Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Korupcja w MON: nieświęte krowy PiS

Bartłomiej M. w tarnobrzeskim sądzie okręgowym. Bartłomiej M. w tarnobrzeskim sądzie okręgowym. Bartosz Frydrych / Forum
Były rzecznik MON Bartłomiej M. i były poseł PiS Mariusz Antoni K. znaleźli się wśród osób zatrzymanych w poniedziałek 28 stycznia przez CBA. Postawiono im zarzuty korupcyjne.

Sześć osób w poniedziałek 28 stycznia zostało zatrzymanych przez CBA w związku ze śledztwem dotyczącym „doprowadzenia PGZ SA do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej”. Krótko mówiąc: zatrzymani usłyszeli zarzuty korupcyjne – niegospodarność, powoływanie się na wpływy i fałszowanie dokumentów związanych z umowami zawieranymi przez Polską Grupę Zbrojeniową. Zatrzymani to byli pracownicy PGZ: były członek zarządu Radosław O., były dyrektor wykonawczy Robert Sz. i były dyrektor marketingu Robert K. Zatrzymana została także była pracownica MON Agnieszka M. Jednak to zatrzymanie Bartłomieja M., byłego rzecznika MON, oraz byłego posła PiS Mariusza Antoniego K. wzbudziło największe emocje.

Bartłomiej M., czyli kto?

Były rzecznik MON i były szef gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza wciąż jest jego ulubieńcem i bliskim współpracownikiem. Bartłomiej M. to także protegowany Tadeusza Rydzyka. „Złoty chłopiec PiS” – oczywiście do czasu. Zanim stał się dla partii Kaczyńskiego zbyt dużym obciążeniem wizerunkowym i został zawieszony w prawach członka, zdążył wejść do rady politycznej partii, być koordynatorem ds. struktur wykonawczych i członkiem krajowej komisji rewizyjnej. Razem z Macierewiczem tworzyli jeden z najbardziej kuriozalnych duetów polskiej sceny politycznej.

Nie błyszczał na niej długo, za to dosyć efektownie. Pełnił wiele ważnych funkcji, np. w radach nadzorczych koncernów państwowych (PGZ, Energa Ciepło Ostrołęka), w samorządach, zespołach parlamentarnych ds. katastrofy smoleńskiej i służb specjalnych. Jako szef gabinetu politycznego Macierewicza i rzecznik MON był nie tylko twarzą i głosem resortu, ale także oczami ministra – odwiedzał jednostki wojskowe i spółki podległe MON, przyjmując honory od wysokich rangą wojskowych, a 18 grudnia 2015 r. dokonał nocnego najścia na Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w poszukiwaniu dokumentów, które Macierewicz chciał uzyskać. Kusił posadami w spółkach Skarbu Państwa (i kolegów z klubu, i posłów PO, którym obiecywał intratne stanowiska w zamian za wystąpienie z partii). Oficerów WP i pracowników MON zwalniał przez komórkę z tylnego siedzenia limuzyny. I regularnie lądował na urlopach wizerunkowych – jak choćby po tym, gdy odznaczenie go Złotym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju zostało źle przyjęte przez opinię publiczną.

Brak doświadczenia, wykształcenia (uzupełniał je potem na uczelni Tadeusza Rydzyka), pełnomocnictw, szkoleń i kompetencji do sprawowania kolejnych funkcji złożyły się na specyficzną markę M. Niewiele sobie z owych braków robił, zresztą to ujemne saldo nigdy nie przeszkodziło mu w karierze u boku wiceprezesa PiS. Stanowi modelowy wręcz przykład zarządzania zasobami personalnymi w obozie władzy. Anegdotyczne – choć wcale nie śmieszne – stało się już choćby to, że M. do wielkiej polityki trafił prosto z apteki Aronia w podwarszawskich Łomiankach. I tu pojawia się klamra w dotychczasowej historii M. W Aronii pracował jako pomoc apteczna z Radosławem O. Razem działali w lokalnym Klubie Gazety Polskiej, a gdy Bartłomiej M. znalazł zatrudnienie w MON, Radosław O. dziwnym trafem podążył za nim z apteki do branży zbrojeniowej, obejmując stanowisko w zarządzie PGZ. Dziś dzieli z M. los aresztanta.

Wzorowy prawicowiec Mariusz Antoni K.

Mariusz Antoni K. rozpoczął swoją polityczną karierę w Młodzieży Wszechpolskiej, Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym i Przymierzu Prawicy. Gdy trafił do Sejmu z ramienia PiS, dał się poznać jako sprawny i zaangażowany polityk prawicy. Zapamiętany został jednak głównie z tzw. afery madryckiej: przewałki posłów PiS – „hofmanowców” – z 2014 r. Mariusz Antoni K., Adam Hofman i Adam Rogacki udali się wówczas z małżonkami na wakacje do Hiszpanii – pod pretekstem podróży służbowej (byli delegatami do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy), na którą pobrali z kasy Sejmu niemal 20 tys. zł diet i kilometrówki – bo tyle kosztowałaby ich ta podróż, gdyby zgodnie z deklaracją wybrali się do Madrytu samochodami. Skorzystali jednak z tanich linii lotniczych, a oszustwo przypłacili wyrzuceniem z partii.

Mariusz Antoni K. na pewien czas stał się także bohaterem tabloidów: choć lansował się jako przykładny katolik i prawicowiec, porzucił żonę i dwójkę dzieci dla związku z Iloną Klejnowską, jednym z tzw. aniołków Kaczyńskiego (młodych działaczek PiS).

Po wyrzuceniu z PiS i umorzeniu sprawy madryckiej Mariusz Antoni K. założył Warszawskie Centrum Legislacyjne, w ramach którego – jak tłumaczył POLITYCE – „doradza firmom, jak projekt ustawy, nad którym pracuje rząd albo Sejm, wpłynie na ich branże, ile czasu potrwa proces legislacyjny, jakie mają perspektywy i jaką strategię powinni przyjąć wobec tych zmian”. – Przygotowuję analizy prawne, wyjaśniam, jak wygląda praktyka sejmowa, monitoruję prace legislacyjne – wyjaśniał. – Nie jestem anonimowy. Jestem doktorem prawa i atutem jest osiem lat doświadczenia przy Wiejskiej, a w mojej branży to wiedza bezcenna. Tego nie da się nauczyć z książek. Na pytanie, czy to forma lobbingu, odpowiedział stanowczo: – Absolutnie nie, bo ja nie wpływam na kształt tego prawa.

Tymczasem w 2018 r. dziennikarze TVN i „Gazety Wrocławskiej” dotarli do osobliwego cennika Warszawskiego Centrum Legislacyjnego, z którego można się było dowiedzieć, ile przedstawiciele biznesu muszą zapłacić, by spotkać się z decydentami: wpływowymi politykami i najważniejszymi urzędnikami państwowymi. Spotkania te miały oczywiście pomóc biznesmenom w prowadzonych przez nich interesach, a koszty spotkań były zróżnicowane w zależności od „pozycji i znaczenia danej osoby” oraz tego, czy zamawiane były pojedynczo, czy w ryczałcie.

Co ma prokuratura do Bartłomieja M. i Mariusza Antoniego K.?

Obu panom prokuratura zarzuciła „powoływanie się wspólnie i w porozumieniu na wpływy w instytucji państwowej i podjęcie się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł”.

Bartłomiej M. i była dyrektorka departamentu edukacji MON Agnieszka M. mieli także przekroczyć swoje uprawnienia jako funkcjonariusze publiczni i działać na szkodę PGZ w związku z zawartą przez spółkę umową szkoleniową. Jak podała w komunikacie tarnobrzeska prokuratura, ich działania wyrządziły spółce szkody w wysokości 491 964 zł.

W środę 30 stycznia Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu Bartłomieja M.

Wobec byłego posła PiS Mariusza Antoniego K. sąd zastosował poręczenie majątkowe w wysokości 50 tys. zł i zakaz opuszczania kraju z jednoczesnym zatrzymaniem paszportu. Prokuratura domagała się dla niego trzech miesięcy aresztu.

Środki wolnościowe prokuratura zastosowała także względem Agnieszki M.

Co z resztą zatrzymanych?

Radosław O., Robert K. i Robert Sz. zostali zatrzymani, a następnie aresztowani na trzy miesiące pod zarzutem działania na szkodę spółki i wyrządzenia jej szkody majątkowej w wielkich rozmiarach. Jak podała prokuratura, zarzucane im przestępstwo dotyczy zawierania umów w imieniu PGZ, które były dla niej niekorzystne. Dotyczyły „usług szkoleniowych, organizacji targów przemysłu obronnego, a także koncertu i wystawy multimedialnej. Poniesione z tego tytułu szkody wynoszą 3 195 712 zł”.

Czego dotyczyły przekręty w MON i PGZ?

Między innymi chodzi o koncert „Głos Wolności” i wystawy towarzyszące obchodom 40. rocznicy powstania Komitetu Obrony Robotników, które były sponsorowane przez PGZ. Działalności spółki CBA przyglądało się już na początku 2018 r., zaraz po dymisji ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza. Jak częściowo ujawnił na wiosnę tygodnik „Sieci”, setki tysięcy złotych trafiło wówczas różnymi drogami – m.in. za pośrednictwem Radosława O. – do Stowarzyszenia dla Dobra Rzeczpospolitej (730 tys. zł) i firmy Ten Team (705 tys. zł), organizatora „Głosu Wolności”. Sam koncert zresztą – planowany z rozmachem, na pl. Piłsudskiego – stał się ostatecznie kameralnym wydarzeniem dla zaledwie 400 osób, a wystąpił na nim Jan Pietrzak. TenTeam nie przygotowało także multimedialnej wystawy prezentującej wydarzenia Czerwca 1976 r. w Radomiu – mimo że było do tego zobowiązane.

Macierewicz i Rydzyk twardo za swoim pupilem

W Telewizji Republika Antoni Macierewicz mówił, że w czasie ich współpracy Bartłomiej M. był „uczciwy i rzetelny”, a wiele osób nie może sobie jego nieuczciwości nawet wyobrazić. „Rozmawiałem m.in. z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, który złożył poręczenie osobiste za uczciwość i rzetelność pana Bartłomieja M.” – mówił były szef MON. Rydzyk wysłał także notatkę poręczającą za M. tarnobrzeskiej prokuraturze. „Zawsze zachowywał się odpowiedzialnie” – napisał w niej redemptorysta. Nie pomogła.

Dlaczego CBA czekało z aresztowaniem ponad pół roku?

I dlaczego Biuro nie zdecydowało się – zamiast pokazowego zatrzymania – na zwykły tryb postępowania, czyli wezwanie na przesłuchanie? Czy przestępstwa, o jakie podejrzewani byli zatrzymani, wymagały aż takich środków? Na razie na to nie wygląda – stawiane zarzuty dotyczą marketingowych „drobiazgów”. Czy w toku postępowania dowiemy się o poważniejszych przestępstwach korupcyjnych, jakich mogli się dopuścić pracownicy i urzędnicy MON i PGZ – dotyczących np. zamówień zbrojeniowych czy utrzymania sił zbrojnych?

Wielu komentatorów uważa, że zatrzymanie Bartłomieja M. ma związek z odstawionym na boczny tor Antonim Macierewiczem, w którego Kaczyński – w ramach wewnętrznych rozgrywek w PiS – chciał uderzyć. Inni widzą tu ruch wyprzedzający wobec spodziewanej publikacji niewygodnych dla PiS – i w rzeczy samej kompromitujących jej prezesa – nagrań, w posiadaniu których była od pewnego czasu redakcja „Gazety Wyborczej”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że na Nowogrodzkiej postanowiono upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

– W politycznych kuluarach krążą pogłoski i spekulacje o materiale śledczym, który jedna z gazet w najbliższym czasie ma opublikować. Nie wiemy, co to za materiał, jakiego charakteru informacje będą tam zamieszczone, natomiast całą akcję z panem Bartłomiejem M. interpretuje się w taki sposób, że być może jest to krok wyprzedzający to, co nas czeka w najbliższym czasiekomentował tuż po aresztowaniu Bartłomieja M., a na dzień przed ujawnieniem taśm Kaczyńskiego Rafał Kalukin z POLITYKI.

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek zatrzymanie szefa biura politycznego MON przedstawiała z kolei tak: „Prezes Jarosław Kaczyński wielokrotnie mówił, że nie będzie świętych krów. Wszyscy wobec prawa są równi bez względu na legitymacje i sympatie polityczne”. Trzeba jednak zauważyć, że te konkretne „nieświęte” krowy PiS nie należą do najważniejszych w stadzie. – Bartłomiej M. jest jednym z symboli pazerności władzy. Nie pełni już żadnych funkcji w obozie władzy, a jego patron Antoni Macierewicz jest już praktycznie politykiem skończonym, więc była to dosyć bezpieczna decyzja – uważa Kalukin.

Czy afera związana z zatrzymaniem pod korupcyjnymi zarzutami pracowników PGZ i MON miała przykryć aferę z taśmami Kaczyńskiego, odwrócić od niej uwagę, pokazać sprawność organów PiS i to, że sprawiedliwość, jaką kieruje się resort Zbigniewa Ziobry, jest rzeczywiście ślepa? Ale w takim razie – skąd ponadpółroczna zwłoka?

Reklama
Reklama