Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Zaczęło się od Adama

Niejednokrotnie przegrywał castingi. Był za przystojny. Sylwetka Adama Hanuszkiewicza

W latach 70. ubiegłego wieku Adam Hanuszkiewicz był prawdziwym idolem, chociaż samo słowo było wówczas rzadko używane. W latach 70. ubiegłego wieku Adam Hanuszkiewicz był prawdziwym idolem, chociaż samo słowo było wówczas rzadko używane. Krzysztof Świderski / PAP
Pod wieloma względami był w polskim powojennym teatrze nowatorem i prekursorem. Na jego premiery konserwatywna publiczność reagowała mniej więcej tak, jak dzisiaj odnosi się do propozycji młodych, poszukujących reżyserów.

W filmie Jerzego Skolimowskiego „Ręce do góry” grał Romea, który pytany, dlaczego nie został weterynarzem na prowincji, odpowiadał pytaniem: Z moim wyglądem? Było to w 1967 r. i Adam Hanuszkiewicz istotnie wyglądał jak amant z czasów starego, dobrego amerykańskiego kina. Co w naszych realiach nie było bynajmniej atutem; niejednokrotnie tracił szansę zagrania w filmie, ponieważ zdaniem ówczesnych specjalistów od castingu był za przystojny. Zwłaszcza w czasach, kiedy na ekranie miał dominować lud pracujący miast i wsi. Paradoksalnie, ten urodzony aktor filmowy miał się spełnić w teatrze.

Był przede wszystkim aktorem – także wtedy, kiedy odgrywał rolę reżysera czy dyrektora teatru. Jego dawni aktorzy do dziś potrafią parodiować swego dawnego szefa, kiedy na przykład ze sztuczną powagą ogłaszał: „Proszę wszystkich do gabinetu!”. Grał w wielu swych przedstawieniach, nawet w takich, w których nie było dla niego roli, jakby nie chciał zejść ze sceny. Ale i tego było jeszcze mało. Słynne były pogadanki Hanuszkiewicza po zakończonym spektaklu, kiedy tłumaczył widowni sens, polemizował z historykami teatru i krytykami, ale też komentował rzeczywistość, nawet bieżące wydarzenia polityczne. Zawsze wierzył w teatr, który ma coś ważnego widzowi do powiedzenia.

Pod wieloma względami był w polskim powojennym teatrze nowatorem i prekursorem. Na jego premiery konserwatywna publiczność reagowała mniej więcej tak, jak dzisiaj odnosi się do propozycji młodych, poszukujących reżyserów. Krytyków też nie zawsze miał po swojej stronie. Nie przejmując się często niesprawiedliwymi recenzjami, po prostu robił swoje. Z klasyką nie obchodził się jak ze świętością. Autor napisał dramat i umarł – przekonywał – a teraz reżyser musi jego dzieło przełożyć na język współczesności.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Kultura; s. 102
Oryginalny tytuł tekstu: "Zaczęło się od Adama"
Reklama