Społeczeństwo

Płatne social media? Musk gotuje żabę, Zuckerberg patrzy łakomie

Musk gotuje żabę, Zuckerberg patrzy łakomie. Musk gotuje żabę, Zuckerberg patrzy łakomie. dole777 / Unsplash
Opłata za internet to temat obecny w dyskusjach o sieci od jej początków. Ale czy ktokolwiek chciałby płacić za dostęp do Facebooka czy Twittera – platform, w których jest się raczej odbiorcą cudzych reklam niż pełnoprawnym uczestnikiem dyskusji?

Twitter to platforma w pierwotnych założeniach służąca do wysyłania krótkich wiadomości o swoim życiu. Mało kto pamięta jego najstarszą wersję, w której zwykli ludzie mogli podszywać się pod celebrytów – często konta publikujące jako znani i lubiani aktorzy (jak Bill Murray) stanowiły szczyt poczucia humoru. Niektórzy jednak od parodii przeszli do podszywania się – np. pod polityczkę Sarah Palin, aktorkę Angelinę Jolie czy rapera Kanye Westa. West, który nie korzystał wówczas (2010) z Twittera, założył konto właśnie z powodu impostora. Zapoczątkował tym samym trend celebrytów, których upadek zaczął się od nieposkromionego dostępu do sieci społecznościowej – pod koniec 2022 r. jego konto zostało (kolejny raz) zablokowane za… chwalenie Hitlera.

Osiem dolców od pisarza

Innym znanym człowiekiem, któremu niezbyt posłużyło obcowanie z internetowymi masami, jest przedsiębiorca Elon Musk. Zainteresowany podbojem kosmosu i elektryzacją transportu personalnego, łakomy poklasku nieznajomych komentujących jego wpisy. To przedziwny przypadek króla z baśni, który w łachmanach zwiedza ulice, by dowiedzieć się, co myślą o nim ludzie. W przypadku Muska ten głód lajków był tak potężny, że w końcu Twittera sobie kupił. Oto zabawy w czasach cyberfeudalizmu – zdenerwowany faktem, że wpis prezydenta USA z okazji finałowego meczu amerykańskiego futbolu cieszył się większym powodzeniem niż jego własny, Musk zmusił podwładnych do zmiany algorytmu tak, żeby promowane były jego własne wpisy. „Uprzedź nas, jak będziesz chciał wysłać zdjęcie penisa” – skomentował sarkastycznie jeden z użytkowników platformy.

To egotyczne źródło przejęcia Twittera przez Muska przełożyło się na brak przemyślanego biznesplanu i wynikające z tego chaotyczne działania. Twitter nie był nigdy szczególnie rentowaną platformą, dużo czasu zajęło też zbudowanie zaufania marek i reklamodawców. Aby nikt więcej nie podszył się pod jakąś firmę czy celebrytę, wprowadzono system weryfikacji – takie konta były oznaczone charakterystycznym niebieskim znaczkiem. Musk wpadł na pomysł, żeby system zmienić – i pobierać za znaczek opłaty: 8 dol. (najpierw pomysł płacenia 20 dol. wyśmiał pisarz Stephen King).

Pierwsze dni po zmianie okazały się chaosem – jako zweryfikowane pojawiło się konto George’a W. Busha zachwalającego pustynne wojny. Reklamodawcom niezbyt się to podobało. Twitter po przejęciu przez Muska to historia masowych zwolnień, demontażu infrastruktury i kolejnych pomysłów testowanych w locie. Wszystko to sprawia, że platforma staje się coraz mniej używalna (odcięto np. dostęp dla zewnętrznych aplikacji), a wręcz niebezpieczna dla użytkowników – najnowszy pomysł to ograniczenie bezpiecznego logowania dwupoziomowego jedynie dla płacących użytkowników.

Zuckerberg, patrz na Muska

Opłaty za internet to temat obecny w dyskusjach o sieci od jej początków. W wyobrażeniach o wolnej przestrzeni dla wolnych użytkowników miała być darmowa, co oczywiście nigdy się nie ziściło – opłaty pobierają operatorzy, a ostatnie lata to eksplozja płatnych platform i serwisów subskrypcyjnych. Płaci się za dostęp do treści, za możliwość połączenia; gracze konsolowi od dekady muszą też płacić za usługi gry online. Ale czy ktokolwiek chciałby płacić za Facebooka albo Twittera – platformy, w których jest się raczej odbiorcą cudzych reklam niż pełnoprawnym uczestnikiem dyskusji?

Eksperyment Twittera trwa, ale już łakomie na doświadczenie Muska spogląda Mark Zuckerberg. Pilotażowy model opłat za konta zweryfikowane (i chronione przed impostorami) ma być wprowadzony w Australii i Nowej Zelandii. Branża boryka się z wieloma problemami – źródła zarobku (sprzedaż danych użytkowników) sprowadzają coraz większy gniew organów państwowych, donosi się o zwolnieniach, a kolejne przedsięwzięcie – wirtualny Metawers – które mogłoby wzbudzić entuzjazm użytkowników i reklamodawców, jest wciąż w powijakach i nie wiadomo, czy w ogóle się z nich wydostanie.

W najbliższej przyszłości do płacenia muszą się przyzwyczaić celebryci i influencerzy, a także osoby aspirujące do roli sieciowych megafonów. Czy pojawią się opłaty – choćby symboliczne – od zwykłych użytkowników? Facebook był zbudowany na obietnicy, że zawsze będzie darmowy, ale przykład Twittera pokazuje, że można pozostać darmowym, jednocześnie wycinając, co się da. Dla wielu osób rozstanie z produktami Zuckerberga ze względu na zgromadzone tam wspomnienia, zdjęcia i sieć znajomych może okazać się trudne, wystarczy więc dodać nieco niedogodności i odpowiednio akceptowalną opłatę. Elon Musk powoli gotuje żabę, a Mark Zuckerberg uważnie to obserwuje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną