzędnicy przepinają go między komputerami, gdy jest potrzebny.

Przez brak sprzętu urząd dzielnicy Bielany musiał tymczasowo zrezygnować z zewnętrznych punktów obsługi i punktu mobilnego: samochodu z formularzami i sprzętem, który jeździłby do miejsc zakwaterowania. Przed urzędem codziennie ustawia się nawet 600 osób. Rekord to 800. Urzędnicy mogą dziennie obsłużyć 120 ludzi (160 w poniedziałek, gdy urząd działa dwie godziny dłużej). Chcąc zadbać o bezpieczeństwo uchodźców czekających przed urzędem w nocy, burmistrz Grzegorz Pietruczuk poprosił o pomoc straż miejską. Strażnicy mają patrolować teren od poniedziałku.

Czytaj też: Długa droga po PESEL

Walka o zasługi

Samorządowcy podejrzewają, że partia czytników, która w połowie miesiąca utknęła na lotnisku we Frankfurcie, dotarła już do Warszawy, ale w większości zasiliła otwarty w sobotę centralny punkt nadawania numerów PESEL na Stadionie Narodowym. Już pierwszego dnia rano przed stadionem ustawiło się kilka tysięcy osób. Według zapowiedzi urzędnicy mieli obsługiwać 300 osób na godzinę, ale już w niecałą godzinę po otwarciu zachęcali stojących na końcu, by przyszli następnego dnia. Z powodu braku personelu nie uruchomiono wszystkich stanowisk. Mało tego – doszło do awarii systemu.

Mimo to punkt na Stadionie Narodowym obsługuje najwięcej osób. W ciągu pierwszego weekendu nadano tam 2623 numery PESEL. Zdaniem stołecznego ratusza to głównie zasługa urzędników oddelegowanych do pracy przez miasto, które odgrywa rolę koordynatora przedsięwzięcia. Władze państwowe odpowiadają za kwestie techniczne i przygotowanie stanowisk. Wysłały też 150 pracowników z ministerstw, ale – jak donosi stołeczna „Wyborcza” – w pierwszym dniu stawiło się tylko kilkunastu z nich.

Nazywanie punktu na Stadionie Narodowym „rządowo-samorządowym” to jakaś kpina – twierdzi jeden ze stołecznych samorządowców. – Pracownicy oddelegowani przez ministerstwa nie mają uprawnień do wydawania numerów PESEL, więc zajmują się głównie sprawami organizacyjnymi – rozdają formularze, wskazują stanowiska i toalety. Niektórzy urzędnicy miejscy nazywają ich zgryźliwie „wolontariuszami”. To, że ten punkt działa i to z pewnymi sukcesami, to wyłączna zasługa pracowników, których zabrano z naszych urzędów.

Czytaj też: Ukraina walczy z Rosją, a „Wiadomości” z Tuskiem

Emigracja urzędowa

Tymczasem numer PESEL można uzyskać w każdym urzędzie gminy na terenie całego kraju. Dlatego wielu uchodźców, tych zakwaterowanych w większych miastach, decyduje się na emigrację urzędową – jeżdżą do mniejszych gmin, gdzie kolejki liczą kilka osób dziennie. Samorządowcy się cieszą, bo dla nich oznacza to mniejszy tłok przed urzędami, ale mają też świadomość, że nie tak powinno to wyglądać.

Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker poinformował, że do środy (włącznie) zarejestrowano 301 tys. obywateli Ukrainy wnioskujących o nadanie PESEL. Ilu by ich było, gdyby akcja przebiegała sprawniej?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną