Lech Jęczmyk urodził się w Bydgoszczy w 1936 r. („dzieciństwo miałem początkowo rzeczywiście sielskie-anielskie”). Po wojnie, którą jego rodzina spędziła w Warszawie, ukończył Wydział Rusycystyki na Uniwersytecie Warszawskim i po krótkim przystanku w bibliotece Instytutu Spraw Międzynarodowych zatrudnił się w wydawnictwie Iskry (dyrektorem był wówczas Jerzy Wittlin) w redakcji literatur słowiańskich (obejmującej twórczość wszystkich demoludów).
Pierwsze kroki jako tłumacz stawiał, przekładając rosyjskie humoreski dla tygodnika „Itd”, natomiast przekładem powieści zajął się z dwóch powodów – za namową redaktora Ignacego Szenfelda, który twierdził, że porządny redaktor i wydawca powinien także tłumaczyć, i żeby funkcjonować poza systemem. Jako bezpartyjny miał od pewnego szczebla zamkniętą drogę awansu, „kolekcjonował” też zawody, które mógłby wykonywać. Obok tłumacza był to instruktor sportowy – Jęczmyk uprawiał judo, zdarzyło mu się nawet zdobyć brązowy medal. Jak później pisał w biogramie w antologii „PL50+”, był wyrzucany z pracy na polecenie PZPR, później Lecha Wałęsy, a ostatnio kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego.
Tłumacz i redaktor
Gdy był redaktorem w Iskrach, zgłosił się do Państwowego Instytutu Wydawniczego z propozycją tłumaczenia trzech autorów amerykańskich, którzy w Polsce byli wówczas nieznani: „Paragrafu 22” Josepha Hellera, „Kociej kołyski” Kurta Vonneguta i „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, który ostatecznie przełożył ktoś inny.