Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wąsaty wuj Jarosław. Po co Kaczyński jeździ po kraju

Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Olsztynie Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Olsztynie Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Wyborcza.pl
Prezes PiS przy okazji spotkań z partyjnym aktywem obraża różne – wydaje się, losowo wybrane – grupy społeczne, tym razem młode kobiety. Czy stoi za tym jakiś makiaweliczny plan?

W ten weekend Jarosław Kaczyński zajął się demografią. Otóż dzieci się nie rodzą, bo młode kobiety piją tyle samo alkoholu co ich rówieśnicy. No i jak do 25. roku życia „dają w szyję”, to potomstwa z tego nie będzie – zarechotał prezes, a za nim sala. Wcześniej wyłożył, że mężczyznom uzależnienie od alkoholu zajmuje średnio 20 lat picia, kobietom – tylko dwa. Cóż, Związek Radziecki miał swojego Wielkiego Językoznawcę, my mamy Wielkiego Demografa.

Prezes na wyciągnięcie ręki

Kaczyński od kilku miesięcy jeździ po kraju i spotyka się ze starannie wyselekcjonowaną publicznością składającą się z lokalnych dygnitarzy, posłów PiS oraz partyjnego aktywu. Żadnych przypadkowych gości (czasem się jakiś zaplącze, to go się wyprowadzi z sali). Scenariusz jest zawsze ten sam: najpierw prezes wygłasza polityczne przemówienie, w którym wychwala historyczne – jego zdaniem – osiągnięcia rządów PiS oraz dyskwalifikuje opozycję jako zdrajców Polski, niemieckich i brukselskich pachołków, a także „komunistów i złodziei” (taki okrzyk Kaczyńskiego z dawnej demonstracji nie był przypadkowy, ostatnio długo wywodził, że PiS to taka mniej więcej „Solidarność”, a opozycja to z grubsza komuniści).

Potem następują pytania od publiczności, ale ich treść przechodzi przez podwójne sito: po pierwsze, publiczność, jak wspomniałem wyżej, to sami zwolennicy prezesa. Po drugie, prowadzący spotkania działacze zbierają je na kartkach i wybierają te, które ich zdaniem będą dla lidera PiS najwygodniejsze. Kaczyński nie unika zresztą mówienia o problemach, ale chodzi tu o to, żeby partyjni działacze wiedzieli, jak odpowiadać na trudne pytania swoim znajomym, rodzinie czy sąsiadom. Poza tym przyjazna publiczność zawsze ze zrozumieniem przyjmie wyjaśnienie prezesa, dlaczego winne są obiektywne trudności oraz antypolska opozycja. Wszystko to odbywa się w nastroju może nie rockowego koncertu, ale na pewno poruszenia wśród publiczności: że taka gwiazda jak Jarosław Kaczyński, zwykle oglądana na ekranie telewizora czy komórki, jest tu, na miejscu, omalże na wyciągnięcie ręki.

Na każdy temat

To w sesji pytań i odpowiedzi najczęściej zdarzają się Kaczyńskiemu różne wycieczki osobiste, tak jak ta o kobietach (szczególnie oburzająca, bo to polityka PiS – m.in. wyrok TK w sprawie aborcji czy cofnięcie finansowania metody in vitro – w dużym stopniu przyczyniła się do demograficznej zapaści kraju). Dostaje się opozycji, Niemcom, urzędnikom Komisji Europejskiej, zgniłemu Zachodowi, osobom transpłciowym i innym aktualnym wrogom ojczyzny według PiS. Ale są też inne historie, jak z tytułu dawnego talk show „Na każdy temat”: o tym, jak mieszać węgiel z kraju i zagranicy, jak się rzeczy mają w Anglii i Niemczech, o tym, że za poprzednich rządów Polacy wyjadali dzikom kartofle w lesie itd. itp. Od czasu do czasu jako balon próbny Kaczyński rzuci jakąś propozycję polityczną (w ten weekend testował możliwość wprowadzenia podatku katastralnego, który nazwał „podatkiem od niezamieszkałych mieszkań”).

Jego spotkania mają bowiem podwójną widownię: oprócz zgromadzonego aktywu Kaczyńskiego pilnie oglądają je widzowie telewizji informacyjnych, które skrzętnie transmitują każde słowo prezesa. A potem zajmują się nimi dziennikarze i publicyści, przede wszystkim krytyczni wobec PiS, którzy te słowa wałkują na wszystkie strony. Część analityków zdążyła napisać, że Kaczyński strzela sobie w stopę – obrażając po kolei różne grupy elektoratu i opowiadając banialuki, zmierza prostą drogą do porażki wyborczej swojej partii. Ale czy na pewno tak jest?

Drugie dno? Trzecie?

Spora część publiczności obserwująca działania prezesa szuka w nich drugiego czy trzeciego dna, sprytnego planu czy genialnej strategii. Zwykle nie ma to pokrycia w rzeczywistości, a prezes PiS dość często po prostu mówi, dlaczego coś robi. Przed wyruszeniem w trasę po Polsce zapowiadał, że struktury PiS są w kiepskim stanie, popadają w apatię i trzeba je zmobilizować na rok przed wyborami. Pierwszym impulsem była reorganizacja tych struktur i personalne roszady, teraz partyjny aktyw ma poruszyć tournée Kaczyńskiego. I rzeczywiście, patrząc na atmosferę spotkań, na działaczy, którzy koniecznie się muszą wcisnąć na salę i zrobić selfie z prezesem w tle, widać, że ten skutek prezes PiS osiąga.

Ale to nie jest jakaś wielka ofensywa, raczej działanie defensywne, plewienie własnego ogródka. Chodzi o to, żeby przed kampanią wyborczą, w której PiS będzie mobilizować wyborców, najpierw zagonić do ciężkiej pracy swój partyjny aktyw. Bo to na jego barkach będzie spoczywała ciężka kampanijna praca. Kaczyński jedzie więc „do swoich po swoje” – tu celem nie jest pozyskanie jakiegoś nowego elektoratu czy odzyskanie utraconych wyborców, na takie próby przyjdzie czas później.

Przecież to „swój chłop”

Oczywiście regularne śledzenie przez komentatorów i część opinii publicznej coweekendowych spotkań prezesa PiS pozwala stwarzać wrażenie, że partia rządząca wciąż utrzymuje inicjatywę na scenie politycznej. Choć nieporadność w radzeniu sobie z kryzysami i powoli, ale systematycznie opadające sondaże świadczą o tym, że wcale tak nie jest.

Kaczyński podczas swoich występów lubi też „przeciągnąć prętem po kratach”, czyli oburzyć swoich przeciwników, według popularnej na polskiej prawicy zasady: „Słychać wycie? Znakomicie”. Zgodnie z polaryzacyjną, kibicowską logiką polskiej polityki w ostatnich latach zwolenników PiS może to tylko ucieszyć. A przy okazji też odwrócić uwagę od najpoważniejszych problemów (drożyzna, ceny energii, braki w państwowej kasie) czy afer (ostatnio np. finansowania partii przez prezesów partyjnych firm). Od weekendu większość mediów dyskutuje o kobietach „dających w szyję”, posłowie Lewicy zgłosili nawet w tej sprawie wniosek do komisji etyki poselskiej. Inne sprawy zeszły na dalszy plan.

I na koniec: Kaczyński po prostu lubi sobie pogadać, właśnie „na każdy temat”. Z różnych jego wcześniejszych wypowiedzi wynika, że sam uważa się za erudytę, który zna się w zasadzie na wszystkim. Kiedyś chwalił się np., że w pamięci szybko policzył koszty programu 500 plus. A w dodatku pokaże publiczności, że nie jest politycznym cyborgiem, tylko umie rzucić grubszym żartem, tak jak wąsaty wuj na weselu. To ma wyłożyć elektoratowi: „no, jestem inteligentem z Żoliborza, ale tak naprawdę to ze mnie jest swój chłop, taki jak wy”. Lecz to już cele osiągnięte na marginesie spotkań, w których chodzi przede wszystkim o mobilizację działaczy. A jak wszyscy to co weekend tak skrzętnie oglądają, to grzech byłoby nie skorzystać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną