Recenzja spektaklu: „Sztuka intonacji”, reż. Anna Wieczur
Kontekstem jest współczesność – od kwestii wolności artysty w autorytarnym systemie po mizoginię polskiego teatru.
Kontekstem jest współczesność – od kwestii wolności artysty w autorytarnym systemie po mizoginię polskiego teatru.
Spektakl tradycyjny, nieprzeładowany, a przy tym dobrze wykonany muzycznie pod dyrekcją Dawida Runtza.
Wcielający się w bohaterów aktorzy białoruscy i rosyjscy akcentują nadzieję i wiarę, że cierpienie, wysiłek, śmierć nie pójdą na marne.
Autorskie podsumowanie 2021 roku w teatrze.
Po dobijająco mrocznym, pozbawionym nadziei „Woyzecku”, wystawionym w Narodowym przed rokiem, Piotr Cieplak postanowił poszukać jaśniejszego tonu.
Pandemia przypomniała nam różne postawy i reakcje ludzkie wobec choroby, które są jednym z głównych tematów opery Pucciniego.
„Cudzoziemka” Marii Kuncewiczowej wyróżnia się na tle polskiej literatury międzywojnia oryginalnym, kobiecym spojrzeniem na rodzinę, mocnym osadzeniem w życiowym doświadczeniu i wiarygodnym psychologizmem.
To mógłby być bardzo aktualny spektakl – o dziedziczonych przywilejach, które trzeba z żalem pożegnać, o życiu na cudzy koszt i dobrobycie na kredyt, który wreszcie trzeba zacząć spłacać.
Ciekawa koncepcja, niespodziewanie dobrze łącząca się z muzyką.
Całość ma wymiar uniwersalny i, co może najważniejsze, skłania do wejścia na deski własnego domu rodzinnego i przyjrzenia się tym, które go przez pokolenia budowały.
Przed premierą Paweł Miśkiewicz zapowiadał swój „Zamek” jako kontynuację wystawionego na tej samej scenie cztery lata wcześniej „Idioty” Dostojewskiego.
Gdyby wszystkie sceny były tak precyzyjnie zrealizowane, jak otwierająca „Śnieg” rozmowa w kawiarni, zmieniająca się w samozwańczy sąd moralności – widzowie świadomi obecnej sytuacji w Polsce mogliby psychicznie nie wytrzymać kolejnych.
Za podstawę scenariusza posłużył „Stramer”, głośna powieść Mikołaja Łozińskiego o życiu żydowskiej rodziny w przedwojennym Tarnowie, oraz fragmenty „Wyjechali” W.G. Sebalda.
Całym kształtem muzycznym zawiadował tym razem znany niemiecki dyrygent Lothar Koenigs, z pozytywnym efektem.
Spektakl, który otwierała scena spowiedzi, kończy się ekstatyczno-erotycznym rave’em samotnego tłumu.
Są tu momenty poruszające, odniesienia do współczesności, także polskiej, są czytelne i bolesne, ale nie wszystko działa.
Nazwa drugiej siedziby Klubu Komediowego – Rakieta Klub – zobowiązuje. Nowy spektakl orbituje wokół Ziemi i jej problemów.
Michał Borczuch wielokrotnie udowadniał, że potrafi i lubi pracować z młodymi ludźmi.
Bydgoski spektakl jest przede wszystkim świetną rozrywką.
Ogląda się tę 70-minutową całość gładko. Zbyt gładko.