Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Jurassic World: Dominion”. Niegodne pożegnanie serii

Kadr z filmu „Jurassic World” Kadr z filmu „Jurassic World” mat. pr.
Finałowa odsłona nowej trylogii o dinozaurach jest najsłabszą z dotychczasowych. Efektowność i sceny akcji nie są w stanie wynagrodzić lenistwa scenarzystów, którzy nie potrafili znaleźć niczego ciekawego do roboty powracającym do franczyzy Samowi Neillowi, Laurze Dern i Jeffowi Goldbloomowi.

Zaczęło się w 1993 r. od „Parku Jurajskiego” w reżyserii Stevena Spielberga. I był to jeden z filmów, które ukształtowały historię kina. W kolejnych latach pojawiały się kontynuacje: „Zaginiony świat: Jurassic Park” (1997) oraz „Park Jurajski III” (2001), którym nie udało się powtórzyć magii oryginału. Franczyza hibernowała, aż w 2015 r. niespodziewanym hitem okazał się „Jurassic World”. Film Colina Trevorrowa, choć niepozbawiony wad, zarobił blisko 1,7 mld dol. i z miejsca tchnął nowe życie w jurajską trylogię.

„Jurassic World: Upadłe królestwo” (reż. J.A. Bayona) do kin weszło w 2018 r., i choć recenzje były mało entuzjastyczne, próg miliarda dolarów został ponownie przekroczony. Przy zamykającym wątki serii filmie „Dominion”, gdzie dodatkowo mieli powrócić bohaterowie pierwszego filmu, studio ponownie zaprosiło do współpracy Trevorrowa, który nie tylko reżyserował, ale również, wraz z Emily Carmichael, był odpowiedzialny za scenariusz.

Czytaj też: Dinozaury z „Jurassic World” na wolności

Dinozaury pędzą w tle

„Jurassic World: Dominion” okazał się jednak filmem wyjątkowo nieudanym. Jak rzadko trudno znaleźć w dziele Trevorrowa jakiekolwiek zalety.

Można by oczekiwać, że w historii tak nastawionej na kinowy spektakl wyróżniać się będzie przynajmniej warstwa wizualna. I faktycznie, znajdzie się trochę interesujących ujęć. Zabrakło natomiast konsekwencji. Otwierająca scena ataku dinozaura na łódź odznacza się niesamowitym realizmem, dynamizmem i ciekawą pracą kamery... i coś takiego przez kolejne ponad dwie godziny już się nie powtórzyło.

Wręcz przeciwnie, skaczemy między galopującym na koniu Chrisem Prattem, wyglądającym jak „doklejony” na tło z pędzącymi dinozaurami, a słabo oświetlonymi pojedynkami tyranozaura z innymi dinozaurami (które to walki, inaczej niż choćby w „Jurassic World”, nie mają dla nas znaczenia, bo zdarzają się losowo i w zasadzie nie dotyczą postaci ludzkich). Z efektów specjalnych cieszą chyba tylko momenty, gdy pojawiają się dinozaury mechatroniczne zamiast tworzonych cyfrowo.

Czytaj też: Filmowcy odchodzą od komputerowych efektów specjalnych

„Jurassic World” bez scenariusza

Największym grzechem „Dominion” jest jednak szokująco zły scenariusz. Łatwo odtworzyć proces pisania tej historii przez Trevorrowa, który zaprojektował szereg efekciarskich sekwencji, dobierając do nich kolejne dinozaury, następnie wybrał trochę ciekawych lokacji, ale nie kłopotał się już pozszywaniem tego wszystkiego w jakkolwiek spójną całość. Przez to film jest do przesady napchany postaciami i wątkami, a jednocześnie zaskakująco pusty.

Najlepszym przykładem niedbalstwa i lenistwa twórców są postacie Alana Granta, Ellie Sattler i Iana Malcolma, czyli tria z „Parku Jurajskiego”. Nie dość, że ich zaangażowanie w historię nowych bohaterów i nowego parku było wyjątkowo pretekstowe (groźba globalnej katastrofy, tak lekceważona jednak, że ostatecznie rozwiązana poza fabułą właściwą filmu; jeżeli się nad tym zastanowić, działania zwłaszcza Sattler i Granta były do niczego niepotrzebne), dodatkowo same spotkania „starej” i „nowej” ekipy oparte były wyłącznie na przypadkowym wpadaniu na siebie pośród chaosu.

Czytaj też: Spielberg największym reżyserem naszych czasów?

Byle były dinozaury

Symbolem podporządkowania scenariusza nie logice fabuły, ale doraźnym potrzebom kolejnych scen, niech będzie dzierżona przez Granta pochodnia, którą zmajstrował z leżącej ot tak na ziemi szmaty, a która płonęła solidnie przez kilkanaście minut. Dlaczego? By potem odganiać ją atakującego dinozaura. I tak w kółko, w niemalże każdej scenie – bohaterowie są tak bardzo podporządkowani potrzebom efektowności, że grupa uzbrojonych mężczyzn w sytuacji zagrożenia życia nie będzie strzelać do dinozaurów, ale odwróci się do nich plecami, by po chwili dać się im rzecz jasna malowniczo pożreć. Ku uciesze reżysera, zakładam, bo nie naszej.

„Jurassic World: Dominion” jest więc stereotypowym blockbusterem, realizowanym z przekonaniem, że publiczność łyknie wszystko, byle obrazki migały odpowiednio szybko, a dinozaury pojawiały się w każdej scenie.

Jurassic World: Dominion, reż. Colin Trevorrow, prod. USA, 147 min

Czytaj też: Dinozaury uprzykrzają życie w Zatorze

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną