Taki m.in. wniosek można wyciągnąć z listu, który w styczniu br. wysłał Polski Bank Komórek Macierzystych (PBKM) do premiera Mateusza Morawieckiego oraz szeregu innych ważnych osób i instytucji, m.in. Naczelnej Rady Lekarskiej i Rzecznika Praw Pacjenta. W dokumencie tym firma oskarża Komitet Biotechnologii PAN, w którym szczególną rolę szwarccharakteru ma odgrywać jego wiceprzewodniczący, czyli prof. Józef Dulak (kierownik Zakładu Biotechnologii Medycznej Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz specjalista od komórek macierzystych). To właśnie to ciało i ten naukowiec mieli w Polsce wiosną ubiegłego roku uniemożliwić podawanie ciężko chorym na covid-19 tzw. mezenchymalnych komórek macierzystych pobieranych ze sznura pępowinowego. A rękę do tego przyłożyła redakcja „Polityki”, publikując artykuł: „Wiceminister nauki chce zwalczać Covid-19 komórkami macierzystymi? Uczeni protestują”, oraz radio TOK Fm, zapraszając do audycji prof. Józefa Dulaka.
Wątpliwe drogie terapie
W tym momencie czytelnikom należy się wyjaśnienie, czym jest Polski Bank Komórek Macierzystych (PBKM). To firma notowana na giełdzie i będąca głównym ogniwem działającej na międzynarodową skalę grupy FamiCord, która szczyci się tym, że jest największym bankiem komórek macierzystych w Europie. I jedyną w Polsce prowadzącą zbiórkę fragmentów pępowiny na użytek pozyskiwania z niej komórek macierzystych i mezenchymalnych.
Ponad roku temu opublikowaliśmy wyniki naszego dziennikarskiego śledztwa poświęconego prywatnym klinikom w Polsce, podającym pacjentom cierpiącym na różnorodne choroby i zaburzenia (np. dzieciom ze spektrum autyzmu) m.in. mezenchymalne komórki macierzyste pochodzące ze sznura pępowinowego. Tego typu zabiegi nie mają potwierdzonej badaniami klinicznymi skuteczności działania, za to kosztują pacjentów krocie: dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych. I odbywają się dzięki wykorzystaniu kontrowersyjnego zapisu w ustawie o zawodzie lekarza pozwalającego na przeprowadzanie „eksperymentów leczniczych” za zgodą komisji bioetycznych. Chodzi o stosowanie nowych lub tylko częściowo wypróbowanych metod, jeżeli dotychczasowe nie są skuteczne lub ich skuteczność nie jest wystarczająca.
Kiedy wejdzie się na strony internetowe wielu prywatnych klinik oferujących takie mocno wątpliwe terapie, od razu rzuca się w oczy ich częsta współpraca właśnie z PBKM, który dostarcza do tych placówek m.in. komórki ze sznura pępowinowego. Co więcej, firma jest istotnym udziałowcem co najmniej jednej takiej kliniki działającej w Olsztynie.
Czytaj także: Terapie komórkami macierzystymi – niesprawdzone i ryzykowne, przypominają naukowcy
Cud na Florydzie?
PBKM chciała zaangażować się w ubiegłym roku w próby leczenia w Polsce macierzystymi komórkami mezenchymalnymi chorych na covid-19. Miała to uniemożliwić, jak pisze we wspomnianym liście do premiera, zła atmosfera wywołana przez Komitet Biotechnologii PAN, prof. Dulaka oraz wspierające ich media (choć PBKM nie wspomina, że negatywne opinie na temat stosowania komórek macierzystych u ciężko chorych na covid-19 wydały również dwa prestiżowe towarzystwa naukowe: International Society for Stem Cell Research oraz International Society for Cell & Gene Therapy).
Tymczasem, twierdzi firma, najnowsze badania naukowców z University of Miami (opublikowane na łamach „Stem Cell Translational Medicine”) wykazały, że tzw. mezenchymalne komórki macierzyste ze sznura pępowinowego podane dożylnie zakażonym koronwirusem, u których wystąpił zespół ostrej niewydolności oddechowej (ARDS), wykazują wręcz wspaniałe właściwości lecznicze. A przeprowadzono je według najbardziej wyśrubowanych rygorów: m.in. losowy podział pacjentów na dwie grupy, z których jedna otrzymywała komórki mezenchymalne, a druga, tzw. kontrolna, placebo; podwójnie ślepa próba, czyli ani pacjenci, ani lekarze nie wiedzą, czy podają lek, czy placebo. I wykazano, że przeżywalność (w ciągu miesiąca) u osób, którym podano komórki mezenchymalne wyniosła 91 proc. w porównaniu do 42 proc. w grupie placebo. Co więcej, w pierwszej grupie w ciągu 30 dni wyzdrowiało 80 proc. osób, a w kontrolnej tylko 37 proc.
Czy mamy zatem wreszcie (niemal) cudowny lek dla ciężko chorych na covid-19? Żaden bowiem inny testowany dotąd medykament (poza szczepionkami) nie wykazał w badaniach klinicznych tak wysokiej skuteczności. Tylko dlaczego nie trąbią o tym wszystkie światowe media, skoro publikacja amerykańskich naukowców ukazała się już na początku roku?!
Czytaj także: Obalamy fake newsy nt. szczepionki na koronawirusa
Nie badaliśmy skuteczności
Problem w tym, że badanie przeprowadzono z udziałem zaledwie 24 pacjentów, których podzielono na wspomniane dwie grupy: otrzymującą dożylnie komórki mezenchymalne oraz placebo. Co więcej, w grupie kontrolnej znalazło się więcej mężczyzn (a statystycznie wykazują oni mniejszą przeżywalność niż kobiety chore na covid-19), osób cierpiących na poważne choroby współistniejące (m.in. jeden pacjent z nowotworem) oraz pacjentów w bardziej zaawansowanym ciężkim stadium covid-19 (burza cytokinowa).
Sami naukowcy z University of Miami zaznaczają wyraźnie w swoim artykule, że ich badanie nie zostało zaprojektowane jako test skuteczności terapii komórkami mezenchymalnymi ze sznura pępowinowego (!), tylko jako sprawdzian bezpieczeństwa ich podania. Przyznają również, że mała liczebność grup mogła wpłynąć na wyniki. Aczkolwiek są one – według Amerykanów – bardzo zachęcające do dalszych badań, które ustaliłyby skuteczność takiej terapii.
Czytaj także: Amantadyna i covid. Słuchajmy ekspertów, a nie polityków
Innymi słowy, jakaś nadzieja jest, ale to jeszcze nie dowód, że podanie takich komórek macierzystych rzeczywiście działa. Nie wiadomo również, jaki miałby być mechanizm leczniczy. Mimo robiącej wrażenie nazwy „komórki macierzyste” komórki mezenchymalne ze sznura pępowinowego nie naprawiają uszkodzonych płuc. Ich działanie, jeśli już, wynikałoby z posiadania przeciwzapalnych substancji. Ale to tylko hipoteza. Poza tym pojawia się pytanie, dlaczego inne komórki ciała, też zawierające takie substancje, nie miałyby zadziałać analogicznie? Z drugiej zaś strony, podanie obcych komórek mezenchymalnych może zwiększać u pacjentów ryzyko powstania zakrzepów.
Zbyt piękne, by były prawdziwe?
Prof. Paul Knoepfler z UC Davis School of Medicine, który od lat prowadzi ceniony blog „The Niche”, gdzie bardzo uważnie przygląda się terapiom z użyciem komórek macierzystych, także skomentował publikację naukowców z Florydy. W swoim tekście podkreśla właśnie bardzo małą grupę badanych, zwraca też uwagę m.in. na różnice stanu zdrowia pacjentów w grupach. Pisze m.in. tak: „Nawet będąc sceptykiem wobec tego podejścia [terapii tzw. mezenchymalnymi komórkami macierzystymi – przyp. MR], powiedziałbym, że są to nieco zachęcające wyniki, których się nie spodziewałem. Ale wydają mi się zbyt piękne, by były prawdziwe”.
Rozstrzygające więc okażą się dopiero badania kliniczne z odpowiednio liczną grupą pacjentów. Szczególnie że m.in. testy przeprowadzone przez australijską firmę Mesoblast z udziałem 200 pacjentów przyniosły zupełnie przeciwne, bo negatywne wyniki.
PS. Do zarzutów PBKM odniósł się też Komitet Biotechnologii PAN, m.in. analizując wynik badań naukowców z University of Miami.