Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Wcielili go do Wehrmachtu wbrew woli. Jego grób znalazł się w Polsce. „Tylko wojna tak plącze losy”

Jean w mundurze niemieckim. Zdjęcie z książeczki wojskowej Jean w mundurze niemieckim. Zdjęcie z książeczki wojskowej Arch. pryw.
Po blisko pięciu latach poszukiwań i ponad 80 od tragicznej śmierci grób Jeana Josepha Georges’a, Malgré-nous, wcielonego siłą do Wehrmachtu młodego Alzatczyka, został odnaleziony w Polsce.
Przesłany rodzicom dokument informujący o śmierci Jeana, 1956 r.Arch. pryw. Przesłany rodzicom dokument informujący o śmierci Jeana, 1956 r.
Stanisław Urbanik z panią Marie Baumann, zdjęcie z Freland, 2019 r.Arch. pryw. Stanisław Urbanik z panią Marie Baumann, zdjęcie z Freland, 2019 r.
Obóz jeniecki w Wólce Pełkińskiej. W barakach przetrzymywano radzieckich jeńcówArch. pryw. Obóz jeniecki w Wólce Pełkińskiej. W barakach przetrzymywano radzieckich jeńców

Cała sprawa rozpoczyna się w okolicy Freland, niewielkiej miejscowości we francuskiej Alzacji. To tam, podczas drugiej wojny światowej, utworzono obóz pracy nr 491 Ursprung. Niemcy przetrzymywali za drutami żołnierzy Wojska Polskiego pojmanych w 1939 r. Jeńcy pracowali przy wyrębie lasu. Może by nie przeżyli, gdyby nie pomoc mieszkańców Freland. Nie przeżyliby likwidacji obozu przed wkroczeniem aliantów.

Przeżyli, ponieważ miejscowi oraz ksiądz z parafii katolickiej zorganizowali ucieczkę, a potem przez sto dni ukrywali zbiegów. W grudniu 1944 r. Polacy mogli wreszcie wyjść z kryjówki.

Ten nieznany wcześniej epizod drugiej wojny i jego bohaterów opisywaliśmy w „Polityce” (43/2019) i na polityka.pl.

Stanisław Urbanik, który badając losy swego ojca, dotarł do Freland, dopisuje ciąg dalszy tej historii.

Freland: symbol i obowiązek

Podobnie jak dla potomków innych ocalonych dla Urbanika Freland stało się symbolem i obowiązkiem. Zwłaszcza że żyło nadal kilkoro ludzi, którzy jako nastolatkowie pomogli jeńcom. Również jego ojcu. Podczas jednego ze spotkań mocno już starsza Marie Baumann, która z narażeniem życia przynosiła jeńcom zupę, mydło, a czasem ciepłe skarpety, zwierzyła się, że jej brat Jean Georges (rocznik 1925) zginął w Polsce, a ona wciąż nie wie, gdzie spoczywa, choć wraz z matką grobu szukały wiele lat. I bardzo pragnie nad tym grobem stanąć, a jeśli nie starczy sił – to chociaż zobaczyć, jak wygląda miejsce pochówku Jeana.

Z dokumentów sporządzonych przez francuską administrację, które rodzina otrzymała po wojnie, w 1950 r., wynikało, że miejscowość, gdzie zginął Jean, nazywa się Wolka, a tragedia rozegrała się w lipcu 1944. W rubryce „przyczyna śmierci” widniało: egzekucja. Drugi urzędowy dokument też pochodził z grudnia 1950 r. Zawierał adnotację, że poległemu przyznano prawo do oznaczenia „Poległ za Francję”. Tragiczne doświadczenie Jeana Josepha i innych zostało uznane przez francuskie państwo, a oni sami – za ofiary nazistowskiej polityki.

Historia Jeana Josepha Georges’a jest typowa dla tamtego czasu, bliźniacza do „Naszych chłopców” czy „dziadków z Wehrmachtu”. Po inwazji Niemców w 1940 r. Alzacja została włączona do III Rzeszy. Alzatczycy, choć czuli się Francuzami, byli germanizowani i przymusowo wcielani do Wehrmachtu (Malgré-nous – wbrew naszej woli), organizowano łapanki, obławy na uchylających się; za odmowę służby groziło wysłanie do obozu koncentracyjnego lub śmierć.

Georges, z zawodu drwal, 18-letni chłopak, też się ukrywał. Ale tamtej nocy w 1943 r. akurat spał w domu. Wpadł w ręce Niemców, którzy właśnie urządzili kocioł we Freland. Został wysłany na front wschodni (7. Batalion Strzelców Konnych). Numer wojskowy: BTL 8-2423.

Jeśli mogłem się odwdzięczyć tym ludziom za dobro, jakim obdarzyli mego ojca, to właśnie nadszedł ten moment – mówi Stanisław Urbanik. Był 2019 r.

Miał w ręku ten odręcznie napisany dokument, domyślił się, że chodzi o miejscowość Wólka. Gdzieś we wschodniej Polsce, skoro to był lipiec 1944 r .

Czytaj też: Przymusowy obóz pracy w Jaworznie

Która Wólka?

Zaczął od miejsca. I odkrył, że Wólek ci u nas dostatek. We wschodniej Polsce jakieś kilkanaście. Które z nich to Wólki przyfrontowe, gdzie wojsko niemieckie stacjonowało dłużej czy chwilę, gdzie toczyły się walki? Śledził wojenne cmentarze, pola bitew, miejsca pochówków. Ale czy Georges zginął na froncie? W jakich okolicznościach? Takiej informacji nie posiadał.

Szukałem w spisach poległych w Polsce żołnierzy niemieckich, rozpytywałem w fundacjach, wreszcie zacząłem przeszukiwać archiwa, także Arolsen. Niestety waliłem głową w mur, każdy trop okazywał się mylny – opowiada.

W końcu dotarł do polsko-niemieckiej fundacji Pojednanie. Choć pytanie wykraczało poza obecny profil działania tej instytucji, to właśnie stamtąd, a dokładnie z Niemiec, napłynął ważny sygnał.

Joachim Franke, przedstawiciel Ludowego Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi w Polsce, nie wyrzucił mojego listu do kosza, lecz dotarł do niemieckich spisów i odnalazł informację, że Jean Georges zginął w miejscowości Wólka Pełkińska w powiecie Jarosław. I został pochowany na Niemieckim Cmentarzu Wojennym w Przemyślu – Urbanik uznał, że w poszukiwaniach zrobił wielki krok i za chwilę może będzie mógł wysłać wiadomość do Freland.

W dodatku Wólka Pełkińska leży zaledwie 70 km od Strzyżowa, gdzie mieszka Urbanik. Był tak blisko, a szukał daleko.

Kiedy opadły emocje, postanowił sprawdzić, czy tak jest w istocie.

Niestety administracja przemyskiego cmentarza nie potwierdziła informacji. W spisie pochowanych nie było nikogo o nazwisku Georges.

To może przynajmniej potwierdzi się Wólka Pełkińska...?

Tak poznał Janusza Krasickiego, nauczyciela historii w miejscowej szkole podstawowej. – Ktoś znajomy – bo wszystkim opowiadałem o poszukiwaniach grobu – powiedział, że to nie jest zwykły pan z podstawówki, ale człowiek o dużej wiedzy, zafascynowany historią miejscowości – wspomina, jak doszło do kontaktu z Krasickim, który okazał się nadzwyczaj twórczy.

W Wólce Pełkińskiej z chwilą napaści na ZSRR w 1941 r. Niemcy utworzyli jeniecki obóz przejściowy (Stalag 327), gdzie przetrzymywali tysiące żołnierzy radzieckich. Stacjonowali też niemieccy żołnierze, nadzorujący obóz i pracę więźniów. I tutaj, jak w Alzacji, jeńców traktowano brutalnie, a miejscowa ludność starała się im pomagać, podchodząc ukradkiem pod druty.

Pośród niemieckich żołnierzy dał się poznać młody chłopak, najwyraźniej przyjaźnie nastawiony do miejscowych, Polaków. Okazało się, że choć w niemieckim mundurze, to mówi po francusku. W Wólce Pełkińskiej francuski znała trochę rodzina Antoniego Czwakiela, który tuż przed wybuchem wojny powrócił z emigracji zarobkowej we Francji.

Skoro można było się dogadać i chociaż kiepsko porozumieć, to i relacje się nawiązały. Antoni Czwakiel, a zwłaszcza jego dwaj synowie Bolesław i Edward często się kontaktowali z francuskojęzycznym żołnierzem. Czasem jakąś pracę im zlecał nad Sanem, żeby odpłacić się konserwą lub kostką margaryny. Czwakiel nawet się obawiał, żeby ludzie nie zaczęli gadać głupot, jak to na wsi...

Czy mówił, że nie jest Niemcem, lecz Francuzem na siłę wcielonym do Wehrmachtu? Czy mówił, że nie chce walczyć, zabijać, zginąć w niemieckim mundurze? Że postanowił się poddać, kiedy Armia Czerwona wkroczy? Taki miał pomysł na powrót do Alzacji. W każdym razie o tym pisał w listach do siostry Marie, wówczas jeszcze Georges, a dziś Baumann. To od niej, we Freland, Urbanik dowiedział się o listach brata.

Czytaj też: Jesień 1918 r. Polacy wracają z wojny do własnego kraju

Ziemia ubita jak należy

Obóz zlikwidowano, bo front zbliżał się od wschodu. Pustych już baraków pilnowało ledwie kilku żołnierzy, Georges był w tej grupie. Kiedy pierwszy sowiecki patrol wkroczył do wsi, zaskoczył Jeana. Nie spodziewał się ich z tej strony, tymczasem Ruscy zaszli go od tyłu. Poprowadzili kawałek dalej i rozstrzelali. Bez zbędnych ceregieli, raczej nie słuchali, co ma do powiedzenia.

Potem ktoś ze wsi, bo nie oni sami, wykopał grób obok muru pierwszowojennej nekropolii, wrzucono tam ciało i zasypano dół. Sowieci tylko nadzorowali, czy ziemia jest ubita jak należy.

Ludzie jakoś zapomnieli, to nie był w Polsce dobry czas na sentymenty, zwłaszcza że rozstrzelany był w niemieckim mundurze. Czyli Niemiec.

Tylko młody Edward Czwakiel, syn Antoniego, pamiętał. Kiedy przyjeżdżał do Wólki, bo po wojnie stąd wyjechał, dyskretnie urywał się zwykle na kilka chwil. Wtedy pod cmentarnym murem płonął znicz – tam gdzie grób tego żołnierza.

Całą tę historię opowiedział Urbanikowi nauczyciel historii Janusz Krasicki. Potrafił wskazać miejsce, choć zarosło trawą i obok powstała droga.

A Krasicki dowiedział się od Czwakiela. – Świetnie pamiętał. „O – powiedział – tam za silosami jest pochowany” – mówi nauczyciel.

Faktycznie to jest już w Woli Buchowskiej, przez miedzę z Wólką, granica tak biegła. Jakiś czas temu znajomy Krasickiego zbadał teren przy użyciu georadaru. Również magnetometria dała pozytywny wynik. Informacja się potwierdziła.

Miejscowi coś tam wiedzieli, że Niemiec zastrzelony przez Ruskich leży w dole, ale detali nikt nie dociekał. Wkrótce po wojnie, w 1946 czy 1947 r., przyjechała z Niemiec pewna rodzina, podobno szukali ciała krewnego, generała. Rozkopali to miejsce, potem zakopali, bo to nie był ich poszukiwany, poznali po zębach. I tak zostało. Nie ma tabliczki ani żadnej oficjalnej notatki, kto przy murze został pochowany.

Ale czy to grób Jeana Josepha Georges’a czy może inna zbieżność zdarzeń, o którą przecież w czasie wojny nie było trudno? – A w jakim wieku był ten żołnierz? Koło trzydziestki czy może starszy? – Urbanik chciał uniknąć pomyłki. Żeby nie rozbudzić nadziei pani Baumann niepotrzebnie.

W Woli Buchowskiej mieszkał nadal Bolesław Czwakiel, młodszy z braci, który znał żołnierza. – Młody był, najwyżej ze 20 lat miał – wyjaśnił. – Ciepło, ciepło – mówi Urbanik. – Ale to wciąż jedynie hipoteza, nie pewnik.

Nie ośmielał się cieszyć.

Może wróci do domu

Pewność po 80 latach dawałaby ekshumacja, nieśmiertelnik lub badanie genetyczne szczątków.

W Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie nie pozostawili złudzeń. Ekshumacja? Może za dziesięć lat. Nie starcza pieniędzy na już zaplanowane przedsięwzięcia.

Zastanawiałem się, jak zweryfikować, czy zwłoki w niemieckim mundurze to są szczątki Jeana Georges’a, brata pani Baumann. Przecież ona pomagała we Freland polskim jeńcom, mojemu ojcu, a jej brat musiał włożyć niemiecki mundur i stanąć po „drugiej stronie”. Tylko wojna tak plącze losy – dodaje Urbanik. Może Niemiecki Czerwony Krzyż – rozważał sugestię, jaką życzliwie podsunięto w Urzędzie Wojewódzkim.

Ale on sam nie ma żadnych umocowań prawnych, żeby występować o ekshumację całkiem obcej osoby, Georges’a.

Zdeterminowany zwróciłem się o pomoc do IPN w Rzeszowie. Dzięki temu dało się szybko rozpocząć postępowanie w sprawie identyfikacji zwłok.

Hubert Bury, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa, ogarnia w rzeszowskim IPN sprawę ekshumacji Jeana lepiej niż ktokolwiek inny. Był we Freland, gdy odsłaniano tablicę pamiątkową w 80. rocznicę ocalenia polskich jeńców i wyzwolenia alzackiej miejscowości przez aliantów. Poczuł klimat. Poznał też Marie Baumann.

Z Urbanikiem pojechali do Czesława Czwakiela, syna Antoniego. Jedynego żyjącego jeszcze wówczas świadka zdarzeń.

Pokazałem zdjęcie Georges’a z okresu służby w Wehrmachcie, reakcja była piorunująca, pan Czesław natychmiast go rozpoznał. „Tak – powiedział – to ten sam chłopak, którego znałem”. I powtórzył całą historię. Zapytałem, czy pamięta, jaka to była pora roku, jaki miesiąc może. Myślał przez chwilę, wreszcie pewnym głosem odpowiedział, że lipiec. 23 lub 24 lipca. Dlaczego tak dobrze zapamiętał? Bo w tym samym dniu zginął jego stryj. Data jest wyryta na cmentarnym pomniku – relacjonuje Hubert Bury.

Jean Georges zginął 23 lipca 1944 r. Taka data widnieje w dokumentach, które przesłano rodzinie. I jeszcze ta przyczyna śmierci: egzekucja.

Kropki wydawały się wreszcie połączone. Po tych ustaleniach Urbanik poinformował Marie Baumann, że grób jej brata został odnaleziony. Cudownie? Można sądzić i tak.

Jean miałby dziś sto lat, siostra jest dwa lata młodsza.

W przedsięwzięcie ekshumacji szczątków Jeana Josepha Georges’a włączyły się IPN w Warszawie i ambasada Francji. Zostanie pochowany w rodzinnym grobowcu. Może powróci do domu w kolejną, 81. pierwszą rocznicę wyzwolenia Freland.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Ziobrowie na wygnaniu. Jak sobie poradzą? „Trafiło ich. Ale mają plan B, już trwają zabiegi”

Zbigniew Ziobro wciąż nie wraca do Polski. Jaka przyszłość czeka byłego ministra sprawiedliwości i jego żonę Patrycję – do niedawna najbardziej wpływową parę polskiej polityki?

Anna Dąbrowska
25.11.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną