25 lat temu NATO ruszyło na Jugosławię. Do dziś w Europie zionie tutaj czarna dziura
Polska była członkiem NATO zaledwie 12 dni, kiedy Sojusz ruszył na Jugosławię. W środę 24 marca 1999 r., kilka minut po godz. 7, zaatakował z użyciem 55 pocisków manewrujących wystrzelonych z B-52 i pocisków Tomahawk odpalonych z amerykańskich i brytyjskich okrętów na Adriatyku. Debiutował też amerykański bombowiec B-52 Spirit. Niebo było zachmurzone, samoloty znajdowały się na wysokości 5 tys. km. Wojna.
O tej porze serbskie miasta żyją już w pośpiechu. Ten poranek zakłóciły syreny alarmów przeciwlotniczych.
Wojny toczyły się obok
Wojny toczyły się obok, w Chorwacji, Bośni, ale jednak nie w Serbii. Prezydent USA Bill Clinton używał określenia „atak powietrzny”. Sekretarz generalny NATO Javier Solana mówił o „operacjach”. Kanclerz Niemiec Gerhard Schröder – że chodzi o to, „by przeforsować pokojowe rozwiązania także przy pomocy środków militarnych”.
To miał być atak wymierzony w Slobodana Milosevicia, prezydenta Federacyjnej Republiki Jugosławii, nie w naród (prezydentem Serbii był Milan Milutović). Napaść NATO chętnie nazywano interwencją humanitarną – miała uratować kosowskich Albańczyków przed czystkami etnicznymi i „ludobójstwem”, a także „chronić bezpieczeństwo w tej części Europy”. Nazwano ją też „pierwszą w historii wojną o prawa człowieka”. Jakoś należało usprawiedliwić to, co się działo: wojnę bez wypowiedzenia, bez mandatu ONZ.
Konflikt między Albańczykami i Serbami toczył się od zawsze, ale przybrał na sile w końcówce ubiegłego wieku.