Polacy częściej myślą o wazektomii. „Podjęliśmy świadomą decyzję, że więcej dzieci nie będzie”
Dostęp do antykoncepcji Polki mają marny. Forum Parlamentu Europejskiego ds. Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych kolejny rok z rzędu umieściło nas na końcu rankingu oceniającego kraje pod kątem dbałości o zdrowie prokreacyjne. Rośnie m.in. popularność „turystyki aborcyjnej” do Niemiec, Czech czy na Słowację, czyli tam, gdzie można przerwać niechcianą ciążę na życzenie.
Te z nas, które stać, wyjeżdżają też po to, by poddać się sterylizacji. To metoda trwałej antykoncepcji: podwiązuje się jajowody i w ten sposób uniemożliwia kontakt komórki jajowej z plemnikami. U nas wykonuje się ją jedynie w wyjątkowych przypadkach ze wskazań medycznych, bo jest uznana za trwale ubezpładniającą (choć nie oznacza, że organizm kobiety przestał produkować komórki jajowe; one wciąż są zdolne do zapłodnienia, ale – i pewnie w tym problem – już tylko metodą in vitro). Inaczej ma się sprawa jej męskiego odpowiednika, czyli wazektomii.
Więcej dzieci nie będzie
Analogicznie do sterylizacji zabieg polega na przecięciu i podwiązaniu nasieniowodów. Plemniki nie trafiają z jąder do spermy, są wchłaniane przez organizm. Członek funkcjonuje tak samo jak wcześniej, jest i wytrysk, i orgazm. Trudno na zdrowy rozum pojąć, dlaczego mężczyzna w Polsce może się tak samo przebiegającej procedurze poddać legalnie, a kobieta – nie. Zwłaszcza że to na kobietach – tak się jakoś utarło – wciąż spoczywa problem zabezpieczania się przed ciążą. Jak wygląda wiedza mężczyzn o antykoncepcji? – Podchodzą do niej dość tradycyjnie. Spora część nadal nie wie, że ma w Polsce możliwość zrobienia wazektomii, że to zabieg legalny i bezpieczny – mówi Michał Kretowicz, specjalista ginekolog z najstarszej prywatnej kliniki Wazektomia.