Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Shane MacGowan (1957–2023). Upić się można było samą muzyką

Shane MacGowan (1957–2023) Shane MacGowan (1957–2023) SplashNews.com / EAST NEWS
Zmarł Shane MacGowan, lider The Pogues, wielki symbol irlandzkiej sceny muzycznej. Przeżył wyjątkowo intensywne życie i był jedną z najbarwniejszych postaci folkowo-punkowego pogranicza.

W wypadku Shane’a MacGowana stan zdrowia był tematem od dawna. Zmarł po ciężkiej chorobie i miesiącach spędzonych na oddziale intensywnej terapii. Już wcześniej miał długi ciąg perypetii zdrowotnych, jeździł na wózku po złamaniu miednicy. Dawno stracił też wszystkie zęby – te nowe były sztuczne, a zabiegi implantologów stały się nawet w jego wypadku tematem programu telewizyjnego. Kiedy więc ostatecznie opuścił nas w wieku 65 lat, wywołało to powszechny zawód, ale nie zdziwienie. Przypomina się raczej zapytania wielokrotnie powracające w ostatnich dekadach: jak to się stało, że nawet tyle udało mu się przeżyć.

MacGowan. Opowieści śmieszne i straszne

Jako człowiek prowadzący bardzo rockandrollowy tryb życia – opowieści snuto na temat ilości używek przechodzących przez garderobę MacGowana – przez lata bywał bohaterem opowieści strasznych i śmiesznych zarazem. A jego portret pojawiał się tu i ówdzie w zestawieniach najbrzydszych muzyków świata albo gwiazd, które zniszczyły narkotyki. W jednym z nich jako „MacGowana sprzed narkotyków” wykorzystano omyłkowo portret irlandzkiego komika Chrisa O’Dowda. Ten miał zresztą okazję poznać się z wokalistą – obaj dostawali jakieś nagrody podczas dużej gali. Menedżer MacGowana podszedł do O’Dowda z informacją, że Shane chciałby go poznać. Ale gdy podszedł do niego, ubrany w białą koszulę (na scenie miał krawat), MacGowan przywitał go krótko: „Dla mnie wódka z tonikiem”. Bo ostatecznie wziął komika za kelnera.

Życie MacGowana, urodzonego w 1957 r. w Anglii syna irlandzkich imigrantów, poza strasznymi i zabawnymi miało aspekty wzruszające i smutne. Bo choć wyrzucony ze szkoły za narkotyki w wieku 14 lat, okazał się niezwykle charakterystycznym wykonawcą i refleksyjnym, uwielbianym autorem, rozkochanym w rodzimej poezji. A przede wszystkim – współtwórcą wyjątkowej konwencji muzycznej. Wyszedł od punka, ale przejął z dobrodziejstwem inwentarza – nie psując tej punkowej energii – wpływy irlandzkiej muzyki ludowej. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, bo rzecz była bardziej skomplikowanym amalgamatem, z wątkami folkloru obcego, a także starego rockabilly. W każdym razie wyszła mu z tego w The Pogues wybuchowa mieszanka – idealna ścieżka dźwiękowa na imprezę straceńców takich jak sam MacGowan. Niczym u wczesnego Toma Waitsa, upić można się było samą muzyką. Te atmosferę i życie lidera The Pogues ostatnio przypominał głośny dokument Juliena Temple’a „Crock of Gold: Kilka kolejek z Shane’em MacGowanem”.

Nonszalancja, pastisz, mistrz

Jak przystało na duszę towarzystwa, MacGowan łatwo nawiązywał artystyczne przyjaźnie – z Joe Strummerem z The Clash, z Sinéad O’Connor (która drugiemu ze swych synów, zmarłemu niedawno, dała na imię Shane na cześć MacGowana) czy wreszcie Nickiem Cave’em, który zakochał się w „prostocie i pięknie” jego tekstów. Ich wspólne nonszalanckie i balansujące na granicy pastiszu wykonanie „What a Wonderful World” w 1992 r., gdy obaj wydawali się być w szczycie kariery, trudno wymazać z pamięci komukolwiek, kto tamte czasy pamięta.

Jako aktor charakterystyczny świata muzyki MacGowan był w ogóle mistrzem drugiego planu, częstym gościem na albumach innych wykonawców i bohaterem wielu fantastycznych duetów. Co zresztą ilustruje bardzo paradoksalna historia jego największego przeboju, którym okazała się piosenka bożonarodzeniowa „Fairytale of New York” (a przy tym duet: z Kristy MacColl). Dotarła do drugiego miejsca brytyjskiej listy bestsellerów, choć była efektem żartobliwego wyzwania, które ktoś mu rzucił. Ale jak to, on miałby nie napisać? Życie MacGowana też było takim wyzwaniem – z jednej strony nęcącym, z drugiej ponurym, pokazującym, jak blisko od euforii do bólu. Lepiej tę legendę wspominać, niż próbować się z nią mierzyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną