Recenzja filmu: „Rimini”, reż. Ulrich Seidl
Smutna przypowieść o tracącym urodę świecie oraz o egzystencjalnej klęsce ludzi popełniających koszmarne błędy w relacjach ze swoimi bliskimi.
Smutna przypowieść o tracącym urodę świecie oraz o egzystencjalnej klęsce ludzi popełniających koszmarne błędy w relacjach ze swoimi bliskimi.
Walka dobra ze złem wygląda jak w podręczniku HiT Wojciecha Roszkowskiego.
Pełnokrwisty horror, podszyty wisielczym poczuciem humoru, z dobrymi rolami Piotra Żurawskiego i Olafa Lubaszenki.
Łatwo mu wytknąć niedostatek dramaturgii, ale jednocześnie nie sposób odmówić autentyzmu w rejestrowaniu podskórnych napięć straumatyzowanych ludzi i ich strachu.
Tytułowy sklep przypomina odrębną planetę, na której spotykają się sympatyczni kombinatorzy i ludzie skazani na zapomnienie.
Film łączy konwencję kryminału śledczego z wyrafinowaną, skupioną na grze pozorów przypowieścią.
„Baby Broker” to kolejny z filmów, w których japoński reżyser dekonstruuje samą ideę rodziny.
Lena Dunham robi to, co potrafi najlepiej, czyli opowiada o wchodzeniu w dorosłość – choć tym razem w dość nietypowej formie.
Uporczywie powracające w trakcie seansu skojarzenie z wojną wywołaną przez Rosję niestety doskonale podkreśla ponadczasowość przesłania jego filmu.
Tajemnica, brak dopowiedzeń są największą zaletą filmu, który w pełni zasługuje na miano wydarzenia artystycznego.
Pierwszy jawnie autobiograficzny film Lecha Majewskiego, w charakterystyczny sposób prześwietlony magiczną wyobraźnią tego reżysera od lat zaskakującego poszukiwaniem mistycznych korzeni w świecie wydrążonych wartości, wyraźnie podążającym w kierunku cywilizacji śmierci.
W filmie Bławuta chodzi o szaleństwo ginących ludzi. W pełni świadomych, co ich czeka i na co zostali skazani.
David O. Russell, luźno opierając się na faktach i domysłach, nakręcił awanturniczy film szpiegowski, swobodnie przeskakujący między sensacją a komedią.
To delikatnie poprowadzona, subtelna opowieść o sile przywiązania i miłości.
Dokument Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego to przejmujące studium młodego pokolenia Ukraińców próbującego dokonać czegoś na kształt bilansu trwającej od 2014 r. wojny w Donbasie.
Dla zasady, czyli przypomnienia, jak to wszystko wyglądało z zewnątrz, powinno się uważnie przestudiować ten wybitny dokument.
Żuławski poszturchuje narodowe mity, jednocześnie rozdając ciosy na wszystkie strony.
Z taką brutalną dosłownością, a zarazem dogłębnym smutkiem o Marilyn Monroe nie opowiadał w kinie chyba jeszcze nikt.
Sukces filmu nie byłby możliwy, gdyby nie nadzwyczajna kreacja Dawida Ogrodnika grającego księdza Kaczkowskiego.
Seans wyłącznie dla najwierniejszych fanów, pozostali powinni raczej wrócić do pięknie odrestaurowanego pierwowzoru, dostępnego w tym samym serwisie streamingowym.