Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Wyścig pochodu z konduktem

Dlaczego wciąż się spieramy o powstanie warszawskie?

Warszawa tuż po wyzwoleniu: przymusowe ekshumacje, szybkie pochówki nie sprzyjały godnemu uczczeniu ofiar. Warszawa tuż po wyzwoleniu: przymusowe ekshumacje, szybkie pochówki nie sprzyjały godnemu uczczeniu ofiar. Stanisław Urbanowicz / PAP
Rozmowa z Marcinem Napiórkowskim, semiotykiem kultury, o tym, dlaczego wciąż się spieramy o powstanie warszawskie.
Niemiecki żołnierz podpalający warszawską kamienicę, jesień 1944 r.Bundesarchiv/Wikipedia Niemiecki żołnierz podpalający warszawską kamienicę, jesień 1944 r.

Emil Marat: – Prześladują pana, 30-latka, duchy powstańców warszawskich?
Marcin Napiórkowski: – To byłby przypadek dla psychiatrii, a nie semiotyki kultury. Semiotyka zajmuje się zbiorowościami ludzkimi, grupami, rozumianymi jako wspólnoty. Kiedy spojrzymy na mnie jako na członka pewnej wspólnoty, to tak – prześladują mnie upiory powstania.

Żałoba jest kontrolowanym przepracowaniem szaleństwa – twierdzą antropolodzy. Pan rozbudowuje tezę, że Polacy – nie mogąc odbyć okresu żałoby po powstaniu – popadli w rodzaj trwającego do dziś obłędu. Poległych w powstaniu warszawskim polityka uwięziła w pół drogi w zaświaty i oni nas prześladują.
To opowieść rozgrywająca się przez lata na wielu płaszczyznach: na ulicach i cmentarzach, w prasie, w sztuce… Historycznie wyglądało to następująco: styczeń 1945 r., kilka miesięcy od upadku powstania (3 października 1944 r.). Ludzie wracają do miasta i widzą przerażający obraz: dziesiątki tysięcy płytko pogrzebanych lub niepogrzebanych ciał w różnym stadium rozkładu. Oczywista jest potrzeba, kulturowa, religijna, ludzka, jak w opowieści o Antygonie, ale też sanitarna: jak najszybciej opłakać i pogrzebać bliskich. I to w sposób, który będzie zaznaczał, że ich śmierć była sensowna, zasadna. Trzeba pogrzebać ich pod ich własnym imieniem, być może z uwzględnieniem tego, że należeli do Armii Krajowej, jaki mieli stopień i tak dalej.

I te pierwotne, ludzkie potrzeby od razu zderzają się z rzeczywistością polityczną.
Tak. Powstanie szło pod prąd filozofii, którą nazywam toposem pochodu. To była narracja, mit, któremu była podporządkowana cała ideologia komunistyczna, przedstawiająca historię jako wyzwoleńczy pochód rewolucji.

Polityka 40.2016 (3079) z dnia 27.09.2016; Historia; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyścig pochodu z konduktem"
Reklama