Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Język polski rozszerzony: matura do zdania z palcem w nosie. O to chodziło?

Maturzyści w czasie egzaminu z języka polskiego Maturzyści w czasie egzaminu z języka polskiego Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl
Jedynym zmartwieniem uczniów, którzy wybrali polski rozszerzony, był strach, że CKE połapie się, iż egzamin jest bardzo łatwy, i na ostatnią chwilę coś zmieni. Nie wiem, jak wytłumaczę się dyrekcji z wyników. Czy wystarczy powiedzieć, że taką mamy maturę?

Twórcy nowej matury postanowili, że egzamin z języka polskiego na poziomie rozszerzonym będzie składał się z dwóch części. Najpierw test ze znajomości lektur właściwych dla tego poziomu, a dopiero potem wypracowanie. Pomysł nie tylko podnosił poprzeczkę wymagań, ale też zniechęcał do udziału w egzaminie osoby, które nie czytają literatury. Miała to być matura dla humanistów.

Wypracowanie? Grzech nie spróbować

Półtora roku przed egzaminem CKE podjęła decyzję, że dwa roczniki maturzystów – 2023 i 2024 – przystąpią do połowy egzaminu. Napiszą tylko wypracowanie, natomiast test ze znajomości lektur zostanie im darowany. Kiedy wiadomość dotarła do szkół, wywołała wybuch radości w klasach humanistycznych. Niedługo potem również uczniowie pozostałych klas pojęli, jaki dar otrzymali od losu, i zaczęli masowo deklarować chęć zdawania tego przedmiotu. Skoro to tylko wypracowanie, warto spróbować.

Uczniowie uzasadniali swoją decyzję tym, że wiele uczelni bierze pod uwagę wyniki dowolnego przedmiotu na poziomie rozszerzonym. Uczeń wskazuje przedmiot, uczelnia honoruje jego wybór, a wynik z rozszerzenia mnożony jest razy dwa. Młodzi sądzą, że o wiele trudniej uzyskać wysoki wynik z matematyki rozszerzonej niż polskiego. Poza tym do matury z matematyki przygotowują się od początku nauki w liceum, natomiast do polskiego rozszerzonego wystarczy im rok. Oczywiście gdyby to był pełen egzamin, czyli i test, i wypracowanie, wtedy by nie ryzykowali. Skoro jednak jest to tylko pół egzaminu, grzechem byłoby nie spróbować.

Rozmawiałem z uczniem, który zdawał i matematykę, i polski na poziomie rozszerzonym. Choć uważa się za dobrego matematyka, jest przekonany, że z polskiego ma szansę na wyższy wynik. Nawet 1 pkt więcej może mieć znaczenie. Rok przed maturą dowiedział się, że jeden z dwóch tematów wypracowania na pewno będzie dotyczył konwencji literackiej (na próbnej maturze była to groteska). Opracował więc kilka najważniejszych, np. realistyczną, naturalistyczną, oniryczną, fantastyczną. Do każdej wybrał trzy lektury z różnych epok i jeden kontekst, gdyż takie są wymagania nowej matury. Drugim tematem, w którym będzie wskazany konkretny utwór, w ogóle się nie interesował. Przygotowywał się od grudnia, czyli mniej niż pół roku. W porównaniu z wysiłkiem włożonym w naukę matematyki to było nic.

Matura: wymagania rosną skokowo

Jedynym zmartwieniem uczniów, którzy wybrali polski rozszerzony, był strach, że CKE połapie się, iż egzamin jest bardzo łatwy, i na ostatnią chwilę coś zmieni. Da np. temat z bardzo trudną konwencją literacką: mistyczną, sarmacką albo surrealistyczną. Tego samego obawia się rocznik, który za rok będzie zdawać maturę. Niby mają wtedy obowiązywać te same zasady, ale ktoś w CKE może złapać się za głowę, że rozszerzony polski jest za łatwy, i jednak podnieść poprzeczkę. Najgorzej będą miały kolejne roczniki, dla których będzie to już cały egzamin: test plus wypracowanie, a nie połówka. A to oznacza, że matura z tego przedmiotu w 2025 r. będzie dwa razy trudniejsza. Czy to sprawiedliwe tak skokowo podnosić wymagania?

Tegoroczny egzamin nie potwierdził obaw licealistów. Temat pierwszy był tak prosty, że cała sala miała ochotę bić brawo. Brzmiał tak: „Realizm i fantastyka. Rozważ, jaką funkcję pełni przenikanie się konwencji realistycznej i konwencji fantastycznej w tym samym utworze literackim”. Kto czytał serię o Harrym Potterze, a w tym pokoleniu czytał prawie każdy, maturę już zdał. Oczywiście sam Potter nie wypełni wypracowania, trzeba odwołać się jeszcze do dwóch innych dzieł, w tym co najmniej jednego z listy lektur. Jednak dzięki Potterowi maturzyści rozumieli, o co chodzi w temacie. Trzeba znaleźć utwory, w których rzeczywistość miesza się fantastyką, a obok ludzi występują istoty nie z tego świata. To łatwe.

Uczniowie z przejęciem opowiadali, że pisali o Makbecie (postać historyczna, realistyczna), który spotkał czarownice (sam Szekspir mówi o nich, że są jakby duchami). Pisali też o „Dziadach” Mickiewicza (więźniowie to postacie realistyczne, a diabły i anioły to fantastyka). Trzecim przykładem był Harry Potter. Inni wybrali „Kordiana” i napisali, że jak tytułowy bohater jedzie konno, to jest to realistyczne, a jak unosi się i na chmurze przybywa do Polski, to jest to fantastyczne. Królowało też „Wesele” Wyspiańskiego, w którym konwencje te są wymieszane pół na pół.

Temat dla prawdziwych humanistów. Brr!

Maturzyści mówili, że polski rozszerzony jest cudowny, gdyż można go zdać, odwołując się wyłącznie do lektur z podstawy. Naprawdę nie trzeba się było dużo uczyć. Oczywiście uczniowie z klas humanistycznych wykorzystali zapewne lektury z poziomu rozszerzonego, np. „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa czy „Fausta” Goethego, ale przecież nie było nakazu. Właściwie do tematu pasuje każdy dramat romantyczny, dramat Wyspiańskiego i Harry Potter. A jak ktoś nie zna „Dziadów”, „Kordiana” i „Wesela”, to może odwołać się do dowolnej ballady Mickiewicza, np. „Świtezi”, jakiejś ballady Leśmiana, np. „Dusiołka” (dwie różne epoki). Dodaje Harry’ego Pottera i wypracowanie gotowe. Łatwizna.

Ponieważ na poziomie podstawowym był test oraz wypracowanie, a na rozszerzeniu tylko wypracowanie, wyniki z rozszerzenia mogą być wyższe. Nie wiem, jak ja to wytłumaczę dyrekcji. Czy wystarczy powiedzieć, że taką mamy maturę, iż poziom rozszerzony jest łatwiejszy niż podstawowy? Jeśli naprawdę tak się okaże, za rok wszyscy zadeklarują chęć zdawania polskiego na poziomie rozszerzonym. Skoro jest tak łatwy! Jeszcze się okaże, że nie trzeba w szkole uczyć polskiego w wymiarze siedmiu–ośmiu godzin w tygodniu (tyle jest w klasach humanistycznych), wystarczą cztery (tyle mają klasy niehumanistyczne), a wyniki i tak są wysokie. Lepiej niech uczniowie mają więcej godzin angielskiego, polski zdaje się przecież z palcem w nosie.

Kiedy zapytałem o temat drugi, uczniowie odpowiedzieli, że nie chcieli ryzykować. To był temat dla prawdziwych intelektualistów, humanistów, na pewno nie dla nich. Brzmiał tak: „Rozważ sposoby nawiązywania do tradycji antycznej i biblijnej w literaturze oraz funkcje tych nawiązań. W pracy odwołaj się do »Małej Apokalipsy« Tadeusza Konwickiego”. Brrr! To był temat z poziomu „megarozszerzonego”. Można by go nawet wybrać, gdyby nie konieczność pisania o „Małej Apokalipsie”. Gdyby nie to, można by pisać o Harrym Potterze (mnóstwo nawiązań do antyku), „Dziadach” cz. III (prometeizm, mesjanizm), „Pieśniach” i „Trenach” Jana Kochanowskiego (stoicyzm, epikureizm). Żaden jednak nastolatek nie zna na tyle Apokalipsy św. Jana, aby udowodnić na maturze, że Konwicki czerpał z niej pomysły. Coś takiego nie przejdzie. Jedno–dwa zdania na lekcji można by powiedzieć, ale na pewno nie da się napisać o tym rozprawki maturalnej. Ciekawe, czy ktoś w naszej szkole wybrał ten temat. Raczej nikt. A w całej Polsce?

Raczej hip-hop niż Biblia na maturze

Między tematami wypracowań jest olbrzymia różnica. Pierwszy nie sprawia trudności nie tylko uczniom, którzy przeszli czteroletnie szkolenie na poziomie rozszerzonym, ale również matfizom czy biolchemom. Może to nawet nie jest zasługa szkoły, że tak dobrze uczy, iż młodzież zna się na konwencji realistyczno-fantastycznej w literaturze. Sprawę załatwia znajomość książek i filmów o Potterze. Młodzież dobrze rozumie, na czym polega mieszanie realizmu z fantastyką. Dawno nie było tak sensownego tematu na egzaminie maturalnym, trafiającego w gusta nastolatków. A o to przecież chodzi, aby tematy nie było odległe od zainteresowań maturzystów. Z fantastyką może konkurować tylko hip-hop, ale chyba za wcześnie, aby konwencja hiphopowa pojawiła się na maturze. Za sto lat na pewno będzie, tylko wtedy nikt już tym stylem nie będzie się interesował, najwyżej historycy i archeolodzy.

Dziwi natomiast bardzo trudny temat drugi. Nawiązania do Biblii czy antyku uczniowie by znaleźli w literaturze, ale konieczność pisania o wpływach ostatniej księgi Pisma świętego na powieść Konwickiego to gruba przesada. Wszyscy maturzyści, których o to pytałem, odpowiadali podobnie, czyli że bali się ryzyka.

Temat bardziej by pasował do matury z kultury antycznej albo religii (Biblia, Apokalipsa). Z tych przedmiotów matury jednak się nie zdaje. Na maturze z polskiego taki temat nie bardzo pasuje. No chyba że dla wąskiej grupy amatorów czytania starożytnych tekstów. Nie udało się Czarnkowi wprowadzić do szkół biblistyki, to każe wciskać ją, gdzie może. Aż dziw bierze, że nie było tematu z chrześcijańskiej nauki o rodzinie. Założę się, że będzie za rok.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną