Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Twórca komiksów: Nam izolacja wyszła na dobre

Plansza z komiksu „Bajka na końcu świata” Plansza z komiksu „Bajka na końcu świata” mat. pr.
Na początku martwiłem się zamknięciem, teraz się martwię otwarciem – mówi Marcin Podolec, rysownik, który oprowadza dzieci po końcu świata.
Marcin PodolecWiktoria Podolec Marcin Podolec

JAKUB DEMIAŃCZUK: – Jak sobie radziłeś z przymusową kwarantanną? Niektórzy twórcy komiksów mówią, że w ich przypadku niewiele zmieniła, bo i tak siedzieli przy biurkach i rysowali.
MARCIN PODOLEC: – Pod tym względem rzeczywiście tak to wyglądało, głównie dlatego, że pracuję w tej chwili nad dłuższymi projektami. Robię kolejny album komiksowy i średniometrażową animację, a to trwa miesiącami. Moje studio filmowe Yellow Tapir Films przestawiło się na pracę zdalną. Film „We Have One Heart” Katarzyny Warzechy, do którego robiliśmy animacje, zaczął właśnie życie festiwalowe, ale tylko online. Pracowaliśmy nad nim ponad półtora roku i gdy nadszedł ten długo oczekiwany moment premiery, spotkań z widzami i krytykami, nie możemy być obecni. Dla twórców to trudna sytuacja. Za to z punktu widzenia życia rodzinnego to jest bezcenny czas.

W jakim sensie?
Izolacja wiele zmieniła w życiu mojej żony i moim. Wreszcie mamy wolne weekendy, pierwszy raz od nie wiadomo kiedy. Nasz kalendarz wyjazdowy był bardzo wypełniony, przypominał maraton, który miał się zakończyć dopiero na początku wakacji, a ja i tak dopisywałem do niego kolejne wydarzenia. A to przecież nie tylko spotkania, na których opowiem o swoim komiksie, rozdam parę autografów i gotowe. To często wyjazdy biznesowe, formalne, związane z pracą studia. Zwolnienie obrotów było wymuszone, a pandemia budzi niepokój, lecz jednocześnie mamy czas dla siebie, więcej ze sobą rozmawiamy, razem gotujemy, oglądamy i czytamy więcej rzeczy, chodzimy na długie spacery – gdy były zamknięte parki, zabieraliśmy psa za Łódź, dzięki czemu odkryliśmy wiele pięknych miejsc w okolicy. Sytuacja jest więc nieprzyjemna, ale nam wyszła na dobre. I teraz zaczynam się zastanawiać, czy wyciągniemy z tego wnioski. Na początku martwiłem się zamknięciem, teraz się martwię otwarciem.

Czytaj też: Jak wygląda polski dom

Ale epidemia musiała pokrzyżować ci jakieś większe plany. We Francji zaczęła się niedawno ukazywać twoja „Bajka na końcu świata”, a tymczasem wszystkie imprezy i spotkania promocyjne zostały odwołane w całej Europie, nie tylko u nas.
No tak, tu wszystko się posypało. W Niemczech ukazał się niedawno mój komiks „Ossi” [niepublikowany w Polsce – red.], historia Oskara Rohra, piłkarza, któremu wojna zniszczyła karierę. Niemiecki wydawca zapraszał mnie na targi w Lipsku, uruchomił naprawdę dużą machinę promocyjną, poumawiał sporo wywiadów, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Plany związane z promocją „Bajki” we Francji również trzeba było zmienić.

Jak Francuzi przyjęli tę serię?
Stwierdzili, że jest w moich pracach jakiś wschodni zaśpiew, od razu widać, że to komiks ze Wschodu, czego w ogóle nie podejrzewałem. Dzięki temu „Bajka” się wyróżniła. Na festiwalu w Angoulême [jedna z największych imprez komiksowych na świecie, odbywająca się w styczniu każdego roku – red.] odwiedzający wnikliwie przeglądali komiks, a potem wracali, by go kupić. Ale na bardziej wymierne reakcje trzeba poczekać, aż czytelnicy zobaczą, że to seria, która się rozwija, w którą warto inwestować swój czas. Trzeci tom ukaże się we Francji w lecie. W tym roku pojawi się też wydanie hiszpańskie: dwie części w jednym tomie. Jestem ciekawy tego eksperymentu, bo czas, sposób, w jaki odczuwają go bohaterki, jest szalenie ważny w tym komiksie. I to podwójne wydanie może zadziałać na plus dla „Bajki”.

Czytaj też: Marcin Podolec o komiksowych adaptacjach reportaży i piosenek

Odwołane imprezy i spotkania promocyjne sprawiają, że czytelnicy nie mają szans na autograf czy rysunek w komiksie.
Rysowanie to samotnicza praca, co najwyżej wymieniam maile z wydawcą albo scenarzystą, więc te spotkania są dla mnie bardzo ważne. Widząc ludzi, którzy przyjeżdżają z całego kraju, żeby pogadać o komiksach, podzielić się uwagami, wziąć autograf, czuję, że nie działam w próżni. A od kiedy rysuję komiksy dla dzieci, dostaję od czytelników jeszcze więcej energii zwrotnej. Rodzice przesyłają mi anegdoty, jak ich dzieci zinterpretowały mój komiks. Na warsztatach, które prowadzę, dzieciaki chętnie dzielą się tym, jak zrozumiały lekturę „Bajki” czy „Bardzo dzikiej opowieści”. W komiksie dziecięcym znalazłem nowe zasoby paliwa do działania.

„Bajka na końcu świata” to historia postapokaliptyczna, która dziś nieoczekiwanie nabrała nowych znaczeń. Czy tworząc „Bajkę”, zastanawiasz się, jak opowiadać dzieciom o trudnych sprawach? O samotności, śmierci, o tym, że świat może zmienić się na gorsze?
Podczas wstępnych prac nad „Bajką” założyłem jedynie, że będzie dużo humoru i przygody. Sam pomysł na serię – Wiktoria i suczka szukają rodziców dziewczynki w postapokaliptycznym świecie – oraz jej scenografia budują ten sentymentalny, smutny i nieco straszny klimat. A ja łagodzę tę wizję poprzez dialogi i akcję. Nie czuję się uprawniony do robienia poważnego, smutnego komiksu dla dzieci. Lubię smutek, uważam go za emocję równoprawną do radości, podobnie strach i poczucie bezpieczeństwa, dlatego chcę opowiadać o wszystkich tych uczuciach. Lecz to przede wszystkim komiks o nadziei, symbolizowanej bardzo dosłownie przez światełko na niebie, za którym podążają bohaterki. Cieszy mnie, że lektura „Bajki” jest pretekstem do rozmów o ekologii, zmianach klimatycznych, rozdzieleniu z rodzicami, o przyspieszonym wchodzeniu w dorosłość. Myślę, że dzięki ostatnim wydarzeniom czytelnicy mogą lepiej wczuć się w atmosferę z moich albumów. Ja również. Pewnego wieczoru szedłem z Bajką opustoszałymi ulicami Łodzi, mijaliśmy zniszczone kamienice, na chodniku stał porzucony wózek zakupowy i uderzyło mnie, że to scena jak z „Drogi” Cormaca McCarthy′ego albo z mojego własnego komiksu. Ucieszyło mnie to i przeraziło jednocześnie.

Czytaj też: Komiksy o apokalipsie

W najnowszym tomie „Bajki” pojawia się postać Ćmy, którą wymyśliła jedna z młodych czytelniczek. Często zmieniasz swój komiks pod wpływem odbiorców?
Gdy pracuję nad komiksem, szczególnie takim, który sam piszę, dopuszczam element improwizacji. Mam szkielet scenariusza, wiem, co się będzie działo i dokąd zmierza historia, ale jednocześnie jestem wyczulony na zewnętrzne sugestie i propozycje. Na przykład ojciec jednej z czytelniczek napisał, że po lekturze pierwszego tomu „Bajki” muszą teraz z córką chodzić na czworaka na siku przed snem, bo w ten sposób odgrywają jedną ze scen. A potem na spotkaniach okazało się, że wielu czytelników pamięta i lubi tę scenę. Od tamtej pory staram się czasami przemycić ten wątek – akcja biegnie do przodu, ale ktoś nagle mówi: „sorry, przerwa, bo ja muszę siku”. Więc nie zmieniam całej historii, ale próbuję wyjść naprzeciw oczekiwaniom dzieci. Wspomniana przez ciebie Ćma została bardzo dobrze przyjęta, więc myślę, że w kolejnych tomach dostanie nieco większą rolę do odegrania.

Czytaj też: 10 komiksów, które przybliżą ci świat

Rzadko umieszczasz w komiksach aluzje czytelne tylko dla dorosłych, ale w nowej „Bajce” pojawia się nowy bohater – pies, który więzi inne zwierzęta w klatkach. Ta postać skojarzyła mi się z „Czasem apokalipsy”.
Nawet nazywa się Pułkownik. Nie jestem fanem takiego mrugania okiem do dorosłych odbiorców w stylu „Shreka”, bardzo szybko zmęczyła mnie taka konwencja. Czasami sam tak robię – Pułkownik jest tego najlepszym przykładem, bo tu rzeczywiście podkładką był film Coppoli – staram się jednak tego unikać. Zdarza mi się cytować piosenki, przerabiać przysłowia... Ostatnio zaprojektowałem jedną postać tak, by wyglądała jak piosenkarka Brittany Howard. Nie zawsze mam dla tych zabiegów wytłumaczenie. To raczej strumień świadomości niż próba dołożenia dodatkowej warstwy intelektualnej czy polemiki z innymi dziełami.

W ciągu dziesięciu lat narysowałeś kilkanaście komiksów…
Drugi tom „Bardzo dzikiej opowieści”, który ukaże się w tym roku, będzie moim piętnastym albumem.

Czytaj też: Zapomniani twórcy komiksowych superbohaterów

A do większości z nich sam napisałeś scenariusze. Skończyłeś łódzką Filmówkę, robisz animacje, założyłeś własne studio. Na dodatek nie pozwalasz się łatwo zaszufladkować jako twórca takich czy innych opowieści, zmieniasz tematy i style.
Żeby się nie nudzić. Wejście w świat komiksu dziecięcego było dla mnie nowym otwarciem po dłuższej przygodzie z albumami dokumentalnymi, reportażowymi. Gdy robię komiksy dla dorosłych, bardzo się spinam, chcę udowodnić coś światu. A kiedy rysuję dla dzieci, ta sztuczna presja znika. Kolejne tomy „Bajki” powstają szybko, a ja myślę tylko o tym, by dać dzieciom fajnych bohaterów i dialogi, które zapadną w pamięć. To odświeżające. Tak samo jak w opowieściach dokumentalnych, choć przecież na zupełnie innej płaszczyźnie, przemycam dużo zaobserwowanych sytuacji, gestów, tekstów. Gdy zaczynałem pracę nad tą serią, w ogóle nie umiałem rysować psów. Podpatruję więc mojego psa, prawdziwą Bajkę, i mnóstwo się od niej uczę. Samo ustawienie uszu czy ogona daje mnóstwo sygnałów, które potem staram się przemycić do albumów o jej przygodach.

Masz rozpisane plany na następne tomy „Bajki”?
Tak, choć zostawiam sobie pewien margines i jeszcze nie wiem, czy będzie to osiem czy dziewięć części. Ale chciałbym, żeby to była zamknięta historia, żeby czytelnicy mieli pewność, że zmierza do rozwiązania. A zawsze przecież można dorysować spin off z którąś z postaci. Chciałbym, żeby po lekturze „Bajki” czytelnik miał wrażenie, jakby spędził z bohaterami tydzień, dwa, jakby właśnie wrócił z nimi ze szkolnej wycieczki. Chodzi mi o ten moment, kiedy wysiadasz z autobusu, żegnasz się z kolegami i od razu brakuje ci tego wspólnie spędzanego czasu, wspólnego języka, szumu. Chciałbyś jeszcze choć chwilę z nimi w tym autokarze posiedzieć.

Czytaj też: Czy polska animacja dla dzieci zyska światową renomę?

Co będzie następne? Wiem, że planujesz kolejny komiks dla dorosłych.
Zanim zaczęła się moja przygoda z komiksem i filmem, przez sześć lat trenowałem koszykówkę. I do dziś śnią mi się treningi, wycisk, jaki dostawaliśmy od trenera, konfliktowe sytuacje – czuję, że to nierozliczony temat. Chcę o tym zrobić komiks. To nie będzie opowieść autobiograficzna, ale wywiedziona z moich doświadczeń i obserwacji: przedmeczowej spinki, wyjazdu na zagraniczny turniej, identyfikacji z drużyną, ale też brutalności i agresji, jakimi przesycone jest środowisko sportowe, niskich uczuć, chęci zemsty lub upokorzenia kogoś. Mam już szkic scenariusza, to będzie gruba rzecz, połączenie wszystkiego, czym zajmowałem się do tej pory. Ale pomysł na komiks koszykarski nie oznacza, że porzucę komiksy dla dzieci i że nigdy nie zajmę się komiksem dokumentalnym. Chętnie narysuję jakiś reportaż, jeśli tylko pojawi się ciekawy temat.

Napisałeś kiedyś: „Rzucałem to całe rysowanie chyba z dziesięć razy, ale zawsze wracałem”. Teraz już chyba nie rzucasz.
Kiedyś chciałem rzucić rysowanie, bo przeżywałem typową dla studentów animacji frustrację. Na trzecim, czwartym roku studiów dopada cię totalne poczucie bezradności i przekonanie, że to, czego się nauczyłeś, nie zapewni ci w przyszłości utrzymania. Innym razem rezygnowałem z rysowania, bo nie umiałem czegoś zrobić tak, jak moi idole. Teraz już nie mam takich myśli. Jeśli już, to bardziej boję się wypalenia. Choć przez kwarantannę tak się rozpędziłem, że przynajmniej w najbliższych miesiącach mi ono nie grozi. Jeszcze jakiś czas porysuję te komiksy.

Marcin Podolec (ur. 1991 r.) – rysownik, scenarzysta, autor komiksów i filmów animowanych. Laureat nagród m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, Krakowskim Festiwalu Filmowym oraz Festiwalu „Młodzi i Film” w Koszalinie. Jego komiksy poza Polską wydawane są m.in. we Francji, Hiszpanii, Niemczech i Włoszech.

Czytaj też: Komiksy czerwca 2020

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną