Rząd Irlandii przymierza się do złagodzenia bardzo restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej z 1861 r. Projekt nowych przepisów zakłada m.in. możliwość usunięcia ciąży w razie zagrożenia życia matki, a także wtedy, gdy kobieta groziłaby popełnieniem samobójstwa. Zgodę na aborcję będzie musiał wydać zespół co najmniej dwóch, a w przypadku groźby targnięcia się na życie – trzech lekarzy.
Dziś w Irlandii usunąć ciążę można tylko wtedy, gdy stanowi realne zagrożenie dla życia kobiety. Ponieważ jednak brakuje wytycznych, co stanowi takie zagrożenie, lekarze, powołując się na klauzulę sumienia, przeprowadzenia aborcji zazwyczaj odmawiają. Tak jak pół roku temu, kiedy zabiegu odmówiono 31-letniej Hindusce Savicie Halappanavar, która zgłosiła się do szpitala z bólami kręgosłupa w 17 tygodniu ciąży. Mimo że według przeprowadzonych badań płód obumierał, lekarze nie przeprowadzili aborcji, narażając tym samym zdrowie kobiety, która w cztery dni po naturalnym poronieniu zmarła z powodu sepsy.
Rząd chciałby, aby nowe prawo weszło w życie już w lipcu. W silnie katolickiej Irlandii debata nad projektem będzie jednak trudna – przez ostatnie 30 lat Irlandczycy pięciokrotnie odrzucili w referendach propozycje zalegalizowania aborcji. Jak podkreśla jednak premier, Irlandki nie tylko coraz częściej korzystają ze środków wczesnoporonnych (zakazanych w kraju, ale dostępnych w Internecie), ale też każdego dnia 11 ciężarnych kobiet wyjeżdża z Irlandii do Wielkiej Brytanii, aby tam przeprowadzić zabieg.