Ten tekst można potraktować jako podstawowy samouczek na temat tego, o czym było ostatnio głośno na rynku smartfonów, albo jako źródło ciekawej anegdoty, gdy znajdziemy się w gronie technologicznych laików. Zawsze można przecież zagaić: „A wiecie, że smartfony mają już elastyczne ekrany?”.
Żarty jednak na bok, bo sprawa jest wbrew pozorom poważna. Dotyczy gadżetów, które stały się nieodłączonym elementem naszego życia. Wystarczy poobserwować przez kilka chwil ludzi. Naprawdę rzadko zdarzają się osobniki, które nie gapią się nałogowo w ekrany. Producenci dwoją się i troją, żeby tę uwagę podtrzymać, a co ważniejsze, zmusić nas do kupowania coraz nowszych modeli, mimo że stare mają się jeszcze dobrze.
Czytaj też: Ekran się zagina, czyli rewolucja w smartfonach
Samsung wraca po falstarcie
Jednym z najnowszych sposobów jest zastosowanie w tych urządzeniach elastycznych, giętkich, składanych wyświetlaczy. Brzmi to dość niedorzecznie i właściwie ciężko to opisać. Najlepiej poczuć pod naciskiem palców.
Wiele firm próbuje nas czymś takim (albo zapowiedzią czegoś takiego) zaskoczyć, ale na czoło wysuwają się właściwie dwie: Samsung i Motorola. Koreańczycy pierwszy model pokazali blisko rok temu, choć Galaxy Fold zaliczył drobny falstart. Samsung zapowiadał rewolucję, ale przesunął wejście na rynek, gdy recenzenci zaczęli zgłaszać usterki kluczowego elementu, czyli składanego ekranu. Producent stwierdził, że przyczyną problemów mogą być siły działające na górne i dolne elementy zawiasu, przeprojektował gadżet i wypuścił go z kilkumiesięcznym opóźnieniem.
Po kolejnych miesiącach, w lutym tego roku, pokazał drugie urządzenie z tej serii – niewielkiego Galaxy Z Flip. Smartfon przypomina małe, zamykane lusterko. Kwadratowy gadżet po rozłożeniu oferuje 6,7-calowy wyświetlacz. Samsung chwali się, że to ekran Infinity Flex Display z opatentowanym przez firmę zginanym, ultracienkim szkłem. Wyświetlacz to jedno, ale odpowiedni system też jest ważny. Tutaj pomógł Google, dopracowując system do możliwości, które dają tego typu wyświetlacze. Gdy postawimy Z Flipa tak jak laptopa, to ekran dzieli się automatycznie na dwa mniejsze, z czego jeden służy do nawigacji, a drugi wyświetla treść. To, że na składakach można jednocześnie korzystać z więcej niż jednej aplikacji, jest jedną z najważniejszych zalet tych urządzeń.
Motorola żeni nostalgię i nowoczesność
Samsung wysunął się na pozycję lidera, ale nie jest oczywiście jedynym producentem smartfonów, który eksperymentuje z giętkimi ekranami. Sporo szumu wywołał debiut Motoroli Razr, choć w tym przypadku amerykańska firma kontrolowana przez chińskie Lenovo postanowiła zagrać na dwóch strunach: nostalgii i nowoczesności. Z jednej strony dostajemy bowiem elastyczny wyświetlacz, a z drugiej do życia przywracany jest jeden z kultowych telefonów komórkowych, który skutecznie walczył na rynku z modelami Nokii, zanim światem i naszymi palcami zawładnęły smartfony.
Nowy Razr przypomina prekursora, ale oczywiście jest zupełnie inną maszyną. Motorola chwali się, że wykorzystała zawias z zerową szczeliną, który zapewnia dopasowanie z obu stron. Główny ekran ma 6,2 cala, natomiast zewnętrzny, którego można używać, gdy telefon jest złożony – 2,7 cala. Gadżet też korzysta z systemu Android od Google’a. Na stronie internetowej Motoroli wita nas jednak następujący komunikat: „Wyprzedałem się w mgnieniu oka. Motorola robi wszystko, co tylko możliwe, abym prędko trafił w Twoje ręce!”.
Czytaj też: Czy sterowanie urządzeniami za pomocą myśli jest możliwe?
Smartfony coraz droższe. Czy lepsze?
Motorola każe czekać i zarejestrować się na liście oczekujących w sieci Orange. Nie wiemy, ile egzemplarzy rzucono na początek na rynek, więc trudno określić skalę popularności. Na pewno smartfony z elastycznymi ekranami to jak na razie oferta raczej dla zasobnych klientów. Albo takich zapaleńców, którzy są w stanie zaciągnąć kredyt, żeby tylko mieć najnowszy krzyk mody w kieszeni.
Samsung Galaxy Fold kosztuje 9 tys. zł (tak: dziewięć tysięcy złotych) i niewielkim pocieszeniem jest fakt, że w zestawie dostaje się bezprzewodowe słuchawki i dizajnerskie etui. Samsung Galaxy Z Flip to propozycja dla bardziej oszczędnych, ale i tak trzeba wydać 6600 zł za wersję 256 GB. Dla porównania: za iPhone’a 11 Pro 512 GB, czyli najbardziej wypasionego smartfona firmy z nadgryzionym jabłkiem w logo, trzeba zapłacić 7449 zł, choć w skromniejszej wersji „wystarczy” 5699. Motorola Razr wepchnęła się pomiędzy te przedziały cenowe i bez abonamentu kosztuje 7299 zł.
Tak czy owak – to na razie dla wielu użytkowników zbędny luksus lub rodzaj technologicznej ciekawostki. Producenci sami chyba do końca nie wiedzą, czy koncepcja się przyjmie i wyjdzie poza ramy ekstrawaganckiej mody. Pewne jest jednak to, że smartfonom potrzebne są świeże pomysły.
Czytaj też: Jak sprawdzić, co wie o nas smartfon