Ludzie i style

To nie jest internet dla brzydkich i biednych ludzi

Należąca do pekińskiej firmy ByteDance aplikacja pozwala na dzielenie się krótkimi filmikami z innymi użytkownikami. Należąca do pekińskiej firmy ByteDance aplikacja pozwala na dzielenie się krótkimi filmikami z innymi użytkownikami. China Stringer Network / Reuters / Forum
Internetowy serwis Intercept opublikował dokumenty zawierające wytyczne dla moderatorów platformy TikTok, co wywołało falę oburzenia – bo mieli ukrywać „brzydkich i biednych”.

Należąca do pekińskiej firmy ByteDance aplikacja pozwala na dzielenie się krótkimi filmikami z innymi użytkownikami. Nie powinno dziwić – chociaż brak zdziwienia nie może być podstawą do braku oburzenia – że wśród tych wytycznych znalazły się zalecenia cenzury treści, które nie są po myśli rządu Chin. Dawno zauważono, że treści, które nie podobają się Pekinowi, po prostu znikają. Czasem ich opublikowanie traktowane jest jako naruszenie regulaminu, przez co konto użytkownika może zostać usunięte z serwisu.

Blokadą została ukarana amerykańska nastolatka Ferozie Aziz, która w filmiku instruktażowym na temat tego, „jak wydłużyć rzęsy”, poruszyła sprawę obozów reedukacyjnych dla Ujgurów, muzułmańskiej mniejszości w Chinach. Gdy na ten przypadek uwagę zwróciły światowe media, TikTok oznajmił, że ban nie miał nic wspólnego z politycznym przekazem, a dotyczył innych materiałów „związanych z terroryzmem”.

Tajne algorytmy TikToka

O ile wszyscy są przyzwyczajeni do tego typu cenzury, o tyle oburzenie wywołały wytyczne dotyczące nie cenzury, ale sposobu kurowania treści. Konto w serwisie może założyć każdy, kto skończył 13 lat – a potem komentować cudzą twórczość, rozdawać lajki, a także wrzucać własnoręcznie stworzone filmiki i prowadzić transmisje na żywo. Moderacja tych ostatnich jest surowsza (trudno zapanować nad treścią powstającą w czasie rzeczywistym), więc naruszenia regulaminu skutkują zawieszeniem konta. Ale ban to niejedyne narzędzie, jakie mają moderatorzy tego typu platform – często w celu kształtowania określonego wizerunku serwisu stosuje się „shadow ban” – ograniczenie widoczności treści bez informowania o tym użytkownika.

Czytaj też: Cała prawda o zawodzie moderatora

Do treści na TikToku można dotrzeć na kilka sposobów – wejść na stronę główną, gdzie pokazywane są trendy, odwiedzić profil konkretnego użytkownika lub zbiór filmów nagranych przy użyciu tego samego dźwięku – piosenki czy dialogu. Ale głównym sposobem konsumpcji jest przeglądanie nieskończonego strumienia dobieranych przez algorytmy – osobno dla każdego użytkownika – treści w zakładce nazwanej „Dla ciebie”. Właśnie sposób, w jaki filmiki lądują w „Dla ciebie”, wzbudza tyle kontrowersji. Niedawno okazało się, że aby dostosować się do preferencji użytkownika, serwis bada nie tylko zainteresowania, ulubione trendy czy typ treści, ale także używa analizy biometrycznej, żeby pokazywać ludzi wyglądających podobnie do tych wcześniej polubionych.

Czytaj też: Biometria na Facebooku to gra o najwyższą stawkę

To nie jest serwis dla brzydkich ludzi?

Oprócz doboru maszynowego działa ręczna moderacja. I właśnie tym żywym moderatorom władze serwisu, jak donosi Intercept, poleciły staranne przygotowywanie treści dla nowych użytkowników, tak żeby serwis wydawał się atrakcyjny. W tym celu należało ukrywać filmiki pochodzące od „osób o nienormatywnym kształcie ciała, pucułowatych, z widocznym piwnym brzuchem, otyłych lub wychudzonych”, o „zdeformowanych twarzach, z brakami w uzębieniu, z dużą ilością zmarszczek” itd. Niepożądane były też nietrakcyjne tła – slumsy, zapadłe wsie, zniszczone ściany, brud i bałagan w pokoju. Przedstawiciele TikToka odpowiedzieli, że wytyczne zostały wycofane, a ich wprowadzenie miało zapobiec szykanom ze strony innych użytkowników – „brzydkie” osoby miałyby być szczególnie narażone na cyberprzemoc. Nie jest to wyjaśnienie, które wydaje się wiarygodne.

Z własnego, rocznego doświadczenia korzystania z TikToka mogę powiedzieć, że widziałem wiele treści, które raczej łamały te wytyczne (zwłaszcza piwne brzuchy), nie wiem więc, czy faktycznie zostały wcielone w życie. Wydaje mi się, że problem jest znacznie szerszy niż TikTok, który jako „chińska aplikacja dla młodzieży” jest wdzięcznym obiektem oburzenia (zwłaszcza ze strony ludzi, którzy i tak nigdy nie mieli zamiaru z niej korzystać). Znalezione w tiktokowych dokumentach kryteria atrakcyjności treści są przecież typowe dla współczesnej popkultury – która zarówno „biedę”, jak i „brzydotę” pokazuje w przypudrowanej, bardzo umownej wersji.

Czytaj też: Czy jesteś ładna? Sieć prawdę ci powie

Gdzie ta wirtualna utopia?

Piszę o popkulturze, bo może właśnie trzeba przestać myśleć o serwisach z treściami użytkowników jak o platformach społecznościowych, a zacząć jak o produkcie domowych manufaktur rozrywki. Przykład tego, co jest atrakcyjne i pożądane, idzie z góry; serwis typu TikTok dostosowuje się więc do oczekiwań. Nie powinno to dziwić – ale powtórzę, brak zdziwienia nie może być podstawą do braku oburzenia.

Kolejny raz upada popularny jeszcze kilkanaście lat temu mit internetu jako oazy wolności, miejsca, w którym można być sobą. No cóż, można, ale nie można liczyć, że w późnym kapitalizmie czy państwowej technokracji ktoś będzie nam chciał w tym byciu sobą pomagać. Jak na razie nie zapowiada się żadna rewolucja – ale warto mieć nadzieję, że kropla drąży skałę i kiedyś suma oburzenia na pojedyncze incydenty przekroczy masę krytyczną.

Czytaj też: Nowa technologia nas cofa

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną