To oczywiste, że w czasach pandemii koronawirusa, której końca nie widać, presja, by wprowadzić na rynek skuteczną szczepionkę, jest ogromna. Nie zaskakuje też, że działaniom tym towarzyszą nieczyste zagrania (próby podkupienia, zmonopolizowania dostępu czy kradzieży danych). Ale pewne zasady gry trzeba zachować: dopuszczać preparaty należycie przebadane, dobrze tolerowane, niedające poważnych skutków ubocznych i działające zgodnie z założeniem.
Testy na zwierzętach czy krótkie, kilkutygodniowe obserwacje wśród wolontariuszy nie mogą dać zadowalających, pełnych odpowiedzi na najważniejsze pytania o skuteczność, a przede wszystkim bezpieczeństwo leków. Nawet jeżeli wstępne wyniki są pozytywne, mogą być tylko wskazówką do dalszych analiz. Nie bez powodu badania szczepionek przebiegają trójfazowo – pozwala to sprawdzić, jaka jest odpowiedź organizmu na preparat w dużych i różnych grupach badanych i jak bardzo trwała jest sztucznie wywołana odporność na czynnik zakaźny.
Czytaj też: Aplidin, remdesivir, deksametazon? Poszukiwania leku na Covid-19
Pośpiech tak, niedbałość i propaganda – nie
Owszem, pewien pośpiech jest zrozumiały. W przypadku niektórych szczepionek, np. miRNA amerykańskiej Moderny, pominięto całkowicie fazę badań na zwierzętach. Instytucje dopuszczające preparaty do badań klinicznych traktowały wnioski z należytą priorytetowością, oceniając je w trybie tzw.