Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau przedstawił w czwartek w Sejmie długi i monotonny referat sprawozdawczo-programowy o kierunkach prac swego resortu w bieżącym roku. Bez charyzmy, ale dający wgląd w to, jak ją sobie wyobraża jego obóz polityczny. Mówił do pustawej sali, która reagowała rachitycznymi oklaskami. Czyżby większość posłów i posłanek nie była zainteresowana tematem? A może z góry uznała, że i tak to nie w al. Szucha, ale na Nowogrodzkiej ustala się cele i priorytety polskiej polityki zagranicznej pod rządami PiS?
Polska stawia na Bidena
Dwie rzeczy Rau wyeksponował: wojnę w Ukrainie i obiekcje do roli Niemiec i Francji w jej kontekście. Kwestia wojny była wyraźnie najważniejsza, czemu trudno się dziwić. Gdyby dziś w Polsce rządziła Platforma Obywatelska lub Lewica, musiałaby się także skoncentrować na poparciu Ukrainy i potępieniu agresji Rosji. Leży to po prostu w naszym interesie narodowym. Rau proponuje wypowiedzenie aktu stanowiącego NATO–Rosja z 1997 r. To główny konkret polityczny zawarty w jego wystąpieniu. Rosyjska inwazja na Ukrainę odebrała sens temu porozumieniu, a to na jego podstawie Putin usiłuje ją uzasadnić. Propozycja jest więc słuszna, tyle że w praktyce to forum atlantycko-rosyjskie jest już martwe, więc wątpliwe, czy Sojusz ją podejmie.
Podobnie martwa jest polityka Niemiec i Francji wobec Rosji. Oba europejskie mocarstwa zrewidowały ją radykalnie. Włączyły się do pomocy militarnej, dyplomatycznej, materialnej i humanitarnej dla Ukrainy. Ostatnio prezydent Macron zaproponował wprawdzie swój plan pokojowy, który miałby być wyrazem jakiejś „autonomicznej strategii” europejskiej. Zapewne należy to rozumieć jako typowe dla polityki francuskiej dystansowanie się od USA w roli lidera Zachodu.
Minister Rau zaznaczył, że odnosi się sceptycznie do tej inicjatywy. Potwierdził tym samym, że Polska pod rządami PiS uznaje kluczową rolę Ameryki i orientuje się na Waszyngton Bidena. Pytanie tylko, czy polityka amerykańska wobec Rosji i Ukrainy nie zmieni się po ewentualnej wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?
Czytaj też: Polska wieś ważnym punktem na mapach wojskowych USA
Eurosceptyczny Zbigniew Rau
Polska nie jest mocarstwem i musi być spolegliwym partnerem nie tylko Ameryki, ale i Unii Europejskiej. Tymczasem Rau uderzył w ton „eurosceptyczny”: Polska pod rządami PiS odrzuca „niepożądany aktywizm”, rzekomo naruszający różnorodność i „konstytucyjną tożsamość” państw członkowskich. To zapewne aluzja do zatargu na tle poszanowania praworządności, wywołanego przez ziobrystów. Właśnie nadeszła wiadomość, że Komisja Europejska odrzuciła prośbę rządu polskiego o nienaliczanie dalszych kar za niewykonywanie orzeczeń TSUE w tej sprawie (wysokość kary przekroczyła już pół miliona euro). Sojusz polsko-amerykański należy rozwijać, ale nie kosztem naszych relacji z UE.
W podobnym pisowskim duchu minister Rau zahaczył Niemcy. Podtrzymał roszczenia reparacyjne i zauważył zgryźliwie, że w „Europie nie ma powszechnego zainteresowania tym, aby powierzyć Niemcom przywództwo kontynentu”. Być może nie ma, ale nie ma też zainteresowania przywództwem Rosji, i o to dziś chodzi, by konsens europejsko-amerykański w tej sprawie wzmacniać.
Dokąd zmierza Polska PiS
Rau parę razy powtórzył, że chce „ambitnej” polskiej polityki zagranicznej i że Polska nigdy nie była mocarstwem kolonialnym, więc daje jej to fory w krajach globalnego Południa. Nie obyło się bez przywołania słów marszałka o „licytowaniu polskich spraw wzwyż”. Skrzydlate słowa kraszą referaty, ale prawda historyczna jest nieco bardziej skomplikowana. Historycy spierają się, czy jednak wobec Rusi dawna Polska nie miała podejścia „kolonialnego”, a przed II wojną światową działała Liga Morska i Kolonialna, dążąca do uczynienia z Polski mocarstwa kolonialnego.
Minister Zbigniew Rau nie powiedział w Sejmie wielu rzeczy, które interesują dziś opinię publiczną. Nie krył rozczarowania prorosyjską polityką Węgier, ale nie powiedział, czy Polska pod rządami PiS podziela krytykę polityki węgierskiej na polu praworządności. Nie poinformował Sejmu o tym, jakie działania podjął w sprawie oddania przez Rosję wraku samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem. Nie wyjaśnił, czy Polska pod rządami PiS nadal chce uczestniczyć w budowie sojuszu antyunijnej koalicji sił skrajnie prawicowych. Nie zajął stanowiska wobec autorytarnych zakusów premiera Izraela. Podkreślił słusznie, że prawa człowieka są niepodzielne, ale nie dodał, że także w Polsce.