W wypadku Shane’a MacGowana stan zdrowia był tematem od dawna. Zmarł po ciężkiej chorobie i miesiącach spędzonych na oddziale intensywnej terapii. Już wcześniej miał długi ciąg perypetii zdrowotnych, jeździł na wózku po złamaniu miednicy. Dawno stracił też wszystkie zęby – te nowe były sztuczne, a zabiegi implantologów stały się nawet w jego wypadku tematem programu telewizyjnego. Kiedy więc ostatecznie opuścił nas w wieku 65 lat, wywołało to powszechny zawód, ale nie zdziwienie. Przypomina się raczej zapytania wielokrotnie powracające w ostatnich dekadach: jak to się stało, że nawet tyle udało mu się przeżyć.
MacGowan. Opowieści śmieszne i straszne
Jako człowiek prowadzący bardzo rockandrollowy tryb życia – opowieści snuto na temat ilości używek przechodzących przez garderobę MacGowana – przez lata bywał bohaterem opowieści strasznych i śmiesznych zarazem. A jego portret pojawiał się tu i ówdzie w zestawieniach najbrzydszych muzyków świata albo gwiazd, które zniszczyły narkotyki. W jednym z nich jako „MacGowana sprzed narkotyków” wykorzystano omyłkowo portret irlandzkiego komika Chrisa O’Dowda. Ten miał zresztą okazję poznać się z wokalistą – obaj dostawali jakieś nagrody podczas dużej gali. Menedżer MacGowana podszedł do O’Dowda z informacją, że Shane chciałby go poznać. Ale gdy podszedł do niego, ubrany w białą koszulę (na scenie miał krawat), MacGowan przywitał go krótko: „Dla mnie wódka z tonikiem”. Bo ostatecznie wziął komika za kelnera.
Życie MacGowana, urodzonego w 1957 r. w Anglii syna irlandzkich imigrantów, poza strasznymi i zabawnymi miało aspekty wzruszające i smutne. Bo choć wyrzucony ze szkoły za narkotyki w wieku 14 lat, okazał się niezwykle charakterystycznym wykonawcą i refleksyjnym, uwielbianym autorem, rozkochanym w rodzimej poezji.