W muzycznym świecie nie ma, i raczej już nie będzie, fenomenu na skalę Stonesów. Chłopcy z okolic Londynu, którzy na początku swojej kariery musieli mieszkać we wspólnym mieszkaniu i kraść struny do gitar, bo nie starczało im pieniędzy z honorarium za nagrane płyty, bardzo szybko przeobrazili się w bijące wszelkie rekordy, także długowieczności, przedsiębiorstwo. Kiedy w 1969 r. pojechali w trasę po USA z własnym systemem dźwiękowym i personelem do jego obsługi, zapełniając po brzegi wszystkie hale koncertowe, w tym słynne nowojorskie Madison Square Garden, byli już potęgą. Mieli też już wtedy ogromne doświadczenie, bo przecież swój tysięczny występ zaliczyli... w 1967 r. To od początku był zespół, który muzykę chciał grać na żywo.
Papież bez posłuchu
Przez 60 lat kariery Stonesom udało się dotrzeć wszędzie tam, gdzie zechcieli. Grali w Europie, USA, Oceanii, Azji i Ameryce Południowej. W ostatnich dwóch dekadach pokonywali kolejne bariery. W 2006 r. zagrali w Chinach, po latach utarczki z tamtejszym rządem, który przedstawiał listę niemal stu powodów, dla których muzyka zespołu może być zagrożeniem dla obywateli, włączając w to wzrost... zanieczyszczenia powietrza. Tego samego roku na brazylijskiej Copacabanie oglądało ich na żywo ok. 1,5 mln ludzi. W 2016 r., po licznych zabiegach dyplomatycznych, zawitali na Kubę, gdzie przez dekady ich muzyka była zakazana. Pierwotny termin darmowego koncertu było trzeba przesunąć o pięć dni, bo w tym samym czasie swoją historyczną wizytę nieoczekiwanie zaplanował prezydent USA Barack Obama. Nowy termin, 25 marca, próbował jeszcze nieskutecznie torpedować apelami papież Franciszek, bo wypadał Wielki Piątek. Jednak religijny kubański lud wybrał błogosławieństwo rock′n′rolla.