Przyszłość branży muzycznej oglądana ze szczytu wzgórza we wsi Pinggu, godzinę jazdy samochodem od centrum Pekinu, nie przedstawia się efektownie – widać tylko spieczone słońcem pola kapusty. Jednak urzędnicy w Pekinie ogłosili plany, które zakładają, że w ciągu 10 lat ten obszar kosztem 2 mld dol. zostanie przekształcony w Chińską Dolinę Muzyczną – rozległy kompleks, w którym będą miały siedziby studia nagraniowe, fabryki instrumentów, szkoły muzyczne, pięciogwiazdkowe hotele i sala koncertowa w kształcie brzoskwini. – Muzyka jest sztuką nieuchwytną – mówi Zhao Wei, 30-letni urzędnik, który jeszcze do niedawna kierował tą inicjatywą. – Teraz chcemy zamienić ją w coś, co można zobaczyć, czego można dotknąć.
Władze Chin, zaniepokojone faktem, że rozwój chińskiej sztuki filmowej, muzyki i teatru nie nadąża za boomem gospodarczym kraju, uznały kulturę za priorytet i obiecały miliardy euro dotacji dla sztuki. – Kultura jest siłą napędową narodu – przekonywał ówczesny prezydent Hu Jintao w listopadzie ub. roku, kiedy to rozpoczął się proces zmian na najwyższych stanowiskach w państwie.
Brak tekściarzy
Niektóre dziedziny kwitną przy wsparciu państwa – produkcja filmów w Chinach wzrosła czterokrotnie od 2003 r. – ale tamtejszy przemysł muzyczny wciąż raczkuje, wiecznie hamowany przez szalejące piractwo i duszący uścisk rządowej kontroli. Gangnam Style ugruntował miejsce Korei Południowej na światowej mapie muzyki pop, natomiast Chiny nadal mają problemy z zapewnieniem zarobków swoim artystom. – Ta branża jest tak mała, że nie mamy wystarczającej liczby autorów tekstów, twórców piosenek, kompozytorów, nie mamy wielu zespołów – mówi Scarlett Li, założycielka firmy Zebra Media zajmującej się organizacją festiwali muzycznych.
Artykuł pochodzi z najnowszego 5 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 4 lutego 2013 r.