Ojciec polskiej archeologii śródziemnomorskiej Kazimierz Michałowski był niezrównanym organizatorem. Jego prawdziwie mistrzowskim posunięciem było wykorzystanie sytuacji w Egipcie, gdy z gry wypadły wszystkie potęgi archeologiczne – Niemcy po II wojnie światowej, a Anglicy i Francuzi po wojnie izraelsko-arabskiej w 1956 r. To wtedy powstała Stacja Archeologii Śródziemnomorskiej w Kairze i rozpoczęły się wykopaliska w Aleksandrii oraz Deir el-Bahari. Ponieważ w 1958 r. Egipt utworzył z Syrią Zjednoczoną Republikę Arabską, Michałowskiemu zaproponowano też stanowiska syryjskie. Z pamiętników wynika, że po przyjeździe do Damaszku miał zaledwie dzień na podjęcie decyzji. Jego wybór padł na Palmyrę – nie tylko dlatego, że zachwycił się jej ruinami jeszcze przed wojną. Zgodnie ze swoją maksymą na miejsca prac badawczych wybierał tylko stolice, a ta oaza – co prawda przez chwilę – pełniła rolę najważniejszego miasta Bliskiego Wschodu. W tym roku mija pół wieku, odkąd trafili tam polscy archeolodzy. Otwierana 24 czerwca w Łazienkach wystawa „Palmyra – Oaza Wyobraźni” rozpoczyna obchody pełnego imprez, warsztatów i spotkań Roku Palmyreńskiego, a jest czym się chwalić.
Prym Palmyry
Oaza istniała już w III tysiącleciu p.n.e., ale rozkwitła w trzech pierwszych wiekach naszej ery. W czasach rzymskich zwano ją Palmyrą, dla miejscowych zawsze był to Tadmor. Choć w nazwie tej pobrzmiewa hebrajski tamar, czyli „palma”, nie wiadomo, skąd w mówiącej po aramejsku i grecku oazie pojawiła się „palma” łacińska. Można spekulować, że jakiś Rzymianin, widząc te rośliny i znając nazwę Tadmor, jakoś to połączył.